Sven Hannawald: Gdybym nie zrezygnował ze skoków, skończyłoby się zapewne próbą samobójczą

Paweł Kapusta
Paweł Kapusta
Dla Polaków był pan uosobieniem bogatych Niemców stojących w opozycji do wchodzącej dopiero do Europy Polski. Mało kto zdawał sobie jednak w ogóle sprawę, jak wiele Hannawald miał wspólnego z Polakami. Wychowywał się pan przecież w NRD.

Dla mnie - dokładnie tak samo, jak dla Polaków - Niemcy Zachodnie były kompletnie innym światem. Do 1989 roku nie odbywały się nawet wspólne konkursy skoków. Były dwa zupełnie niezależne od siebie turnieje o mistrzostwo Niemiec. Dla nas było to oczywiste, że funkcjonowaliśmy w dwóch różnych rzeczywistościach, po dwóch stronach muru. Dzieciństwo miałem niemal takie samo jak Adam Małysz. Powiem więcej, nawet jak Kamil Stoch, bo gdy miałem okazję bywać w Polsce, widziałem pewne podobieństwa z NRD.

Małysz nie wyrósł spod ziemi tuż przed TCS. Nie zaczął fruwać jako ktoś zupełnie świeży, nieznany. Skoki to specyficzna dyscyplina, dużo wcześniej widać, że ktoś ma predyspozycje do dalekiego latania. Właśnie tak było z Adamem. Był taki konkurs w Oslo, w którym nie brałem udziału, oglądałem go w telewizji i zobaczyłem Małysza. Skakał niesamowicie, już wtedy wiedziałem, że ten chłop namiesza.



Tuż po upadku muru, gdy mieliście już okazję do wspólnej rywalizacji, czuł się pan gorszy od rówieśników z Zachodu?

Materiały, z których zrobione były nasze narty, kombinezony, były zupełnie inne, o wiele gorsze, niż kolegów z Zachodu. Zresztą, tu nie chodziło tylko o sprzęt, a dosłownie o wszystko, każdy aspekt życia. Oni mieli lepszą czekoladę, lepsze jedzenie, ładniejsze ubrania. Kiedyś pod choinką znalazłem okulary firmy Carrera. Ale to była radość! Na Wschodzie mieliśmy wszystko gorszej jakości, a w Carrerze skakał przecież Ernst Vettori i inne, wielkie gwiazdy Pucharu Świata. Już od samego zakładania tych okularów byłem na treningach bohaterem.

Ponoć miał pan spory kłopot, żeby w ogóle zostać skoczkiem. Wiąże się to z dość zabawną historią.

W czasach NRD była zasada, że wszyscy zaczynają od kombinacji norweskiej. Mówiłem trenerom, że chcę tylko skakać, że kombinacja mnie nie interesuje. Nikt nie chciał mnie słuchać. Oglądałem skoki w telewizji, loty na 185. metr, a ja musiałem się zadowolić małą, 90-metrową skocznią. - Skoczków jest za wielu, ty będziesz kombinatorem - cały czas słyszałem od trenerów. Gdy miałem 12 lat, podczas mistrzostw Niemiec w kombinacji norweskiej, po skoku byłem pierwszy w klasyfikacji. Przed biegiem mobilizacja, trenerzy mocno nakręceni. - Tylko nie przybiegnij ostatni! - krzyczeli do mnie. A ja, aby udowodnić, jak bardzo nie chcę być kombinatorem, niedaleko po starcie rozejrzałem się dookoła i gdy byłem pewny, że nikt nie widzi, zszedłem z trasy i schowałem się w krzakach. Poczekałem, aż wszyscy przebiegną, na mecie pojawiłem się nawet po dziewczynach, które w międzyczasie ruszyły na trasę. I tak właśnie zostałem skoczkiem.

To prawda, że gdy zaczął się pan już piąć po szczeblach kariery i musiał zacząć udzielać wywiadów w języku angielskim, wstydził się pan tego, bo nigdy się tego języka nie uczył?

W szkole uczyliśmy się rosyjskiego. Później w kadrze moi koledzy byli z innego świata, znali angielski, ja musiałem to nadrabiać. Zresztą niedawno podczas transmisji mój kolega z telewizji powiedział coś po łacinie. Odparłem:
- Co ty do mnie gadasz, przecież nie rozumiem.
- To nie miałeś łaciny w szkole?
- No nie, ja miałem rosyjski.
Mówię o tym, bo tu nie chodzi tylko o języki obce, a całe wykształcenie. We wschodnich Niemczech uczyliśmy się zupełnie innych rzeczy. W 2002 roku, gdy zacząłem wygrywać, musiałem aż pójść na kurs języka angielskiego, żeby radzić sobie z udzielaniem wywiadów.

Zawsze zastanawiało mnie, co wy sobie wtedy w ogóle myśleliście w reprezentacji Niemiec? Pojawia się Małysz, jakiś facet znikąd i zaczyna was okrutnie lać na wszystkich skoczniach.

