To był wielki mecz Polek! Ponownie zatrzymają faworytki?

PAP/EPA / GEORGI LICOVSKI / Na zdjęciu: reprezentantki Polski po wyeliminowaniu Francji z MŚ w 2013 roku
PAP/EPA / GEORGI LICOVSKI / Na zdjęciu: reprezentantki Polski po wyeliminowaniu Francji z MŚ w 2013 roku

O godzinie 21:00 reprezentantki Polski zmierzą się z Francją w decydującym meczu fazy wstępnej mistrzostw świata. Trójkolorowe to rywalki z najwyższej półki, jednak 12 lat temu drogę do złota mundialu zamknęły im właśnie Biało-Czerwone.

Reprezentacja Polski w poprzednich dniach zanotowała dwa zwycięstwa podczas mistrzostw świata w Holandii i Niemczech. W hali w 's-Hertogenbosch zawodniczki Arne Senstada pokonały najpierw Chinki (36:20), by później po pełnym emocji pojedynku wygrać z Tunezyjkami (29:26). Teraz przed naszymi szczypiornistkami mecz, który najlepiej zweryfikuje ich potencjał.

Mowa o pojedynku z Francją, czyli niezwykle utytułowanymi rywalkami. Są to bowiem obrończynie tytułu czy mistrzynie olimpijskie z Tokio. Trójkolorowe w minionych dniach rozbiły wręcz przeciwniczki, w każdym starciu rzucając ponad 40 bramek. Liczby te muszą robić wrażenie.

ZOBACZ WIDEO: #dziejesiewsporcie: Huknął nie do obrony. Asysta piętą skradła show

Podobnie jak statystyka Francuzek, które w czterech poprzednich edycjach mundialu przegrały zaledwie cztery z 36 rozegranych meczów. W 2017 roku również zdobyły złoto, a w 2021 roku dopiero w finale uległy Norweżkom. Katastrofalny jak na ten zespół wynik przyszedł z kolei w 2019 roku. Trójkolorowe nie wyszły wówczas z grupy i zajęły dopiero 13. lokatę.

Pokazały, że niemożliwe nie istnieje

Trzeba więc stwierdzić, że Polki we wtorek czeka spore wyzwanie. Choć już teraz nasze szczypiornistki są pewne gry w turnieju głównym, wygrana dawałaby ogromne nadzieje na awans do ćwierćfinału. Na pierwszy rzut oka jest to scenariusz mało realny, jednak historia pokazuje, że Biało-Czerwone wiedzą, jak zaskoczyć.

Wystarczy cofnąć się o 12 lat, do mistrzostw świata w Serbii. Polki awans na mundial w 2013 roku wywalczyły w play-offach, wracając na tę imprezę po sześciu latach przerwy. Oczekiwania wobec zespołu prowadzonego przez Kima Rasmussena nie były wysokie. Cel minimum, którym było wyjście z grupy, bez problemu udało się zrealizować.

Biało-Czerwone w 1/8 finału trafiły na groźne Rumunki. Choć u rywalek aż 10 bramek strzeliła kapitalna Cristina Neagu, po naszej stronie dziewięcioma trafieniami odpowiedziała Alina Wojtas. Polki triumfowały wówczas 31:29, meldując się w ćwierćfinale i pokazując, że są solidnym zespołem.

Historyczne zwycięstwo i ogromny sukces

W późniejszym starciu z Francuzkami, ówczesnymi mistrzyniami świata, zawodniczki Rasmussena były jednak skazywane na porażkę. Tymczasem w pierwszej połowie to właśnie Polki spisały się lepiej i schodziły do szatni z wynikiem 11:8. Emocje w drugiej części sięgały zenitu. Trójkolorowe starały się bowiem za wszelką cenę odrobić stratę, by uchronić się przed wpadką.

W 59. minucie bramkę na 22:20 rzuciła Karolina Siódmiak i już wtedy można było mieć nadzieję, że piękny, acz mało realny sen się spełni. Biało-Czerwone w decydujących fragmentach dzielnie walczyły w defensywie i choć na siedem sekund przed końcową syreną straciły bramkę, nie miała ona żadnego znaczenia.

Polki wygrały 22:21, wyeliminowały jedne z faworytek do złota i odniosły wielkie zwycięstwo. Cały zespół pokazał wówczas ogromną wolę walki, a najlepszymi zawodniczkami były Siódmiak i Wojtas, autorki pięciu trafień.

Nasze szczypiornistki nie poszły za ciosem i zajęły wówczas 4. miejsce, podobnie jak dwa lata później w Danii. Wygrana nad Francuzkami sprzed 12 lat nadal jest jednak jednym z największych triumfów zanotowanych przez Polki. Czy ekipie Senstada uda się nawiązać do tego kapitalnego wyniku i ponownie pokonać Trójkolorowe, tym razem mistrzynie świata? Wszystko wyjaśni się we wtorkowy wieczór.

Komentarze (0)
Zgłoś nielegalne treści