Podopieczni Marcina Kurowskiego ligowe rozgrywki rozpoczęli od wyjazdu do Przemyśla. Puławianie byli zespołem lepszym i długo kontrolowali przebieg meczu, w drugiej części gry przytrafił im się jednak przestój i o zwycięstwo walczyć musieli do ostatnich sekund. - Graliśmy na ciężkim terenie, zabrakło nam przede wszystkim koncentracji. To niestety typowe dla naszego zespołu, że prowadzimy wysoko i w pewnym momencie zaczynamy mieć kłopoty z grą - tłumaczył wówczas bramkarz, Maciej Stęczniewski.
Tydzień później było już znacznie spokojniej. Azoty we własnej hali zasłużenie i zaskakująco wysoko pokonały NMC Powen, a formą błysnęli przede wszystkim Piotr Masłowski i Przemysław Krajewski. Po niezłym starcie na ziemię sprowadzili puławian mistrzowie Polski z Kielc, a mecz numer cztery zakończył się podziałem punktów, choć jeszcze na kilkanaście sekund przed końcową syreną szczypiorniści Azotów przegrywali, a bramkę na wagę remisu rzucił Michał Szyba.
- Zawsze wolałbym powalczyć o sześć punktów. To, co mamy, to jest takie minimum, bo grając u siebie trzeba zwyciężać - nie kryje w rozmowie ze SportoweFakty.pl trener Kurowski. Po czterech meczach jego zespół jest w tabeli piąty. Więcej oczek na swoim koncie zgromadziły Vive Targi, Orlen Wisła i Tauron Stal, a lepszym bilansem bramkowym od puławian legitymują się szczypiorniści Chrobrego Głogów.
Celem, jaki przed startem sezonu postawił drużynie zarząd klubu, jest miejsce w czołowej "czwórce" ligi po zakończeniu fazy zasadniczej. Jak na razie zespół podąża ścieżką wiodącą ku realizacji założenia, pięć punktów w czterech pierwszych kolejkach było bowiem planem minimum, bo nikt nie zakładał szans na jakąkolwiek zdobycz w Kielcach, a z Miedziowymi Azoty zawsze prowadziły boje trudne i zacięte.
- Wiadomo, w każdym meczu walczymy o zwycięstwo. Pokonać chcieliśmy także Zagłębie, z perspektywy meczu remis nas jednak cieszy - przyznaje Krzysztof Tylutki. Wyniki osiągnięte w starciach otwierających sezon względnie satysfakcjonują także najskuteczniejszego zawodnika Azotów, Krajewskiego. - Nie ukrywam, że liczyliśmy na sześć punktów. Mamy wprawdzie pięć, ale nie czujemy w związku z tym jakiegoś wielkiego bólu - mówi były gracz Nielby Wągrowiec.
Przed rokiem Azoty w ligowy sezon weszły jeszcze lepiej, pierwszej porażki doznając dopiero w siódmej kolejce. Puławianie wprawdzie nie grali wówczas z Vive, ale potrafili zremisować z Orlen Wisłą. Kryzys drużynę dopadł później, a spadek formy zaowocował fatalną końcówką roku. Teraz nad Wisłą wszyscy wierzą, że historia się nie powtórzy, a i argumenty mają ku temu solidne, bo zdaniem wielu puławski klub nigdy w historii nie dysponował tak silną i szeroką kadrą zawodniczą, jak obecnie.
Październik Azoty rozpoczną od wyjazdu do Legnicy, gdzie wiosną niespodziewanie ulegli ambitnym gospodarzom. Następnie puławian czeka wizyta w Głogowie oraz domowe starcie z MMTS-em Kwidzyn. Później Azoty zagrają jeszcze z Gaz-System Pogonią, Piotrkowianinem, Orlen Wisłą, Czuwajem i NMC Powenem, a rywalizację ligową wzbogacą mecze w Pucharze Polski.