Jeszcze niedawno Katarzyna Skowrońska-Dolata walczyła przede wszystkim z własnym ciałem i własnymi oczekiwaniami związanymi z powrotem do gry po zerwaniu więzadła krzyżowego w kolanie. Jeżeli komuś wydawało się, że dwukrotna mistrzyni Europy udała się do Brazylii na sportową emeryturę, szybko okazało się, że był w poważnym błędzie.
35-letni dziś "Skowronek" fruwa jak swoich w najlepszych czasach. W tym sezonie była reprezentantka Polski zdobyła już 399 punktów, co daje jej pierwsze miejsce w rankingu najlepiej punktujących siatkarek Superligi. Skowrońska stała się wyrazistą liderką Hinode Barueri, które zajmuje czwartą pozycję w tabeli ligi i zamierza atakować jej strefę medalową.
Eksperci są zgodni. Developres SkyRes Rzeszów ma atuty, by wygrać Puchar Polski
W długiej rozmowie z naszym portalem dwukrotna mistrzyni Europy zdradziła m.in., co czyni jej trenera Jose Roberto Guimaresa wyjątkowym człowiekiem i dlaczego Brazylijczyk nie przyjął statuetki MVP, którą Skowrońska-Dolata mu podarowała po jednym ze spotkań. Rozmawialiśmy także o samej Brazylii, kraju, który potrafi silnie zachwycić, ale i przerazić, oraz głośnej sprawie Tifanny Abreu, obecnie najsłynniejszej transseksualnej siatkarki. Nasza rozmówczyni nie gryzła się w język i była w każdej sprawie szczera. Także wtedy, gdy temat rozmowy zszedł na zbliżający się koniec jej kariery.
ZOBACZ WIDEO: Witold Bańka: Program "Team100" zwiększy szanse Polski na medale olimpijskie
Michał Kaczmarczyk, WP SportoweFakty: Jakie to uczucie być królową Brazylii?
Katarzyna Skowrońska-Dolata, była reprezentantka Polski, siatkarka brazylijskiego Hinode Barueri: Ojej, bardzo odważne słowa! Ale ja tak się zupełnie nie czuję, nie wiem, czy zasłużyłam na bycie "królową"...
Tak nazwał panią dziennikarz Bruno Voloch. I dodał przy tym: "To już nie jest ta nieśmiała i przestraszona Skowrońska, która przylatywała do nas w 2017 roku. W tym sezonie jest ona prawdziwą sobą".
Trzeba pamiętać, że w poprzednim sezonie dołączyłam do nowego klubu tuż po operacji, w trakcie rehabilitacji. Potrzebowałam naprawdę dużo czasu, by wrócić do swojej dyspozycji, ale Ze Roberto o tym dobrze wiedział. Nie grałam wtedy wiele, na pełne obroty weszłam dopiero w końcówce rozgrywek. Tamten czas pomógł mi wrócić do siebie, dzięki czemu teraz mogę powiedzieć z pewnością, że jestem sobą. Czuję się lepiej, nie boję się o swoją nogę ani kolejną kontuzję. Każdy zawodnik po urazie potrzebuje czasu, by wrócić do swojej dawnej dyspozycji. Niektórzy wracają, niektórzy nie, to wszystko zależy od człowieka.
Pani wróciła, i to w imponującym stylu. 399 punktów i pierwsze miejsce w rankingu najlepiej punktujących zawodniczek Superligi nie jest przypadkiem. O taki powrót chodziło?
Kiedy doznałam tej kontuzji, sama świadomość koniecznej operacji, a potem rehabilitowania się tak mnie przygniotła, że wtedy myślałam: czas powiesić buty na kołku, w moim wieku nie będę już w stanie wrócić do gry, przede wszystkim fizycznie. Martwiłam się po prostu, że to już nigdy nie będzie to samo. Tym bardziej cieszę się z tego, że udało mi się wrócić, ale należy pamiętać, że potrzebowałam do tego naprawdę wiele pracy i zaufania.
Trafiłam na cudownych ludzi, którzy pomogli mi w trudnym okresie życia. Przeszłam przez rehabilitację, której sam przebieg był OK, ale strasznie się dłużyła. Nie mogłam się doczekać powrotu do takiej sprawności, jakiej bym chciała i to rodziło różne trudniejsze chwile. Pamiętam, że śledziłam powrót do zdrowia Arkadiusza Milika, który dwa razy zrywał więzadła w kolanie i byłam pod ogromnym wrażeniem tego, jak szybko z tego wyszedł.
