Szok po przerwie. W Lubinie plują sobie w brodę

Materiały prasowe / ORLEN Superliga mężczyzn / Na zdjęciu: Tomasz Kozłowski podczas rozmowy ze swoimi podopiecznymi
Materiały prasowe / ORLEN Superliga mężczyzn / Na zdjęciu: Tomasz Kozłowski podczas rozmowy ze swoimi podopiecznymi

- Pierwsza połowa na pewno nie zapowiadała tego, co wydarzyło się w drugiej - podkreślił bramkarz MKS Zagłębia Lubin Marcin Schodowski po tym, jak jego zespół przegrał z KS Azoty Puławy 24:36. Po premierowej odsłonie tracili do rywali pięć bramek.

W ramach 22. kolejki ORLEN Superligi mężczyzn MKS Zagłębie Lubin zawitał do Puław i mógł liczyć na to, że będzie w stanie zaskoczyć rywali. Miejscowe KS Azoty w ostatnim czasie cieniowały, czego idealnym podsumowaniem była wpadka w Legionowie z zajmującym przedostatnie miejsce Zepter KPR-em (39:41).

Tym razem jednak faworyci nie zawiedli. Gospodarze zeszli na przerwę z prowadzeniem 17:12, a po zmianie stron wrzucili wyższy bieg i ostatecznie rozbili 12. zespół 36:24 (relacja TUTAJ).

- Zaważyła druga połowa, w pierwszej dotrzymywaliśmy kroku zespołowi z Puław. My mamy swoje problemy, oni swoje, gramy o zupełnie inne cele. Cieszę się, że ta premierowa połowa w naszym wykonaniu była całkiem niezła. Niestety w drugiej pierwsze pięć minut i przestrzelone cztery sytuacje pozwoliły napędzić kontry i odskoczyć gospodarzom i myślę, że to zaważyło o wyniku. Jednak patrząc na końcowy rezultat, nie zasłużyliśmy na tak wysoką porażkę - przyznał szkoleniowiec lubinian Tomasz Kozłowski w rozmowie z oficjalnymi mediami ligowymi.

ZOBACZ WIDEO: "Cudowna dziewczyna". Tymi zdjęciami Brodnicka zachwyciła

Pozytywnie na temat premierowej odsłony w wykonaniu Zagłębia wypowiedział się również jeden z ich bramkarzy, a mianowicie Marcin Schodowski. - Lepiej w spotkanie weszła drużyna z Puław, która uzyskała czterobramkowe prowadzenie. Udało się je zniwelować, później mecz kręcił się wokół remisowego wyniku z lekką przewagą gospodarzy. Pierwsza połowa na pewno nie zapowiadała tego, co wydarzyło się w drugiej - zauważył.

Po pierwszej połowie KS Azoty Puławy miały 5 bramek więcej (17:12), a ostatecznie zakończyły spotkanie z przewagą 12 trafień (36:24). W pewnym momencie było nawet 35:19, ale w końcówce przyjezdni nieco poprawili swoją sytuację.

- Na pewno początek nie wyszedł po naszej myśli, mieliśmy stuprocentowe sytuacje, które nie zostały wykorzystane. Wynik nam odjechał, bo przewaga zamiast stopnieć do 3 bramek powiększyła się i nagle na tablicy wyników było 7/8 trafień więcej po stronie rywali. Azoty zaczęły kontrolować sytuację i skorzystały z nieudanych akcji i błędów - podsumował 36-letni golkiper.

Przeczytaj także:
Pogrom Industrii w cieniu kontuzji. Niepokój w Kielcach

Źródło artykułu: WP SportoweFakty