Malwina Smarzek pokochała Bergamo, choć początki były trudne. "Na szczęście obroniłam się"

Podstawowa atakująca polskiej kadry coraz pewniej poczyna sobie we włoskiej Serie A1, najlepszej europejskiej lidze w siatkówce kobiet. Malwina Smarzek zdradziła nam, jak podniosła się po fatalnym starcie sezonu i kto okazał jej najwięcej wsparcia.

Michał Kaczmarczyk
Michał Kaczmarczyk
Malwina Smarzek w barwach Zanetti Bergamo Facebook / Zanetii Bergamo / Na zdjęciu: Malwina Smarzek w barwach Zanetti Bergamo

Michał Kaczmarczyk, WP SportoweFakty: Pierwszy kontakt z nowym krajem okazał się bolesny czy wręcz przeciwnie?

Malwina Smarzek, atakująca Zanetti Bergamo i reprezentacji Polski kobiet: Trochę bałam się rzeczy czysto organizacyjnych, ale okazało się, że pod tym względem wszystko jest na tip-top. Nie miałam prawa narzekać także na treningi, w końcu po raz pierwszy od dłuższego czasu miałam prawdziwe przygotowanie do sezonu w klubie, nie musiałam zaczynać ligi od razu po przyjeździe z kadry. Do tego miałam w zeszłym roku prawie miesiąc wolnego w trakcie sezonu reprezentacyjnego, to jest naprawdę dużo.

Widziałam już po pierwszych zajęciach i treningach dużą zmianę w porównaniu z tym, co widziałam w Polsce. Przede wszystkim mentalną: dziewczyny w zespole naprawdę dużo od siebie wymagają. Trener nie musi stać nad nami i pilnować, żeby nikt nie odpuszczał, bo drużyna sama to robi. W Polsce bywało tak, że połowie zespołu ewidentnie nie chciało się przyjść na trening, co było widać po nastawieniu, ale to nie było większym problemem. A tutaj nie odpuścisz, bo zwyczajnie będzie ci głupio, że odstajesz w grupie, która tak się stara. Do tego mam wrażenie, że we Włoszech zawodniczki mają większą frajdę z siatkówki. Nie mówię o samych meczach, bo radość z nich jest oczywista, ale o treningach. Jest nieco więcej zabawy, ale mobilizacja i wewnętrzna presja nie ustaje. Joanna Wołosz była dla pani kimś w rodzaju przewodnika zapoznającego z obcym terenem?

Faktycznie, rozmawiałam z Asią na temat tej ligi, ale to nie jest tak, że wybrałam sobie kraj, o którym kompletnie nic nie wiedziałam. Postawiłam na Włochy, od dawna wiedziałam, że chcę tam grać. Miałam szczęście, że trafiłam w zespole na dziewczyny, które pomagały mi zawsze, gdy czegoś potrzebowałam. Ale jeśli chodzi o sprawy czysto siatkarskie, to nie potrzebowałam kogoś lub czegoś w rodzaju pomostu między Polską a Włochami. Szybko się zaaklimatyzowałam, a z drugiej strony szybko zauważyłam, że muszę się przystosować do pewnych rzeczy, na przykład do innej jakości treningów.

Rzadko mi się zdarza po zajęciach być złą na siebie, że niewiele zrobiłam. Wiadomo, że jesteśmy tylko ludźmi i nie jesteśmy w stanie codziennie pokazać swoich stu procent, ale dajemy z siebie tyle, ile możemy danego dnia. I od razu tłumaczę, żeby nikt nie uważał, że w Polsce leży się do góry brzuchem i w ogóle nie trenuje: po prostu widzę różnice, na przykład w atmosferze na treningach. Kiedy jest pozytywnie, z uśmiechem, mobilizująco, to wychodzisz z sali i czujesz, że wykonałeś dobrą pracę. We Włoszech tak właśnie jest.

Do tego zaangażowanie kibiców jest zdecydowanie większe, co widać po średnim zapełnieniu trybun w ekstraklasie i samej hali w Bergamo.

Zdecydowanie tak. Kibice przychodzą do nas nawet na treningi, są tak zaangażowani w klub. Rzadko się zdarza, by w tym kraju jakaś hala podczas meczu nie była pełna chociażby w trzech czwartych. Mogę mówić o kibicach tylko w samych superlatywach, widać, że żyją siatkówką.

