Guillaume Samica: Czasami z Pawłem Zagumnym krzyczymy na siebie

Anna Bagińska
Anna Bagińska
Można się było spodziewać takiej sytuacji w zespole z młodymi zawodnikami. W końcu to sam Paweł Zagumny!

- Ze mną jest zupełnie inaczej. "Guma" to "Guma" i wiem jak z nim postępować. Zarówno on, jak i ja mamy silne charaktery, graliśmy wcześniej razem i on mnie zna, a ja znam jego. On wie, jak mnie zmotywować, wie jak coś ode mnie uzyskać, ja także wiem jak z nim pracować i pozyskać coś od niego. Jest między nami dobra więź, zarówno na boisku, jak i poza nim, ponieważ to nie jest dla mnie ot po prostu kolejny kolega z drużyny. Wiele problemów pojawiających się na boisku rozwiązujemy także poza nim.

To widać, że nie gracie razem od pięciu miesięcy, tylko dłużej. Paweł Zagumny często daje panu trudne piłki.

- Często? On mi zawsze daje trudne piłki! Taka jest moja rola w drużynie. On wie, że to ja jestem tym zawodnikiem, który będzie musiał sobie z nimi poradzić. Czasem chciałbym zawsze zagrać na plus, dostawać łatwe, perfekcyjnie wystawione piłki, ale jest inaczej i dostaję te trudne. To jest moja rola w drużynie i kiedy idzie mi dobrze, zespół wygrywa, a kiedy mi nie idzie, mamy problem z zwyciężaniem.

Po przeanalizowaniu statystyk widać, że rzeczywiście w tych meczach, które wygrywaliście, był pan najlepiej punktującym zawodnikiem w drużynie. Jasno więc wynika z tego, że jest pan liderem zespołu. Chyba pan to czuje i zdaje sobie z tego sprawę?

- Miewam też swoje gorsze dni, gorsze momenty. W niektórych meczach grałem bardzo źle w przyjęciu. Jest jeszcze jeden element, nad którym muszę popracować. Na początku sezonu nie zagrywałem dobrze, muszę powrócić do lepszej zagrywki. Jak widać, to jest studnia bez dna, w kółko coś. Może jest tak jak mówi trener, że inni czekają aż ja lub Paweł Zagumny zrobimy wszystko albo prawie wszystko. Kiedy wszystko wychodzi, łatwo się gra. Kiedy czujesz się dobrze, kończysz pięć piłek z rzędu, idziesz na zagrywkę, to robisz trzy asy z rzędu i wtedy jest łatwo. Ale zaserwuj asa, kiedy jest 23:23, a przeciwnik wcześniej ciebie zablokował. Wtedy pokazujesz, że jesteś mocnym zawodnikiem, gotowym na wykonanie kolejnego kroku.

Powiedział pan, że jest silnym charakterem, Paweł Zagumny również. Jak się więc ze sobą dogadujecie?

- To jest moja sekretna technika. Na początku spytałem się jego żony, jak postępować. Ona na to, żebym po prostu od czas do czasu na niego krzyknął, więc kiedy jesteśmy wkurzeni, albo jest jakiś problem, to krzyczę na niego i on też krzyczy na mnie. I tak on zawsze wygrywa. Czasem po prostu czekam, aż wyluzuje. Na początku sezonu w ogóle nie graliśmy pipe’a, prosiłem go i pytałem. On w głowie miał jedną myśl, że nie gramy dobrze tego zagrania, że za każdym razem jest przekraczana linia trzeciego metra. Pewnego dnia po prostu zmienił zdanie, pipe funkcjonował dobrze w jednym meczu. Teraz włożyliśmy to zagranie do całego systemu gry i myślę, że nie wychodzi tak źle. On decyduje, on jest szefem, jest rozgrywającym, jest kapitanem, on jest starszy, on jest najpiękniejszy, to jest "Guma" i na tym właściwie mogę skończyć.

Wspomniał pan już o zeszłym sezonie w Częstochowie. To w sumie była chyba podobna sytuacja jak teraz w Warszawie? Też występował pan z młodymi zawodnikami w jednej drużynie.

- Nie, to nie była podobna sytuacja, bo kiedy ja tam przyszedłem, zespół był chyba na 11. miejscu w tabeli i zmienili trenera. Myślę, że Marek Kardos był zmęczony i wściekły, bo dawał z siebie wszystko, ale to nie rzutowało w ogóle na zachowanie zawodników. Potem Michał Bąkiewicz został trenerem i on także próbował dawać z siebie wszystko. Niektórzy zawodnicy mu pomagali, a niektórzy po prostu czekali na koniec sezonu. Nie było więc łatwo, ale dla mnie to było całkiem przyjemne doświadczenie, ponieważ wróciłem do Polski. Miałem też parę dobrych momentów, kiedy zdobyłem dwie statuetki MVP i to w meczach przeciwko Roberto Santilliemu i Andrei Anastasiemu. Mówię to z wielkim uśmiechem na twarzy, ponieważ obu ich lubię i to były dla mnie przyjemne momenty. Byłem z tego zadowolony.

Poza tym udowodniłem sobie, że jeszcze nie jestem skończony, a po grze w Emiratach nie wiedziałem, w jakim miejscu jestem. Powrót do Polski i przyjazd do Częstochowy pokazały, że nadal jestem w stanie grać w siatkówkę na dobrym poziomie i to przeciwko świetnym drużynom. Przegraliśmy dużo meczów, wiele razy dawaliśmy wygraną w prezencie innym zespołom, ale dla mnie to było coś nowego. Być może to pozwoliło mi stać się nieco silniejszym oraz umieć rozwiązywać niektóre sytuacje w tym sezonie w Politechnice. Ta sytuacja pomogła mi, pomogła mi kontynuować moją karierę i to w dobrym kierunku. Chciałbym podziękować osobom, które dały mi tę szansę.

Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×
Sport na ×