Po jednym z meczów ligi juniorów, Darek Stalmach, młody ofensywny pomocnik, został zaproszony do gabinetu dyrektora sportowego Górnika Zabrze Artura Płatka. Rozmowa trwała dobre kilkadziesiąt minut. Była mowa o mocnych stronach, o tym co do poprawy, o przyszłości zawodnika w klubie.
14-letni piłkarz cały czas zerkał za okno, z którego widać było główną płytę stadionu Górnika.
- Jeśli chodzi o dwa, może trzy najbliższe lata... to o czym marzysz? - spytał w pewnym momencie Płatek.
- Chciałbym tam zagrać. Zanim skończę 16 lat - odparł Stalmach z pewnością w głosie.
Płatek zaczął się śmiać.
- No kolego, to są takie dość odważne marzenia - skwitował.
W niedzielę wieczorem Płatek wysłał do Stalmacha sms: "Szkoda, że tego nie doczekałem". Dyrektor sportowy klubu został zwolniony pod naciskiem kibiców. Stalmach spełnił swoje marzenie. Zadebiutował 21 listopada, 17 dni przed swoimi 16. urodzinami.
Trener Jan Urban nie robił młodemu nadziei. Powiedział, że weźmie go na ławkę, może wpuści, ale niedługo przed meczem powiedział wprost, że to za duże wyzwanie, że może jeszcze nie teraz. Z perspektywy czasu możemy się domyślać, że chodziło tylko o to, by młody zawodnik się nie spalił, nie miał czasu by myśleć o debiucie. Dwie godziny przed meczem na odprawie Urban wyczytał nazwiska zawodników podstawowej jedenastki. 20 minut później Grzegorz Stalmach, były naczelnik wydziału kryminalnego w Zabrzu odczytał informację od syna: "Ja pierdyle, wychodzę w podstawie". Szybko wstukał odpowiedź: "Głowa do góry, znasz swoją wartość, dasz radę".
Podzielili się rolami. Mama została w domu, żeby nagrać relację. Nigdy nic nie wiadomo. Tata z teściem pojechali na stadion.
- Ludzie mówili: "Co ten Urban robi, mecz chce przegrać. Gówniarza wstawił, co to za ciul". Ja nie reagowałem, miałem stan przedzawałowy tego dnia. Oczywiście w przenośni. Serce mi biło. Gdzieś tak do 17.40. Wtedy, w 10. minucie meczu, Darek miał na koncie trzy odbiory, widziałem, że czuje się dobrze. Całe ciśnienie ze mnie zeszło. Zobaczyłem, że kibice przede mną wstukują w google imię i nazwisko mojego syna, oglądają jego zdjęcie, sprawdzają co to za chłopak. A jak schodziłem po meczu słyszałem jak ludzie mówią, że niezły ten młody, że coś z niego będzie - opowiada ojciec zawodnika.
Tak naprawdę Urban wiedział, że chłopak jest gotowy. 12 listopada wpuścił młodego na ostatnie 20 minut z SFC Opava, czeskim drugoligowcem. Stalmach miał kilka razy piłkę, oddał strzał głową, ale trafił w słupek. W żadnych statystykach nie zostało to odnotowane, nie było śladu po jego grze. W statystykach google z meczu z Legią, w grafice meczowej, jest tylko 10 nazwisk i w środku pomocy, bez nazwiska, numer 22.
- Piłkarz widmo - śmieje się Stalmach senior. Mało kto był przygotowany na ten debiut, ale wszystko ułożyło się korzystnie dla chłopaka. Ktoś miał uraz, ktoś był na kwarantannie. Urban miał do wyboru: Stalmacha albo Krzysztofa Kubicę. Pomyślał tak: Jak Kubica zagra słabo, wstawi Stalmacha. Ten się spali i Górnik będzie grał w 10. Jeśli Stalmach zagra słabo, wstawi Kubicę i ten się nie spali, bo ma już 21 lat.
Miał rację. Wstawił Stalmacha, ten zagrał dobrze, ale z czasem wszedł za niego Kubica i strzelił bramkę na 3:2 z Legią. Same pozytywy.
Dariusz Stalmach pochodzi z Zabrza, mieszka 500 metrów od stadionu Górnika, ale do klubu dostał się okrężną drogą. Zaczynał w miejscowych klubikach, których nazw ojciec nie pamięta. Wszystko przez to, że grał w piłkę gdzie się dało, odbijał ją cały czas.
- Miał kilka lat i już na święta dostawał głównie piłki. Zawsze one gdzieś były. Na początku żona powiedziała do mnie: "Zapiszmy go na jakieś zajęcia, niech pokopie aż mu się znudzi". No i do tej pory się nie znudziło - śmieje się pan Grzegorz.
Myśli dzieciaka krążyły wokół futbolu. W pokoju miał taki wiszący worek, w którym było mnóstwo piłek. Na ścianie plakat ze Stevenem Gerrardem, idolem chłopaka. Na półce statuetki. Dziesiątki statuetek. Małe muzeum futbolu.
Ojciec zawodnika sam grał w piłkę w juniorach Górnika Zabrze na środku pomocy. Gdy miał 12 lat podawał piłki mistrzom Polski prowadzonym przez Huberta Kostkę. Był tam Andrzej Iwan, Waldemar Matysik, Ryszard Komornicki i oczywiście Jan Urban, wielka gwiazda tamtej ekipy.
Stalmach senior był w zespole z Adamem Kompałą, Piotrem Gierczakiem, potem pierwszym trenerem Darka w Górniku. Dograł do 18. roku życia, potem stracił miejsce, wygryzł go Jacek Wiśniewski. Dziś Stalmach junior gra w drużynie z Wiśniewskim juniorem.
Od początku było jasne, że ma talent, jakkolwiek byśmy to definiowali. - Myślał na boisku. Od dziecka wiedział jak kopnąć piłkę, z lewej, z prawej. Potem, mając pięć, może sześć lat posyłał świetne prostopadłe piłki do kolegów. Trenerzy mówili, że wyprzedza większość chłopaków pod względem myślenia na boisku o kilka lat - opowiada ojciec.
Któregoś dnia drużyna pojechała na mecz na stadionie Podlesianki Katowice. Starszy pan, który pilnował obiektu, podszedł po meczu do rodziców.
- Jak się nazywa ten chłopiec? - zapytał.
- Darek Stalmach - odparł ojciec zawodnika.
- Ok, wychowałem już kilku naprawdę dobrych zawodników... i myślę, że ten chłopak będzie grał. Zapisuję sobie to nazwisko, sprawdzę za kilka lat - odparł starszy pan.
Gdy Darek miał 8 lat, jego ojciec, wtedy już emerytowany policjant, założył ze znajomym szkółkę dla dzieci. Korzystali z obiektów Sparty Zabrze i pod taką nazwą występowali. Trzy lata później chłopiec poszedł do Rozwoju Katowice, a potem do Ruchu Radzionków.
- Wtedy robiłem dziennie po 100 kilometrów, było to dla nas trochę męczące - mówi Grzegorz Stalmach. W końcu, gdy Darek miał 13 lat, poszedł do Górnika. Miał na stadion 500 metrów. Chłopaka od początku opieką otoczył starszy kolega Kamil Grudziński, pomógł mu się zaadaptować. Stalmach szybko zaczął piąć się w górę, trafił do młodzieżowych reprezentacji Polski.
- W tamtym czasie zaczęliśmy tworzyć poważną drużynę w tej kategorii - mówi Łukasz Milik, dyrektor akademii. - Darek jest zawodnikiem świetnym technicznie, dobrze gra w kombinacji, szybko myśli, ma fajne podanie. Ale też od początku cechowała go wielka determinacja, i świadomość, jest mocny mentalnie - dodaje dyrektor.
To też kwestia wychowania. Stalmach, syn małżeństwa psychologów, od początku był nakierowywany na samodzielność. Czyta umowy, które go dotyczą, podejmuje ostateczne decyzje. Od początku w domu Stalmachów twardo stąpa się po ziemi.
- Kiedy zorientował się pan, że syn może być zawodowym piłkarzem - pytamy na zakończenie Grzegorza Stalmacha?
- Jeszcze tego nie wiem, on ma dopiero 15 lat. Mam jedynie nadzieję, że mu się uda - odpowiada z rozbrajającą szczerością ojciec.
ZOBACZ WIDEO: #dziejesiewsporcie: grał im na nosie, ale miał pecha. Ochroniarz był jak... gepard!