Jakub Dolata: Brakuje konstruktywnego dialogu

Damian Gapiński
Damian Gapiński
Jest pan zadowolony z oferty jaką ma dla klubów w Polsce?

- Tak. To jest przede wszystkim oferta bardzo urozmaicona. Mamy zawodniczki na różną pozycję, o różnym stopniu doświadczenia, młode i utytułowane, krajowe i gwiazdy zagraniczne na różnych poziomach finansowych. Mamy środkowe atakujące z "dwójki" i "trójki", atakujące preferujące szybką albo wysoką piłkę, przyjmujące grające blisko albo daleko rozgrywającej i tak dalej. Tylko w tej ofercie chodzi o to, aby osoba w klubie odpowiedzialna za kompletowanie zespołu wiedziała kogo dokładnie potrzebuje. To oni wyznaczają pewne wartości i hierarchie. Może warto podpatrzeć jak robią to najsilniejsze kluby w Polsce i na świecie. Może nie potrzeba nam dwóch takich samych rozgrywających? Może nie muszą być po dwie zawodniczki na tę samą pozycję? Mamy ostatnio przykład Legii Warszawa, gdzie trener Czerczesow chce zmienić ustawienie, by nadążać za nowoczesnymi, światowymi standardami. Czasami takie rzeczy się zdarzają. Na przykład najlepsze kluby układają zespół tak, aby mieć defensywną przyjmującą i ofensywną przyjmującą. Patrząc na niektóre kluby w Polsce, nie widzę pomysłu na skład.

Brak pomysłu jest głównym problemem naszej ligi?

- Myślę, że problemem naszej ligi jest zbyt duża liczba zespołów. Moim zdaniem powinna być ograniczona do dziesięciu, a może nawet ośmiu zespołów. Przy takiej liczbie zespołów każdy mecz będzie o wysoką stawkę, a zespół będzie musiał co tydzień dać z siebie maksimum możliwości. Tak to wygląda w tej chwili we Włoszech, w najlepszej lidze świata. Chcemy, aby na przykład Chemik Police był zespołem liczącym się na arenie międzynarodowej i rywalizował na równi z najlepszymi w Lidze Mistrzyń, ale z drugiej strony kilka dni przed ważnym meczem w tych rozgrywkach, wysyłamy go na drugi kraniec Polski, żeby zagrał drugim składem z przeciwnikiem, którego pokonał trzy razy do piętnastu. Dla zespołu lepiej byłoby zostać w domu i potrenować między sobą, bo taki wyjazd nie ma sensu. Uważam, że musimy podnieść poziom ligi, a to będzie możliwe, jeżeli zmniejszymy liczbę zespołów i zbudujemy na przykład mocną pierwszą ligę z transmisjami telewizyjnymi jako dobre miejsce dla ogrywania młodych dziewczyn. Nikt mi nie wmówi, że siatkarka poniżej 180 centymetrów zrobi światową karierę na lewym skrzydle w obecnych czasach. Uważam, że zawodniczki powinny przez jakiś czas trenować z lepszymi od siebie. My ciągle dążymy do tego, aby wychować 50 młodych talentów, a tak naprawdę potrzebujemy każdego roku dwie-trzy osoby, które w dłuższej perspektywie zasilą kadrę. Ponadto istotnym problemem jest to, że zespoły z dołu tabeli grają o nic.

Czyli zamknięcie ligi było błędem?

- Moim zdaniem tak. Niby widać, że kluby nie chcą być ostatnie, ale z drugiej strony gramy o nic. Zamknięcie ligi miało dać klubom spokojne konstruowanie budżetu na kolejne lata. Tymczasem z czwórki ostatnich zespołów obecnie tylko Developress jest klubem, który ma sponsora na dłuższą metę. Pozostałe nie mają. Zamykając ligę doprowadziliśmy do tego, że zaplecza marketingowego i finansowego nie ma, a na dodatek niektóre kluby nie ogrywają zdolnej młodzieży.

Może rozwiązaniem jest powołanie czegoś na wzór Club Italia?