Ale to nie było tak! Przecież Małysz nie wyrósł spod ziemi tuż przed TCS. Nie zaczął fruwać jako ktoś zupełnie świeży, nieznany. Skoki to specyficzna dyscyplina, dużo wcześniej widać, że ktoś ma predyspozycje do dalekiego latania. Właśnie tak było z Adamem. Był taki konkurs w Oslo, w którym nie brałem udziału, oglądałem go w telewizji i zobaczyłem Małysza. Skakał niesamowicie, już wtedy wiedziałem, że ten gość namiesza. Gdy doszło do Turnieju Czterech Skoczni, wszyscy wiedzieli, że Małysz to wygra. Nie było innej możliwości. Adam zapoczątkował poza tym nową generację w skokach narciarskich. Zawsze mówiło się, że skoczek musi być szczupły i wysoki. A Małysz był zdecydowanie najniższym skoczkiem w stawce. Miał zupełnie inną sylwetkę, był niski, a fruwać potrafił.

Jakie to było uczucie dla niemieckiego zawodnika, gdy w apogeum zainteresowania skokami narciarskimi w Niemczech, gdy przed telewizorami zasiadały miliony widzów, więcej niż przy okazji finału piłkarskiej Ligi Mistrzów z udziałem Bayernu, przyjeżdżał do Willingen Polak i przeskakiwał ich skocznię?

Pod względem narodowości byliśmy totalnie bezstronni. Nie miało znaczenia, gdzie się to działo i skąd pochodził dany zawodnik. Zazdrość? W skokach narciarskich nie ma takiego uczucia. Wszyscy doskonale wiemy, jak wiele trzeba poświęcić, jak wiele poświęcam ja oraz jak wiele poświęca mój przeciwnik, aby w ogóle uprawiać tę dyscyplinę. Gdy Adam przeleciał skocznię w Wilingen, moja pierwsza myśl była: wow, to jest niesamowite! Wiem, co on czuje i chcę tak samo. Sam byłem zawodnikiem, dla którego nawet ważniejsze niż zwycięstwa były rekordy skoczni. Mój ojciec zawsze wypominał mi, że gdy jako mały chłopiec pojawiałem się na nowej skoczni, zadawałem pytanie: jaki jest tutaj rekord? Do dziś mi to zostało. Gdy widzę, że zawodnik wylądował bardzo daleko, dostaję gęsiej skórki, bo wiem, jakie to uczucie. Adama podziwiałem między innymi za to, że przy bardzo dalekich lotach i konieczności lądowania czasem już na płaskim, potrafił ustać te skoki. To duża sztuka.

Obserwowaliście go?

Jasne! Jeszcze przed TCS śledziliśmy jego każdy ruch. Budowę ciała, ułożenie w trakcie lotu, odbicie, sprzęt. Dosłownie wszystko. Wtedy zrozumieliśmy: idą nowe czasy. Rozwijał się stabilnie, krok po kroku. Nigdy nie było jednak tak, że siadałem sam w domu, włączałem taśmę i przyglądałem się Małyszowi. Powiem więcej: żaden skoczek na świecie tego nie robi. W całej zabawie nie chodzi o to, żeby kopiować rywala. Gdy to zrobisz, będziesz tylko taki sam jak on. A chodzi o to, żeby być lepszym, latać dalej. Od analizy są trenerzy i sztaby, a tam analizowane jest już wszystko: co nosisz, jak układasz się w locie, jak wyglądasz, jakie masz narty. Nie jest też tak, że gdy skaczesz na nartach firmy Fisher, a ktoś nagle zaczyna wygrywać na Atomicach, to zmieniasz na Atomiki. To tak nie działa. Musisz przeanalizować, co takiego mają Atomiki, czego nie mają Fishery, że w połączeniu z konkretną techniką pozwala daleko latać.

Swego czasu stał się pan w Niemczech supergwiazdą, rozchwytywanym przez kibiców bohaterem. To było męczące? Do pana też - jak do Adama Małysza - przychodzili do domu kibice, żeby zobaczyć puchary Svena Hannawalda?

Zdarzało się, że ludzie dzwonili dzwonkiem do drzwi mojego domu, musiałem też zmienić i usunąć numer telefonu z książki telefonicznej, a na zakupy jeździłem tylko w godzinach wieczornych, gdy w sklepach robiło się luźniej. To oczywiste, że ludzie chcą obcować ze sportowcem, robić sobie z nim zdjęcia, brać autografy. I to nie jest coś negatywnego. Dobre skakanie i dobre wyniki zawsze mają swoją drugą stronę. Jedynie słaba forma daje ci spokój i brak zainteresowania kibiców.

Dziś w Polsce wszyscy pasjonujemy się skokami Kamila Stocha. Według pana uczeń przerósł już mistrza? Stoch jest lepszy od Małysza?

Adam tworzył historię, był pierwszy. Porównywanie miałoby sens, gdyby Adam z Kamilem skakali w tych samych czasach. Adam poprowadził Polskę do sukcesów w skokach, był super dominatorem. Dla jego następców to bardzo trudna sytuacja, bo zawsze są porównywani do wielkiego poprzednika. Dokładnie taka sama sytuacja miała miejsce w Niemczech w świecie tenisowym. Każdy nowy zawodnik był porównywany do Borisa Beckera. Nie podejmę się tej oceny.

Rozmawiał Paweł Kapusta - czytaj inne teksty autora - KLIKNIJ!

Za pomoc w tłumaczeniu dziękuję Pani Marcie Pietrewicz.

Kibicuj polskim skoczkom w Pilocie WP (link sponsorowany)

Czy Adam Małysz to najwybitniejszy sportowiec w historii Polski?

zagłosuj, jeśli chcesz zobaczyć wyniki

Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×
Sport na ×