Zawodniczki MKS-u Zagłębia Lubin w ubiegłym sezonie wygrały PGNiG Superligę Kobiet. W meczu z najbardziej utytułowanym zespołem XXI wieku przegrały różnicą aż dziewięciu bramek. - Spodziewałyśmy się bardzo ciężkiego meczu walki, ale niestety nie spełniałyśmy żadnych założeń, które sobie powiedziałyśmy przed meczem. Nic nam nie wychodziło, stąd taki wynik - powiedziała Kinga Jakubowska, zawodniczka zespołu z Dolnego Śląska.
Do przerwy mistrzynie Polski przegrywały różnicą tylko trzech trafień. - W końcówce pierwszej połowy zaczęłyśmy odrabiać straty, niestety początek drugiej był bardzo słaby. Popełniałyśmy głupie błędy i nie grałyśmy do bramki. Lublinianki to wykorzystywały. To na pewno nie był nasz mecz, u nas nic nie zafunkcjonowało, również atak szybki, a zazwyczaj dużo bramek zdobywamy z kontry. To nasz słaby mecz - dodała Jakubowska.
Szczypiornistka zdobyła we wtorek 8 bramek. - Nie byłam na tyle skuteczna na ile powinnam. Nie grałam do bramki, podobnie jak moje koleżanki, przez co nie stwarzaliśmy sobie pozycji. MKS nas nie zaskoczył, grałyśmy jakbyśmy były za mgłą i nie wiem, co się z nami stało - przyznała.
ZOBACZ WIDEO: #dziejesiewsporcie: co tam się stało?! Po trzech sekundach prowadzili 1:0
W zupełnie innym nastroju były lublinianki. - Może nie wychodziło nam wszystko, ale spełniałyśmy swoje założenia i jesteśmy szczęśliwe z osiągniętego wyniku. Proces budowy jeszcze trwa, zdarzają nam się gorsze i lepsze momenty. Jak jest się sportowcem, cały czas trzeba się rozwijać i ten proces trwa - stwierdziła Weronika Gawlik.
- Wiemy, jak grałyśmy w ubiegłym sezonie. To nowy sezon, mamy przemeblowany zespół i nie trzeba do tego wracać. Znamy Zagłębie jak łyse konie. Przewaga ukształtowała się w ostatnich minutach, wcześniej nie byłam jeszcze spokojna o wynik. Skorygowałyśmy błąd, który popełniłyśmy w Kobierzycach, gdzie zaczęłyśmy grać nerwowo. Tu przy karach grałyśmy spokojniej, z większym doświadczeniem - stwierdziła bramkarka MKS-u Funfloor Perły Lublin.
Czytaj także:
Ofensywny popis podczas meczu w Kielcach
Miał być spacerek, był horror w Rumunii