Mnie zajęło to nieco więcej czasu, ale miałam na tyle determinacji i siły, by się nie poddać. Dzięki temu już w końcówce poprzedniego sezonu czułam się naprawdę dobrze i tak pozostaje do dzisiaj. Trenuję tak samo, jak moje koleżanki i nie mam problemów z tym, żeby występować na wysokim poziomie w moim wieku. Choć chyba do mnie cały czas nie dociera, że jestem najstarsza w zespole! Podczas treningów z dwudziestoletnimi dziewczynami bywa różnie, ale dotrzymuję im kroku. Wciąż mam wiele satysfakcji i radości z tego, co robię.
Można zaryzykować twierdzenie, że rozgrywa pani teraz swój najlepszy sezon od lat?
Nigdy nie patrzyłam na to w taki sposób, bo każdy sezon to jest osobny etap i inna życiowa przygoda. Spędziłam wiele lat w różnych krajach, poznałam wielu ludzi i widzę, że na jakość takiego czy innego sezonu wpływa bardzo wiele czynników, także tych pozasportowych. Przede wszystkim w Brazylii czuję się dobrze i chyba tutaj się zadomowiłam. Zyskałam tu przyjaciół, z którymi czuję się równie dobrze na boisku, jak i poza nim. Niczego mi tutaj nie brakuje i po prostu jestem szczęśliwa w miejscu, w którym obecnie jestem. Realizuję się w pełni, czerpię radość z życia w kraju pełnym sympatycznych i otwartych ludzi i to mi służy.
Najlepszy sezon? Trudno mi powiedzieć, na pewno z każdym kolejnym tygodniem układam w głowie swój własny scenariusz tego, co będę robiła po siatkówce i wiem, że muszę nacieszyć się tym, co robię. I udowodnić samej sobie, że do samego końca było to na odpowiednim poziomie.
Pytałem o to, bo Superliga rzadko kiedy bywa łaskawa dla zagranicznych zawodników, nawet słynna Logan Tom w Brazylii nie zawsze potrafiła udźwignąć presję oczekiwań. Tym bardziej znamienna jest pani świetna dyspozycja w wymagających rozgrywkach.
Według mnie różnie radzimy sobie w różnych środowiskach i to, co pasuje jednemu, niekoniecznie będzie korzystne dla kogoś innego. Mam sporo zaliczonych krajów na swojej sportowej mapie i być może nie odczułam tak bardzo wielkiej zmiany. Zgodzę, że liga jest wymagająca, ale przy tym ciekawa: liczy się zarówno fizyka, jak i i technika i trzeba się naprawdę nagimnastykować, by ugrać swoje. Nic nie przychodzi tutaj za darmo. Zajęć jest dużo, grafik prawie zawsze napięty, co chwila latamy samolotami na mecze i żyje się przez to intensywnie, ale dzięki temu jest ciekawie, wręcz fascynująco.
Wiem, że nie mogę sobie pozwolić na utratę mobilizacji i granie na pół gwizdka, bo co chwila czeka jakieś wyzwanie i mecz sam się nie wygra. Do tego nie możesz sobie pozwolić na mechaniczne wykonywanie tych samych zagrań, bo jesteś doskonale rozpisany przez przeciwnika i trzeba go czymś zaskoczyć, by wygrać. Ta sama taktyka nie zadziała na innego przeciwnika, dlatego trzeba wyjść poza schemat. Kocham od lat siatkówkę, jest moją największą pasją i czuję, że w Brazylii jest wszystko, czego mi potrzeba do realizowania się jako sportowiec.
Był w tym sezonie jakiś mecz, który dał pani wyjątkową satysfakcję?
Szczerze? Nie zastanawiam się nad tym. Każdy mecz jest dużym wyzwaniem, a naszym celem w tym sezonie jest uplasowanie się między trzecim a piątym miejscem po rundzie zasadniczej, by potem rozpędzić się w play-offie i dojść w nim jak najdalej. Hinode nie ma wielkich tradycji, bo to dopiero drugi sezon klubu w Superlidze i trudno nam mierzyć w mistrzostwo. Wiadomo, piłka jest okrągła i wszystko może się wydarzyć, ale już samo przełamanie bariery ćwierćfinału i zajście dalej niż przed rokiem będzie dla nas dużym sukcesem.
Każdy kolejny mecz coś mi daje i z każdego coś zapamiętuję. To nie jest tak, że po zejściu z boiska zapominam o wszystkim, co się na nim wydarzyło, albo że szczególnie rozpamiętuję jakiś niewiarygodny mecz. Zwyczajnie nie mam na to czasu, bo liga jest intensywna i zostaje czas tylko na analizę tego, co zrobiło się w meczu dobrze, a co wymaga poprawy. Zresztą w dzisiejszej siatkówce dzieje się sporo i nie mamy zbyt wielu okazji, by żyć chwilą już minioną.
Renee Teppan zmaga się z urazem pleców. PGE Skra Bełchatów zdradziła planowaną datę powrotu
Widać, że Hinode Barueri przeszło przed tym sezonem znaczące odmłodzenie składu, choć pozostały w nim starsze liderki jak pani, Thaisa Menezes czy Dani Lins. Czy to wpłynęło w dużym stopniu na samą drużynę?
