Do sobotniego starcia z pozycji zdecydowanego faworyta przystępowali podopieczni Igora Stankiewicza. Szczypiorniści z Malborka po czterech kolejkach mieli na swoim koncie komplet punktów, Warszawianka zaś ledwie tydzień wcześniej sięgnęła po pierwsze tej jesieni ligowe zwycięstwo.
[ad=rectangle]
- Na pewno przed meczem byliśmy skazywany na pożarcie. Podobnie było w Elblągu, gdzie zdołaliśmy sprawić niespodziankę. Teraz doszło do sensacji, bo Pomezania to obok KPR-u Legionowo główny faworyt pierwszoligowych rozgrywek - nie kryje Szałkucki.
Starcie Warszawianki z Pomezanią było niezwykle emocjonujące, a sytuacja na parkiecie zmieniała się jak w kalejdoskopie. W ostatnich minutach obie drużyny miały okazje ku temu, by przechylić szalę zwycięstwa na swoją korzyść. Dwa punkty ostatecznie zostały przy Piaseczyńskiej. - Może faktycznie wyglądało to trochę tak, jakby nikt nie chciał wygrać. Mecz był dosyć ostry, nie brakowało nerwów, było dużo kar - wyjaśnia nasz rozmówca.
W sobotę bohaterem stolicy była cała drużyna. - Gramy razem. Nie ma tak, że jednostka błyszczy, nie stawiamy na indywidualności. Mecz trwa sześćdziesiąt minut i każdy wchodzi na parkiet, żeby zrobić swoje. Chcieliśmy się zaprezentować jak najlepiej na tle mocnego przeciwnika. Udało się, mamy punkty. Walczymy dalej - kończy Szałkucki.