Niespodzianka w Budapeszcie. Węgrzy zszokowani

Mieli grać nawet o miejsce w czołowej czwórce, wielu widziało w nich czarnego konia ME piłkarzy ręcznych. Węgrzy wywrócili się już na pierwszej przeszkodzie i przegrali z Holendrami.

Marcin Górczyński
Marcin Górczyński
Kay Smith PAP/EPA / Tamas Kovacs / Na zdjęciu: Kay Smith
Madziarów mogła sparaliżować presja, bo tamtejsze media od kilku dni podgrzewały atmosferę, zewsząd mówiło się o mocy węgierskiej kadry. Trudno powiedzieć, czy całokształt okoliczności związał nogi i ręce, ale gospodarze nie byli sobą i od początku pozwalali Holendrom na dużo. Oranje w to mi graj, udane akcje napędziły Luca Steinsa i kolegów.

Filigranowy środkowy był nieuchwytny, nie tyle rzutowo, co jako asystent. Znakomicie prowadził grę, nawet gdy wydawało się, że sprawa jest beznadziejna, Luc Steins potrafił zrobić coś z niczego i dostrzegał skrzydłowego czy kołowego. Albo pozwalał sobie na wymyślne akcje i wrzutki do Kaya Smitsa. Prawy rozgrywający był drugim bohaterem Holendrów, punktował do oporu przed przerwą i uciszał 20 tys. widzów w największej arenie w Europie.

Do 50. minuty Oranje utrzymywali 2-3 bramki różnicy. W końcówce trochę brakowało już paliwa i obudzili się Węgrzy. Wciąż było jednak widać, że presja mocno im ciąży. Na 10 sytuacji sam na sam Adrian Sipos wykorzystałby 9. Tym razem akurat trafił w Barta Ravensbergena i odłożył w czasie odrabianie strat. Rewelacyjne fragmenty rozegrał bramkarz Marton Szekely, Dominik Mathe i Richard Bodo zaczęli straszyć swoją siłą rażenia, po przerwie Mate Lekai przedzierał się środkiem. Pewnie w normalnych okolicznościach wystarczyłoby na Oranje, ale w ich szeregach był niesamowity Smits. "Latający Holender" notorycznie mijał blok, rzucił aż 11 bramek na 13 prób!

ZOBACZ WIDEO: #dziejesiewsporcie: szalony trening Pudzianowskiego. "Gorąco było dziś, -10°C"
Madziarzy w końcu wyrównali i... stanęli. Ravensbergen znowu przypomniał o sobie, a potem Węgrzy sami ukręcili na siebie bat. Na minutę przed końcem popełnili prosty błąd, który był tylko początkiem końca. Delegat na spotkanie Mirosław Baum potwierdził, że gospodarze źle przeprowadzili zmianę i do końca meczu musieli grać w osłabieniu.

Pod dużą presją na minutę przed syreną Holendrzy zdołali jeszcze doprowadzić do pozycji rzutowej, rewelacyjny występ zwieńczył gol z koła Samira Benghanema. Arena w Budapeszcie zamilkła, a szpilę wbił jeszcze Dani Baijens, który dobił Węgrów kapitalnym rzutem z dystansu. To jak na razie największy sukces kadry w niedługiej historii jej występów w turniejach mistrzowskich.

Węgry - Holandia 28:31 (10:13)
Najwięcej bramek: dla Węgrów - Mate Lekai 8, Richard Bodo 6, Dominik Mathe 5; dla Holendrów - Kay Smits 11,  Dani Baijens 7, Luc Steins, Samir Benghanem, Bobby Schagen - po 3

Czy wygrana Holendrów to sensacja?

zagłosuj, jeśli chcesz zobaczyć wyniki

Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×
Sport na ×