Liga Mistrzów. "Jak nie my, to kto?!". PSG wciąż wierzy w awans

PAP / Piotr Polak / Na zdjęciu: Raul Gonzalez
PAP / Piotr Polak / Na zdjęciu: Raul Gonzalez

Paris Saint-Germain przegrało w 1/4 finału LM w Kielcach 24:34 (11:16) i przed rewanżem w Paryżu są w ekstremalnie trudnej sytuacji, by wywalczyć awans do Final4 w Kolonii. - Jeśli ktoś ma tego dokonać, to tylko my! - przekonuje Kim Ekdahl du Rietz.

W Paryżu takiego obrotu spraw nie spodziewał się absolutnie nikt. W sobotnie popołudnie Paris Saint-Germain HB zostało w Kielcach rozbite. PGE VIVE pokonało Francuzów aż 34:24 i przed niedzielnym rewanżem tylko najwięksi optymiści nad Sekwaną mogą wierzyć w awans paryskiego gwiazdozbioru.

Po meczu atmosfera w obozie gości była fatalna. Zanim jeszcze na konferencji prasowej pojawili się trener Raul Gonzalez oraz Thierry Omeyer, paryski zespół długo przesiedział w szatni, słuchając krytyki trenera. W rozmowach z pracownikami francuskiego klubu najczęściej padało zdanie: "Wszystko możliwe? No nie wiem".

Pomeczowe wypowiedzi obaj przedstawiciele PSG zaczęli od gratulacji dla gospodarzy, podkreślając, że PGE VIVE było zespołem wyraźnie lepszym i zasłużyło na wiktorię. Na dłuższe wywody obaj panowie nie mieli jednak ani siły, ani ochoty. Najchętniej z miejsca wsiedliby do samolotu wprost do Francji.

ZOBACZ WIDEO: Karol Świderski to "brylancik", zdobył mistrzostwo Grecji. "Miejscowi mówią na niego Swarovski"

A mecz dla Francuzów zaczął się przecież bardzo dobrze. Trzy szybkie bramki zdobył Uwe Gensheimer, po pięciu minutach gry PSG prowadziło 3:1 i nic nie zapowiadało katastrofy dla gości. Potem jednak na parkiecie dominowało już tylko PGE VIVE.

- Zaczęliśmy dobrze, przez piętnaście minut wszystko było w porządku, ale potem kielczanie zaczęli atakować nas potężnymi rzutami, dobrze współpracowali z obrotowym i grali mocno w obronie - relacjonował mecz Gonzalez. Kończył zaś: - W drugiej połowie znów dobrze zaczęliśmy, ale ich przewaga była już za duża. Musimy spróbować zagrać lepiej w Paryżu. Trenerowi wtórował Omeyer: - Ten mecz był dla nas bardzo, bardzo trudny, nie wyszedł nam ani atak, ani obrona. Nic. W Paryżu musimy zagrać dużo lepiej!

Ani słowa o szansach na odrobienie strat. O tych opowiedział dopiero Kim Ekdahl Du Rietz w rozmowie z WP SportoweFakty: - Wciąż wierzymy! Jeśli ktoś ma tego dokonać, to tylko my. Mamy najsilniejszy skład na świecie. W zeszłym roku PSG prowadziło w Kielcach już dwunastoma bramkami, prawda? A teraz dodatkowo będziemy grać u siebie! Przewagę można zbudować bardzo szybko. Jasne, w o wiele lepszej sytuacji są kielczanie, ale dwumecz nie jest jeszcze zamknięty - przekonywał Szwed.

Dla Francuzów to najwyższa porażka w Lidze Mistrzów od pięciu lat, kiedy pokonała ich Barca Lassa. Historia zna jednak przypadki, kiedy ekipom udawało się odrobić 10 bramek straty po pierwszym spotkaniu. Rekordzistami są szczypiorniści Celje Pivovarna Lasko, którzy w 2004 zniwelowali 13 bramek "na minusie" w rywalizacji z Ademar Leon.

Dlaczego jednak PSG w pierwszym meczu poszło tak słabo? - Naprawdę trudno znaleźć odpowiedź na gorąco po meczu - zaczął Du Rietz, ale po dłuższym namyśle wskazał na skuteczność w ataku. Nic dziwnego, bo Francuzom wyliczono niespełna 50-procentową efektywność pod bramką fantastycznie dysponowanego w sobotę Vladimira Cupary.

Po chwili dodał: - Cała ta atmosfera, mecz który nie układał się dla nas dobrze, sprawiły, że chyba trochę się zagotowaliśmy, straciliśmy odrobinę koncentracji. W Paryżu będziemy chcieli się zrewanżować!

*Cała rozmowa z Kimem du Rietzem, o historii jego odejścia, podróży po świecie i powrotu do piłki ręcznej pojawi się przed niedzielnym rewanżem.

Źródło artykułu: