To, że Chrobry Głogów pojechał do Gdańska i zagrał niezły, choć przegrany 25:29 mecz z Wybrzeżem, trzeba uznawać za wyczyn. Raptem kilka dni wcześniej - po dwutygodniowej izolacji - trener Witalij Nat mógł ponownie spotkać się z zespołem. Do Trójmiasta zabrał jedynie 10 graczy, w tym dwóch bramkarzy.
- Rzeczywiście, nie graliśmy źle, szczególnie jak na te okoliczności. Na kole musiał zagrać Tomasz Klinger, zmieniał go junior Dawid Krzywicki. Nie mieliśmy też typowych środkowych obrońców, czyli najważniejszych graczy w defensywie. W tej roli pojawili się Ołeksandr Tilte, Kamil Sadowski i niedoświadczony Krzywicki - mówi nam trener Nat.
Chrobry zawiesił zajęcia po podejrzeniu koronawirusa u swoich zawodników przed spotkaniem z Azotami Puławy. Już wtedy głogowianie mieli głód gry, bo pauzowali od 20 września. Po stwierdzeniu kilku przypadków zakażenia drużyna w całości trafiła na izolację i na ligową potyczkę czekała łącznie... 53 dni.
- Tak naprawdę sam nie wiem kogo będę miał do dyspozycji w najbliższym tygodniu, a przecież w poniedziałek trening, a potem wyjazd do Mielca. Niektórzy dołączą do nas dopiero 10 listopada, na szczęście dość łagodnie przechodzą chorobę. Izolacja mocno utrudniła życie. To nie tak, że od razu wejdziemy na wysokie obroty, zakażenie odbiło się na naszej dyspozycji. Letni okres przygotowawczy poszedł na zmarnowanie, budujemy formę od nowa - przyznaje trener Chrobrego.
Jakby tego mało, to Superliga dla głogowian przyspieszyła na całego. W listopadzie rozegrają aż pięć spotkań, z czego trzy bardzo istotne dla miejsca w tabeli. - Sytuacja nie jest zbyt dobra, ale grać trzeba, bo inaczej ten sezon nie dojdzie do końca. Wybrzeże tydzień wcześniej też musiało z marszu zmierzyć z Gwardią - zauważa Nat.
ZOBACZ:
Trzy drużyny o krok od ME 2022
Kolejne zakażenia w Kielcach
ZOBACZ WIDEO: #dziejesiewsporcie: kompletnie zaskoczył bramkarza. Komentator "odleciał"