Gdy media ogłosiły, że selekcjonerem reprezentacji Polski zostanie Czesław Michniewicz, natychmiast pojawiło się wiele głosów krytyki czy wręcz oburzenia. Przed laty Michniewicz był bardzo blisko związany z Ryszardem F. "Fryzjerem", który jest uważany za jedną z najważniejszych postaci afery korupcyjnej w polskiej piłce. Doszło nawet do tego, że Maciej Szczęsny wręczył swego czasu Michniewiczowi koszulkę z numerem 711. A od soboty w mediach społecznościowych można przeczytać mnóstwo wpisów, w których pojawia się ta liczba. O co dokładnie chodzi? Skąd fala oburzenia? O wyjaśnienie poprosiliśmy Dominika Panka z Polskiego Radia, autora bloga "Piłkarska Mafia". To dziennikarz, który od wielu lat zajmuje się tematyką korupcji w polskiej piłce i - bez dwóch zdań - jest największym ekspertem w tej dziedzinie w naszym kraju.
Marek Wawrzynowski, WP SportoweFakty: O co chodzi w ciągnącym się od lat za Czesławem Michniewiczem numerem 711?
Dominik Panek, dziennikarz Polskiego Radia: Co najmniej tyle połączeń według prokuratury było między Czesławem Michniewiczem a Ryszardem F., nazywanym ojcem chrzestnym piłkarskiej mafii, człowiekiem, który ustawiał mecze.
ZOBACZ WIDEO: #dziejesiewsporcie: długo się nie zastanawiał! "Bramka stadiony świata"
Tyle razy rozmawiali?
Nie, czasem to mogły być próby połączeń, połączenia nieodebrane. Pełnej wiedzy na ten temat nie mamy.
Więc zupełnie teoretycznie mogło się zdarzyć, że na przykład "Fryzjer" dzwonił 20 razy, ale dodzwonił się tylko raz?
Tak. To jest możliwe. Ale pamiętajmy, że - jak ustalili w śledztwie prokuratorzy - często było tak, że "Fryzjer" dawał "znak sygnał" swojemu rozmówcy, by ten oddzwonił na "bezpieczny" numer telefonu. "Fryzjer" dysponował szeregiem numerów telefonów na kartę.
Obrońcy Michniewicza podnoszą argument, że nie został skazany, nie miał zarzutów.
Oczywiście, w świetle prawa jest niewinny i nikt, kto zna sprawę, nigdy nie twierdził inaczej. Nikomu nigdy nie udało się udowodnić, że Michniewicz łamał prawo, ustawiając mecze.
W czym więc problem?
Jest jeszcze jakaś odpowiedzialność moralna. Jak wytłumaczyć to, że Michniewicz kontaktował się z "Fryzjerem" tyle razy? W jakim celu?
Prokuratura nie była w stanie tego ustalić?
Nie było podsłuchów na telefonie Michniewicza.
A co on sam mówił? Publicznie nigdy się z tego nie chciał wytłumaczyć, było to raczej odsuwanie tematu.
W prokuraturze tłumaczył się na różne sposoby. Po pierwsze, gdy był w Amice, najpierw jako bramkarz, a potem jako trener bramkarzy, "Fryzjer" zajmował tam stanowisko menedżerskie. Każdy wiedział, że musi z nim dobrze żyć i Michniewicz, jak mówił, starał się mu nie podpaść. Mamy tam różne sytuacje. Raz żona Michniewicza potrzebowała lekarza i "Fryzjer" miał to pomóc załatwić, raz Michniewiczowi ukradziono samochód i "Fryzjer" miał pomóc mu znaleźć osobę, która miała sprowadzić nowy z zagranicy.
Życiowe sprawy. Czy był jeszcze ktoś, kto tak często łączył się z "Fryzjerem"?
Może sędzia piłkarski Marek Ryżek, poza tym nikt.
Marek Ryżek od 15 lat jest poza zawodem. Ale jak sam pan mówił, Michniewicz w świetle prawa jest niewinny, nie było zarzutów.
Prokuratorzy nie byli w stanie powiązać z nim konkretnych zdarzeń. Prokuratura miała billingi "Fryzjera" i z nich wynikało, że telefony od konkretnych osób były częste przed meczem i po. Dzięki temu prokuratorzy mogli ustalić kto dzwonił i kiedy, wytypować mecze i na tej podstawie działać. W przypadku Michniewicza było to niemożliwe, bo telefony były zbyt częste.
Zacytuję artykuł Michniewicza dla strony "Weszlo.com": "Szkoda, że znów dochodzi do manipulacji czytelnikami i że nikt nie wspomina, że te 711 rozmów rozkłada się na lata, a ja Ryszarda Forbricha poznałem już w roku 1996 roku, kiedy trafiłem z Polonii Gdańsk do Amiki Wronki".
Te 711 połączeń dotyczy okresu od 2003 roku, więc mówimy o około dwóch latach, nie o dziewięciu.
A co na ten temat mówił "Fryzjer" i na ile jest wiarygodny?
Prokuratorzy podkreślali, że często "Fryzjer" w swoich wyjaśnienia mówił źle i dużo o ludziach, z którymi miał złe kontakty, chronił natomiast i mówił bardzo mało o swoich najbliższych współpracownikach.
Nazwisko Michniewicza pojawia się w zeznaniach Janusza Wójcika, trenera Świtu Nowy Dwór Mazowiecki. Przypomnijmy, że Świt rywalizował o utrzymanie z Górnikiem Polkowice i zapłacił Lechowi, to była premia motywacyjna.
Tak, choć trzeba od razu zaznaczyć, że w tej sprawie nikt nie został skazany. Wrocławski sąd uznał, że tego typu motywacja nie jest przestępstwem, to nie korupcja. Uniewinnił od tego zarzutu m.in. Piotra Reissa czy Roberta Dominiaka, b. masażystę Lecha.
Z tym założeniem przejdźmy do kontaktów na linii Wójcik – Michniewicz. Na czym miało to polegać?
"Fryzjer" bardzo często działał tak, że uwiarygadniał się, dzwoniąc do kogoś w - telefonicznej najczęściej - obecności osoby, z którą dokonywał transakcji. Tak było w tym przypadku. Wójcik mówił, że "Fryzjer" wydawał dyspozycje, a Michniewicz nie wyrażał sprzeciwu.
Ale czy Wójcik był wiarygodny?
Można negować wiarygodność tego, co mówi, natomiast z billingów jasno wynika, że "Fryzjer" dzwonił do Michniewicza i Wójcika jednocześnie. Można przypuszczać, że obaj byli na zestawie głośnomówiącym. W sprawie samego połączenia jest więc wiarygodny. Wiadomo, że za mecz z Polkowicami trener dostał pokaźną premię, 34 tysiące dolarów, którą rozdzielił między zawodników. Nie zgłosił tego do urzędu skarbowego.
Ale czy to poważny zarzut?
Zależy, jakie jest pana podejście. Kandydat na selekcjonera, który zataił dochody przed urzędem skarbowym, to poważna sprawa czy nie? Przejdźmy dalej.
No dobrze, pojawia się ciekawy wątek meczu Amica - Lech z 2005 roku. Sędziował Jarosław Żyro.
Zeznał, że zadzwonił do niego "Fryzjer" i poprosił o pomoc. Chodziło o ratowanie posady zagrożonego trenera Lecha Poznań, a więc Michniewicza. "Powiedział F., że on darzy Michniewicza wielką sympatią. F. powiedział, że za dobry wynik dostanę 15 lub 20 tys. zł., teraz dokładnie nie pamiętam tej kwoty. Ja się zgodziłem. Mecz zakończył się remisem, który dawał awans Lechowi".
Żyro rozmawiał z Michniewiczem?
Nie.
Więc Michniewicz nie musiał wiedzieć, że mecz jest ustawiony?
Nie musiał. Nawet nie ma powodów, żeby twierdzić, że wiedział. Przeczytajcie zresztą szerzej na ten temat w moim dzisiejszym artykule.
Michniewicz sam zgłosił się do prokuratury, ale było to już po pierwszych zatrzymaniach piłkarzy Lecha.
Zgadza się. Trener był wówczas w Arce i tłumaczył, że nie mógł zgłosić się wcześniej, ponieważ jego drużyna była na zgrupowaniach, a inne terminy nie były korzystne dla jego adwokata.
Wracając do tematu posady selekcjonera. Skoro Michniewicz nie został skazany, ani nawet nie postawiono mu zarzutów, to w czym jest problem?
Jak zaznaczyłem na początku. Chodzi o kwestie etyczne, czy selekcjonerem może być ktoś, kto był tak blisko związany z "Fryzjerem".