Kolejny horror z udziałem Azotów. W Płocku było gorąco

Znowu tak niewiele brakowało! Azoty Puławy o krok od niespodzianki, Orlen Wisła Płock ledwie uratowała zwycięstwo po thrillerze.

Marcin Górczyński
Marcin Górczyński
zawodnicy Orlenu Wisły Płock Materiały prasowe / PGNiG Superliga / Na zdjęciu: zawodnicy Orlenu Wisły Płock
Trudno nawet zliczyć, ile to już razy Azoty przyjeżdżały do Orlen Areny jako kandydat nawet do srebra, a wracały ze zwieszonymi głowami. Paradoksalnie, przed tym wyjazdem wiarę w sukces mocno podbudowała... porażka z Łomżą Vive Kielce. Od dawna nikt nie napędził mistrzom Polski takiego stracha.

Skoro Azoty postawiły się kielczanom, to czemu w końcu nie złamać Wisły. Nie zawiedli się ci, którzy oczekiwali kolejnego widowiska w Superlidze.

Trochę wody w Wiśle upłynęło zanim puławianie zaczęli poważnie zagrażać. Pierwsza połowa była szarpana, chwilami pod znakiem męczarni w ataku. Nafciarze, choć nie zachwycali, to skorzystali z kilku pomyłek i wyszli z kontrami.

ZOBACZ WIDEO: #dziejesiewsporcie: Wygląda jak modelka. "Polska" krew!

Dla Azotów mecz tak naprawdę zaczął się po przerwie. Nie wiemy, co działo się w szatni, ale na boisko wyszedł inny zespół. Michał Jurecki ustawiał akcje, jak profesor rozdzielał piłki do koła. Płocczanie wyglądali na - nomen omen - skołowanych. Dawid Dawydzik pracował ciałem, a w nagrodę dostawał podanie za podaniem. Całą uwagę skupiał Jurecki, aż na koło wchodził nawet Aleksander Baczko. Efekt piorunujący - pierwsze dziewięć minut wygrane 7:2 i niewielkie prowadzenie.

Wisła została myślami w szatni i potrzebowała kogoś, kto da dobry przykład. Tym kimś był Dmitrij Żytnikow. Rosjanin ledwo co wrócił do gry po kontuzji, a już stał się liderem. Rzucał, asystował, podkręcał tempo; prawie jak... Jurecki w Azotach. Siergiej Kosorotow nie był tak groźny z dystansu jak kilka dni temu w Lidze Europejskiej, ale trafiał przynajmniej z karnych.

Nie grając wielkiego meczu, Wisła czerpała z licznych strat Azotów i wykorzystała chociaż część okazji. Delikatnie ujmując, swojego dnia nie mieli prawi rozgrywający z Puław, szczególnie Rafał Przybylski. Reprezentant Polski spóźniał się w obronie, nie ma co ukrywać - w ataku był najsłabszym punktem zespołu (obok Borisa Zivkovicia). Po jego stronie biegał Andrij Akimenko, który z kolei jeszcze raz uruchomił maszynę z Puław.

Ukrainiec trafił trzy razy w końcówce i temperatura zbliżyła się do wrzenia. Azoty doprowadziły do remisu, co więcej, na dwie minuty przed końcem wyprowadzały kontrę na prowadzenie. Zabrakło jednak dokładności w podaniu do skrzydła i Wisła odzyskała inicjatywę. Na kilkanaście sekund przed końcem Siergiej Kosorotow przełamał się w ataku i zapewnił prowadzenie 27:26.

Koniec? Gdzieżby. Puławianie pieczołowicie przygotowali ostatnią akcję, koniec końców Michał Jurecki oddał trochę wymuszony rzut. I trafił, tylko że nieregulaminowo, już po czasie. Została jeszcze jedna okazja, ale bezpośredni rzut z wolnego był skazany na niepowodzenie. Azoty dawno tak nie zagrażały ligowym hegemonom.

Orlen Wisła Płock - KS Azoty Puławy 27:26 (13:10)

Orlen Wisła: Morawski (5/25 - 20 proc.), Ahmetasević (1/7 - 14 proc.) - Kosorotow 9/6, Daszek 6, Żytnikow 4, Krajewski 3, Serdio 2, Fernandez 1, Mihić 1, Szita 1, Komarzewski, Susnja, Daćko, Czapliński, Terzić, Mindegia
Karne: 6/9
Kary: 12 min. (Terzić - 4 min., Szita, Mihić, Daszek, Krajewski - po 2 min.)

Azoty: Bogdanow (8/23 - 35 proc.), Zembrzycki (2/13 - 15 proc.), Borucki (1/2 - 50 proc.) - Akimenko 5/2, Dawydzik 5, Baczko 4, Jarosiewicz 4, Jurecki 3, Przybylski 2, Rogulski 2, Zivković 1, Łangowski, Kowalczyk
Karne: 2/4
Kary: 10 min. (Rogulski, Zivković - po 4 min., Łangowski - 2 min.)

ZOBACZ:
Awans Zagłębia formalnością
Niesamowita pogoń koszalinianek

Czy Orlen Wisła wyprzedzi Azoty na koniec sezonu?

zagłosuj, jeśli chcesz zobaczyć wyniki

Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×
Sport na ×