W ubiegłym sezonie Hubert Ptaszek wygrał w Rajdzie Meksyku najkrótszy odcinek specjalny, w tym miał dużą szansę zwyciężyć w najdłuższym oesie w całym sezonie WRC. Po pierwszym splicie odcinka El Chocolate (54,9 km) polska załoga Ptaszek - Szczepaniak była najszybsza z przewagą sześciu sekund nad Pontusem Tidemandem, późniejszym zwycięzcą rajdu w klasie WRC2.
WP SportoweFakty: Pierwszy start w sezonie za panem. Przeważa rozczarowanie z powodu awarii samochodu, czy zadowolenie z tempa, które udało się zaprezentować?
Hubert Ptaszek: Bardzo żałuję, że takie wyniki nie idą na papier. Z tempa jestem zadowolony, ale nie o to chodzi, aby prowadzić na jednym splicie odcinka, a później tworzyć, jakieś teorie. Tym razem szczęście nie było po naszej stronie, chociaż nie wyglądało to groźnie. Uderzyliśmy spodem auta w kamień. Uderzenie było solidne, ale nie spodziewaliśmy się, że wyrządzi aż takie szkody. To było nie do pomyślenia.
Ile kilometrów przejechaliście w Meksyku?
- 14 kilometrów odcinka El Chocolate, dwa superoesy i shakedown. Niestety od samego początku mieliśmy pecha. Nie mogłem pojeździć na testach, ponieważ transport morski się spóźnił, a od Rajdu Australii nie siedziałem w rajdówce. Zależało mi na tym, aby przed startem zawodów się przetrzeć.
[b]
Tempo El Chocolate było jednak rewelacyjne.[/b]
- Tempo mieliśmy dobre, porównywałem onboardy i wyglądało to nieźle. Do momentu uderzenia w kamień mieliśmy 10 sekund przewagi. Cieszę się, że mentalnie sobie poradziłem z tym całym pechem, jaki mieliśmy w Meksyku. Weekend od początku nie układał się po naszej myśli. Staram się szukać pozytywów. Na superoesie w Mexico City dostaliśmy "bęcki" i do końca nie wiedziałem dlaczego, ponieważ wydawało mi się, że pojechałem naprawdę dobrze. Zdziwiłem się. Po rozmowach z inżynierami Skody okazało się, że nie miałem w samochodzie wystarczającej mocy. Za długo miałem odpalony samochód i na starcie temperatura powietrza, która trafia do silnika była zbyt wysoka. Stąd ubytek mocy. Teraz już wiem, że muszę gasić auto.
Ubiegły sezon był poświęcony rajdowej nauce, teraz czuje się pan lepszym kierowcą?
- Nie chcę mówić, że jestem szybszym kierowcą, ale postęp jest wyraźny. Choćby praca nad opisem jest lepsza, dlatego bardzo żałuję, że nie udało się przejechać choćby tego oesu El Chocolate. W tamtym roku wygrałem najkrótszy odcinek, teraz miałem szansę wygrać najdłuższy. Niestety w sporcie nie wybiera się momentów, kiedy dzieje się źle.
Po pechu w Meksyku, nastawienie przed Rajdem Argentyny się zmieniło?
- W Meksyku nie do końca wiadomo, kto popełnił błąd. Jechałem tą samą linią co wszyscy. Kiedyś, jeśli coś leżało na trasie to mogłem to ominąć, ale teraz jesteśmy na takim etapie, że nie możemy odpuszczać. W Argentynie też chcemy cisnąć, nic pod tym względem nie zmieniamy.
Widział pan sytuację, kiedy lider rajdu Kris Meeke omal nie zaprzepaścił szansy, wypadając z trasy na parking dla kibiców?
- Kiedy to się stało byliśmy już na lotnisku, oglądałem relację na żywo na telefonie. W momencie, w którym Kris wypadł z trasy aż zadrżały mi ręce, bo kibicowałem mu, chciałem, żeby wygrał. Pilot spanikował, krzyczał "Kris, Jezu Chryste!", ale na całe szczęście skończyło się dobrze.
Od tego roku, pana głównym sponsorem jest Orlen. Pojawienie się nowego partnera powoduje, że presja na wyniki jest większa?
- Z perspektywy sportowca niewiele się zmieniło, ponieważ ja zawsze chcę dać z siebie wszystko. Nie ukrywam jednak, że w Meksyku, w swoim pierwszym starcie w tym roku chciałem pokazać się z dobrej strony. Liczę, że w Argentynie pokażę mocne tempo od startu do mety.
Rozmawiał Maciej Rowiński
ZOBACZ WIDEO Tego nie uczą na kursach prawa jazdy. Zobacz, jak sobie radzić w kryzysowych sytuacjach na drodze