- Oczywiście. Tylko my nie musimy tego robić. Wystarczy, że SMS przeniesiemy do Orlen Ligi. Kiedy Bonitta proponował to rozwiązanie, to również pojawiły się opory. Jego koncepcja była jeszcze inna, aby w tym zespole grały wszystkie reprezentantki. Tylko okazało się, że federacji nie stać na taki zespół. Udało się przenieść ten młody zespół do Serie A i one grają dobrze. Pamiętajmy tylko, że różnica między nami, a Włoszkami jest taka, że one od lat grają o najwyższe cele w Europie i na świecie w kategoriach młodzieżowych, a my nie. Nasz SMS w Orlen Lidze przegrywałby większość setów do 15. Jakie miałoby to skutki dla psychiki młodych zawodniczek? Takie Bergamo grające w Serie A ma dziesięć zespołów pod sobą. Od 9 roku życia zespoły trenują tym samym systemem. My takich klubów nie mamy. Mamy SOS-y, tylko trzeba je w odpowiedni sposób poprowadzić. Ważna jest selekcja siatkarek, ale równie ważna jest selekcja trenerów, którzy nie będą się bali korzystać z rozwiązań światowych. W Lublinie odbył się finał Grand Prix. Można było pójść na trening najlepszych trenerów. To nie wymaga specjalnego wysiłku ani pieniędzy.

Kiedy polska liga i reprezentacja będą na tyle silne, aby liczyć się w Europie?

- Polska liga jest silna. Moim zdaniem jesteśmy trzecią siłą po Włoszech i Turcji. Nasz problem polega na tym, że stanęliśmy w miejscu, a gonią nas inne ligi. Gonią nas Niemcy, Francja. Tam nie ma limitu obcokrajowców, dlatego ceny kontraktów są znacznie niższe, bo konkurencja jest większa. Uciekają nam Azjaci, ale nas nie stać na kontrakty, które oni są w stanie zaoferować. Warto jednak skupić się na Włoszech i Turcji, żeby zastanowić się, co zrobić, żeby ich dogonić. W Turcji kiedyś był limit dwóch obcokrajowców na boisku. Doprowadziło to do tego, że zawodniczki warte sto tysięcy euro miały kontrakty na poziomie pół miliona euro tylko dlatego, że nie było dla nich alternatywy. I my również takiej alternatywy nie mamy. Jeżeli pójdziemy drogą dawnej Turcji, to sami sobie wywindujemy ceny. Turcy doskonale skorelowali ligę z młodą ligą. Po sezonie zasadniczym do wyników drużyny seniorskiej dolicza się punkty uzyskane w młodej lidze. Co to powoduje? To, że klubom opłaca się inwestować w ligę, dając tam dobrych trenerów i zaplecze medyczne. To właśnie dzięki pracy z młodzieżą zespoły są w stanie poprawić swoją pozycję w lidze. To mobilizuje do lepszej pracy z młodzieżą. Warto się zastanowić nad wprowadzeniem tego w Orlen Lidze. Z kolei z Włoch warto przenieść sposób kontroli nad klubami.

Wrócę do pytania o żeńską kadrę. Kiedy ponownie zaczniemy się liczyć w stawce?

- Są dwa wyjścia. Albo będziemy mieli silną ligę i nasze wszystkie zawodniczki będą w niej grały, albo jeżeli będziemy mieli słabą ligę, to Polki muszą grać w silnych ligach europejskich. My w tej chwili mamy stan pośredni. Wszyscy mówią, że Złotka odnosiły sukcesy. Przeanalizujmy zatem, gdzie wówczas grały nasze zawodniczki. Glinka, Skowrońska, Niemczyk, Śliwa, Świeniewicz, Mróz i Zenik grały wówczas w ligach zagranicznych, większość we Włoszech. Zatem przyciągnijmy najlepsze z nich do polskiej ligi, albo oddajmy je do silnych lig wzorem Belgii. Jestem za tym pierwszym rozwiązaniem. To będzie z korzyścią dla każdego. Także młode zawodniczki, oglądając na co dzień najlepsze siatkarki, będą mogły się od nich uczyć.

Problem leży zatem w komunikacji?

- Zdecydowanie tak. Uważam, że konieczny jest konstruktywny dialog. Nikt nie musi korzystać z naszych rad czy pomysłów, ale warto mieć pogląd na to, jak można coś rozwiązać w inny sposób. Nie może być tak, że klub w maju osiąga największy sukces w historii, jest tym zachwycony, po czym po trzech miesiącach zwalnia trenera, który to osiągnął, bo stwierdził nagle, że się nie nadaje. To nie jest fair w stosunku do trenera. Takie zachowanie może zniszczyć czyjąś karierę, a nawet życie. Nie możemy się wiecznie o coś obwiniać. Musimy dążyć do sukcesów ale także liczyć się z możliwością porażki. Świat poszedł do przodu i trzeba pogodzić się z faktem, że każdy zawodnik i zawodniczka ma swojego menedżera. Zamiast ze sobą walczyć po prostu rozmawiajmy. Mamy wspólny cel: dobro siatkówki. I zróbmy wszystko, żeby to zrealizować.

Rozmawiał Damian Gapiński

Ewa Swoboda: Widać luz, prędkość i... że jestem trochę gruba
Źródło: TVP S.A.
Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×
Sport na ×