Kamil Mokrzki: Kibice powinni być razem z nami

Rozgrywający Gwardii Opole popisał się w końcówce wygranego 27:26 meczu ze Śląskiem Wrocław kilkoma skutecznymi akcjami, które wydatnie pomogły jego drużynie w przełamaniu poważnego kryzysu i osiągnięciu sukcesu.

W pojedynku 7. kolejki PGNiG Superligi gwardziści zafundowali swoim fanom prawdziwą huśtawkę nastrojów. Rozpoczęli oni spotkanie przeciwko wrocławianom bardzo dobrze, od prowadzenia 10:5 po nieco ponad kwadransie gry, by w okolicach 40. minuty przegrywać już 13:19. Opolanom udało się jednak zerwać do walki i doścignąć rywali.

Bardzo ważną rolę w powodzeniu tej misji odegrał właśnie Mokrzki, który w trudnych momentach nie bał się wziąć ciężaru gry na swoje barki. Środkowy Gwardii, pomiędzy 50. a 55. minutą, rzucił dla swojej ekipy trzy niezmiernie istotne bramki, jednak samemu nie był szczególnie usatysfakcjonowany swoim występem.

- Nie mogę być z siebie zadowolony. W porządku, zanotowałem kilka goli i dobrych podań, ale w pierwszej połowie spisywałem się słabo. Nie mogłem się wstrzelić, być może niepotrzebnie oddawałem niektóre rzuty. Cieszę się jednak, iż w końcówce udało mi się pomóc zespołowi - wytłumaczył Mokrzki.

Kamil Mokrzki zdobył łącznie w meczu ze Śląskiem cztery gole
Kamil Mokrzki zdobył łącznie w meczu ze Śląskiem cztery gole

Ostateczny sukces zapewnił jednak ekipie z Opola nie on, a Sebastian Rumniak. Prawy rozgrywający zapisał na swoim koncie zwycięskie trafienie na niecałe dziesięć sekund przed końcowym gwizdkiem. Jak się okazało, decydująca akcja w wykonaniu opolan, nakreślona podczas ostatniej przerwy na żądanie przez Rafała Kuptela, miała wyglądać inaczej. - Mieliśmy zagrać zupełnie co innego, ale nasza akcja została przerwana. Spojrzeliśmy wówczas na zegar i na szczęście Sebastianowi udało się rzucić bramkę. Później doszło do niepotrzebnej awantury, ale nie została ona wszczęta tylko z naszej winy - dodał niespełna 24-letni gracz Gwardii.

Podczas przemierzania bolesnej drogi do triumfu, opolscy szczypiorniści w pewnym momencie drugiej połowy musieli stawić czoła niemiłym okrzykom, jakie kierowane były w ich kierunku przez własnych kibiców (np. "Gwardia grać, k**wa mać" bądź "co wy robicie, hej Gwardio, co wy robicie"). Innym pamiętliwym akcentem ze strony trybun były ironiczne brawa dla opuszczającego parkiet Nikoli Kedzo, który w meczu ze Śląskiem popełnił dwa faule w ataku i zanotował jeden bardzo niecelny rzut.

- Na mnie osobiście takie zachowania ze strony fanów działają deprymująco, jednak w tej kwestii każdy musi odpowiedzieć za siebie. Wiadomo, możemy spisywać się lepiej bądź gorzej, ale wydaje mi się, że kibice powinni być razem z nami. Jeśli jednak mieli potrzebę, by w taki sposób zagrzać nas do boju, to im się udało. Nie ma więc co rozpamiętywać całej sytuacji. Wszystko bowiem zależy od nas, a fani są tylko po to, żeby nam pomagać - podsumował Mokrzki.

Kolejne ligowe spotkanie Gwardia rozegra już we wtorek, 13 października, kiedy to zmierzy się na wyjeździe z Orlen Wisłą Płock (godz. 18:00).

Źródło artykułu: