Mamy w sobie dużo optymizmu - rozmowa z Adamem Wiśniewskim, skrzydłowym reprezentacji Polski
- Faworytami są Chorwacja i Francja, niezwykle groźna będzie Słowenia. No i my - mówi skrzydłowy reprezentacji Polski, Adam Wiśniewski. Za tydzień Polacy zaczynają walkę na mistrzostwach świata.
Adam Wiśniewski: Nie da się ukryć, że było ciężko. Dużo biegaliśmy i trenowaliśmy pod kątem fizycznym. Mieliśmy też sporo zadań obronnych łączonych z innymi ćwiczeniami. Wiadomo jednak, że to wszystko przyniesie efekt podczas mistrzostw świata, w których będziemy startować już za kilka dni i mamy nadzieję, że dobrze się tam nam powiedzie.
Rozrywek też wam jednak nie zabrakło. Graliście w piłkę wodną, byliście na strzelnicy...
- Tak, to prawda. Jednego wieczoru mieliśmy jeszcze bilard, innego rzutki, odpoczywaliśmy więc przyjemnie. Na strzelnicy akurat powiodło mi się całkiem nieźle i wydaje mi się, że byłem najlepszy.
Skuteczność musiała byś wysoka, jak na rasowego skrzydłowego przystało.
- Tak jest! Było to jednak, jak biathlon, połączone z bieganiem i następnego dnia pierwszy już nie byłem (śmiech).- Tak, wszystko jest w jak najlepszym porządku. Pojawiło się kilka nowych, młodych twarzy, mamy w sobie dużo optymizmu. Wiadomo, że jedziemy do Hiszpanii z jakimiś nadziejami, będziemy walczyć. Ja zawsze powtarzam, że chcę osiągnąć jak najlepszy wynik. Taki, na jaki akurat będzie nas w tych mistrzostwach stać, choć w tym momencie ciężko powiedzieć, jaka to będzie konkretnie pozycja. Osobiście nie lubię składać żadnych obietnic i zapowiadać, że jedziemy po medal. Jak wyjdzie, tak wyjdzie. Czas pokaże.
- Na razie nie chcemy o tym głośno mówić. Już nie raz pojawiały się obietnice mówiące o tym, że jedziemy po medal, a potem wracaliśmy do domu z dziewiątym czy dziesiątym miejscem. Nie ma sensu nic zapowiadać, wszystko wyjdzie podczas turnieju, gdzie sami zobaczymy, na co nas tak naprawdę stać i jaki wynik jesteśmy w stanie osiągnąć.
W poprzednich latach o medalu mówili przede wszystkim kibice i dziennikarze. Dziś jest wokół was ciszej. To pomaga? Czujecie, że presja jest zdecydowanie mniejsza, niż zazwyczaj?
- Chyba tak. Generalnie ciężko mi się wypowiadać, bo ja do kadry wróciłem dopiero rok temu. Wówczas faktycznie były jakieś naciski na medal, ale tak naprawdę każdy liczył się już z tym, że te krążki zdobywać jest coraz ciężej. Byliśmy jednak naprawdę blisko, bo do półfinału w Serbii zabrakło nam tylko jednego punktu, a skończyliśmy je ostatecznie na dziewiątym miejscu. To były szalone mistrzostwa, pełne dziwnych meczów. Zobaczymy, jak będzie teraz.- No właśnie. Do dzisiaj tak naprawdę nie potrafimy sobie odpowiedzieć, dlaczego nasze mecze w Serbii wyglądały tak, a nie inaczej. Każdy wychodził na parkiet niezwykle zmotywowany, bardzo chciał, ale po prostu w tych pierwszych połowach nam nie szło. Mieliśmy tak z Serbią, z Macedonią, odrabialiśmy jedenastobramkową stratę ze Szwedami... Naprawdę, szalone mecze.
Parę dni temu selekcjoner Biegler podzielił was na kilkuosobowe grupy zlecając każdej przygotowanie informacji o jednym z grupowych rywali. Kto trafił się tobie?- Miałem do rozpracowanie Słowenię. Rok temu rywalizowaliśmy z nimi na turnieju w Danii, a kilku zawodników tej drużyny występuje na co dzień w Polsce, mieliśmy więc już na ich temat pewne informacje. Nie było to trudne zadanie.
W gorszej sytuacji była grupa Sławka Szmala, której do rozpracowania przypadła Arabia Saudyjska. Jak oni poradzili sobie z tym wyzwaniem?
- I nich tak zostanie (śmiech). To dobrze, kiedy przeciwnik nie wie do końca, na co nas stać.
Co będzie podczas mistrzostw świata siłą reprezentacji Polski?
- Obrona oraz kontratak. Bardzo dużo uwagi przykładamy do tych elementów podczas treningów i mam nadzieję, że to wypali. Wiadomo, że w piłce ręcznej od defensywy wszystko się zaczyna. Skupialiśmy się przede wszystkim na formacji sześć zero, ale ćwiczyliśmy też pięć jeden, czy też wyłączenia środka, lewej bądź prawej połówki.
Kto pod koniec stycznia zagra w finale mistrzostw świata?
- Faworytami są Chorwacja i Francja, niezwykle groźna będzie Słowenia. No i my (śmiech). Bardzo bym chciał, ale zobaczymy, jak to pójdzie. Wszystko będzie widać podczas turnieju. Po kilku meczach i kibice, i wy jako dziennikarze, i my jako zawodnicy będziemy czuć, czy stać nas na ten medal. Mam nadzieję, że wszystko się dobrze ułoży.