To chyba oczywiste w miejscowości, z której pochodzi siedmiokrotny zwycięzca Ligi Mistrzyń.

W tym mieście tradycja siatkarska jest bardzo długa i bogata, także w porównaniu z innymi klubami ekstraklasy. To się czuje i zespołom przyjezdnym naprawdę trudno się tutaj gra, co przyznaje wiele zawodniczek z innych drużyn. Bergamo jest naprawdę super, także jako samo miasto.

Pamiętam klubowy kalendarz, w którym wasze wizerunki występowały jako murale na ścianach domów w Bergamo. Takich akcji jest więcej?

W porównaniu na przykład z Chemikiem Police takich inicjatyw czy akcji mamy dużo mniej. Wiadomo, że Chemik to klub na wysokim poziomie, także marketingowym, który dba o swoją markę i jej promocję. Ale też jest tak, że w Bergamo nie ma aż takiej potrzeby reklamować naszego klubu. W Policach czy Szczecinie pomagałyśmy promować nasz klub, bo to było potrzebne, aby przekonać ludzi do przyjścia na mecz.

Do tego też miałyśmy z regionie sportową konkurencję, na przykład piłkę nożną. Natomiast we Włoszech przekonywać nie trzeba: ludzie wiedzą, kiedy i o której gramy mecz i może spodziewać się prawie pełnej hali. Marketingowcy aż tak bardzo nas nie męczą! Od czasu do czasu zdarzy się jakieś wyjście czy kolacja ze sponsorami, ale to tyle.

Teraz możemy spokojnie rozmawiać o pobycie we Włoszech, natomiast w zeszłym roku nie było wcale oczywiste, że przeniesie się pani do Bergamo, bo Chemik Police wcale nie zamierzał łatwo oddawać swojej gwiazdy. To był jeden z trudniejszych momentów w karierze?

To były nerwowe tygodnie, tym bardziej, że wtedy przebywałam na kadrze i grałyśmy Ligę Narodów. Jakby mało było tego, że sam turniej był wymagający fizycznie, to jeszcze dostawałam co chwila różne informacje na temat tego, jak wyglądają rozmowy między klubami na mój temat i to wszystko zostawało w głowie. A sytuacja potrafiła zmieniać się szybko, z korzystnej na niekorzystną i na odwrót. Dopóki Zanetti nie opłaciło Chemikowi mojego kontraktu, to nic nie było w pełni jasne.

Ja bardzo nie lubię takich sytuacji, zwłaszcza podczas sezonu reprezentacyjnego. Niektórzy już w lutym wiedzą, gdzie będą grać w kolejnym roku, a ja byłam w zawieszeniu. Trudno od tego całkowicie uciec, bo to są w końcu rozmowy o przyszłości i kolejnych ważnych latach kariery. Głowa zawsze ucieka w inne rejony, gdy ma się takie zmartwienia. Ale koniec końców wszystko potoczyło się szczęśliwie.

Czytaj także: Hity i kity wizerunkowe stycznia: zbiórka dla Bruno Kreboka zostawiła wszystko w cieniu

Ale nie zawsze było różowo, bo po pierwszych kolejkach Serie A1 wszyscy w Polsce zachodzili w głowę, co się stało ze Smarzek. Jak wyglądały tamte trudne tygodnie?

Zawsze powtarzam, że nie miałam jeszcze roku, w którym grałabym doskonale od pierwszego do ostatniego dnia. Wracałam po kadrze do klubu i zawsze zdarzało się, zwykle na przełomie grudnia i stycznia, że trafiałam w dołek formy, z którego nie potrafiłam wyjść. To chyba dotyczy każdego reprezentanta Polski w siatkówce, mało kto od tego ucieka. Tak było w Chemiku, choćby w pierwszym sezonie, gdzie grało mi się świetnie do Pucharu Polski. Dostałam wtedy nagrodę MVP turnieju, a kolejne półtora miesiąca do spotkań o medale były już naprawdę złe w moim wykonaniu i nie pograłam wtedy za dużo. Pamiętam, że przyleciałam do Bergamo po turnieju w Montreux i czułam się w miarę nieźle, ale nie rewelacyjnie. Nic mi nie dolegało, ale to nie była ta forma fizyczna, którą pamiętam z reprezentacji.

Czułam, że coś jest nie tak, a jestem krytyczna wobec siebie i zwykle w takich chwilach szukam czegoś, co mogłabym zmienić w swoich przygotowaniach, zastanawiam się, jak lepiej trenować. Start ligi zbliżał się, a ja czułam się jeszcze gorzej i wiedziałam, że nie mam mocy w ataku, a przecież jestem rozliczania właśnie z punktów. Liga włoska nie wybacza, jeżeli ktoś ma słabszy dzień. W pierwszym meczu sezonu żadna z nas nie zagrała dobrze, zawiodłyśmy jako zespół i to było nieprzyjemne doznanie.

Do tego doszedł fakt, że musiałam szybko uczyć się grania z Carlottą Cambi, która wróciła do klubu tuż po mistrzostwach świata, dwa dni przed startem ligi. Ja na kadrze grałam z szybkich piłek, Carlotta lubi taką grę, ale nasz trener uznał, że na "quicka" możemy sobie pozwalać tylko przy idealnych dograniach, cała reszta musi być wolniejsza i wyższa. Teraz pewnie nie zrobiłoby mi to różnicy, ale w tamtym momencie sezonu miało to znaczenie.

Trudno było podnieść się po tak bolesnym pierwszym niepowodzeniu?

Przegrałyśmy trzy kolejne mecze, a trener odstawił mnie do rezerwy. Biorąc pod uwagę, że mój transfer do Bergamo był głośny medialnie i wiązano ze mną bardzo duże nadzieje, ta sytuacja była trudna, zwłaszcza dla mnie. Ludzie w klubie pytali mnie: co się dzieje? Może coś musimy zmienić, potrzebujesz czegoś innego? Mnie to wszystko przytłaczało, dlatego musiałam się odciąć, najbardziej od komentarzy z Polski typu "wiedziałem, że Smarzek tam sobie nie poradzi". We Włoszech jest inaczej, tam w pierwszej kolejności chcą ci pomóc.

Prezes Luciano Bonetti bardzo się oburzył, kiedy opuściłam podstawową szóstkę, przekonywał trenera, że mam grać niezależnie od tego, co się dzieje. On bardzo mnie wspierał, nalegał na mój transfer, tym bardziej mu zależało na mojej dobrej postawie. Uspokajał mnie, powtarzał, że mam trenować i niczym sobie nie zaprzątać głowy. Przed startem sezonu tłumaczył mi, że czeka mnie ciężki sezon i przeżywał to każdy, kto trafia do Serie A, ale co by się nie działo, mogę liczyć na niego i cały klub. Wtedy tego słuchałam i nawet przez myśl mi nie przeszło, jak bardzo może mieć rację!
I to wszystko pomogło. Otrzymałam wiele wsparcia od drużyny, po jakimś czasie całe zamieszanie przycichło i czułam, że powoli wracam do siebie fizycznie i mentalnie.

Po sześciu kolejkach nadeszło pierwsze zwycięstwo Zanetti Bergamo, a potem weszła pani na boisko w wygranym 3:1 meczu z Bosca San Bernardo Cuneo i w końcu zrobiła swoje. To był moment przełamania?

Było dużo lepiej, nawet nie ma porównania! Od tamtego momentu nie zeszłam poniżej pewnego poziomu, jedynie w ostatnich dniach miałam drobne kłopoty z plecami, przez które zeszłam z boiska po dwóch setach meczu z Il Bisonte Firenze. Uznaliśmy z trenerem, że dalsza gra z takim urazem nie ma większego sensu. Ale z wyjątkiem tego meczu jak tak, jak powinno być od początku, czyli dostaję najwięcej piłek do ataku i punktuję najlepiej z całej drużyny.

Ta cała sytuacja nauczyła mnie, by nie dokładać sobie samej stresu i uświadomić sobie, że każdemu zdarzy się słabszy mecz, po którym trzeba ruszyć dalej. Nawet atakującym z ligowego topu jak Egonu, Fabris czy Haak to się przytrafia i nie ma dramatu. Jestem teraz zdecydowanie spokojniejsza, także z tego względu, że mój zespół ma trochę inną charakterystykę niż chociażby kadra Polski.

Puchar Włoch znowu nie dla Joanny Wołosz 

Czy Malwina Smarzek zrobi karierę we włoskiej ekstraklasie?

zagłosuj, jeśli chcesz zobaczyć wyniki

Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×
Sport na ×