Każdy sezon oznacza zmiany i faktycznie, teraz w drużynie pojawiło się wiele nowych twarzy. Mamy kilka młodszych siatkarek, nawet osiemnastoletnich, które nie występują tak często w meczach, ale Ze poświęca im wiele uwagi na treningach. Wszyscy widzą, że one ze swoim talentem są przyszłością całej brazylijskiej siatkówki. To są jeszcze "świeżynki", popełniają sporo błędów, ale trener nie boi się dać im szansy w spotkaniu i dzięki temu one wiedzą, że mogą pokazać się na boisku, co daje im chęć do dalszej pracy.
Zawsze uważałam, że połączenie młodości z doświadczeniem daje wszystkim sporo korzyści. Mnie jako starszej zawodniczce pomaga to, że młodsze koleżanki wnoszą sporo dobrej energii, entuzjazmu i radości. Czasami bywa bardzo zabawnie, jako że rozstrzał wiekowy między zawodniczkami w klubie bywa spory. Ale nikomu to nie przeszkadza.
Na kolejnej stronie przeczytasz, komu i dlaczego Katarzyna Skowrońska-Dolata oddawała swoje nagrody MVP.
[nextpage]
Jest pani dla tych młodszych zawodniczek z zespołu kimś w rodzaju siatkarskiego mentora albo przewodnika?
Nigdy się tak nie czułam, choć po raz pierwszy w karierze zdarzyło się, że jestem najstarsza w zespole. Zawsze do tego podchodzę z humorem, bo zwyczajnie nie czuję się jak staruszka i jeszcze nie muszę się podpierać laseczką! Zdaję sobie sprawę, że koleżanki z drużyny patrzą na mnie i biorą ze mnie przykład, dlatego nie mogę obniżać lotów i staram się, by ten przykład był jak najlepszy.
Dużo rozmawiamy, omawiamy niektóre sytuacje, służę im dobrą radą i pomocą, ale nie powiem, że czuję się czyimś mentorem, bo to dla mnie i tak zbyt duże słowo. Zawsze uważałam, że trzeba sobie pomagać i nie zmieniło się to z powodu mojego wieku. Czasem z boku widzi się lepiej pewne rzeczy i dzięki takiej perspektywie można komuś udzielić cennej wskazówki.
Jacek Nawrocki przed Pucharem Polski: "Nie podejmę się wskazania faworyta"
W tym sezonie zdobyła już pani kilka statuetek Viva Volei dla najlepszej siatkarki spotkania. Jedną z nich wręczyła pani po meczu znajomej na trybunach. Jaka się z tym wiąże historia?
Dla mnie każdy mecz to po prostu gra o zwycięstwo i nie zależy mi na statuetkach. Każde takie wyróżnienie bardzo mnie cieszy, ale z drugiej strony wszystkich do domu nie zabiorę! A tak na poważnie, żeby nie wyszło na to, że to są dla mnie nieistotne rzeczy: w Brazylii jest taka tradycja urodzinowa, że solenizant kroi pierwszy kawałek tortu i daje go osobie, która jest dla niego najważniejsza. I ja robię podobnie ze statuetkami: swoją pierwszą nagrodę MVP zdobytą w Brazylii dałam Ze Roberto, dziękując mu za wszystko, co dla mnie zrobił. Ale on jej nie przyjął, stwierdził kategorycznie, że mam ją sobie zachować jako pamiątkę pierwszego wyróżnienia po kontuzji.
Jedną sobie zatrzymałam, ale dwie inne zawiozłam do Polski mamie i tacie. Jedna nagroda trafiła do młodszej koleżanki z drużyny, która nie miała swojego dnia i grała po prostu słabo, ale trener jej nie zmieniał, licząc na jej przełamanie. I tak się stało, dziewczyna zrobiła najważniejsze punkty w secie i przebudziła się, dlatego po meczu oddałam jej nagrodę Viva Volei, uznając, że zasłużyła na nią bardziej niż ja. A statuetkę, o której pewnie pan myśli, oddałam mojej najlepszej przyjaciółce Ali Malinowskiej, która przyjechała na miesiąc do Sao Paulo z rodziną, by trochę ze mną pomieszkać. To było dla mnie niesamowite, że chciała przelecieć taki kawał świata z dwójką dzieci i mężem specjalnie dla mnie, dlatego chciałam ją obdarować czymś dla mnie szczególnym.
Mieliście wtedy czas na wspólne zwiedzanie Brazylii?
Oni przyjechali do mnie w okresie, gdy trudno było o wygospodarowanie chwili wolnego między treningami dwa razy dziennie, meczami i przelotami. Alicja i jej rodzina wybrali się zobaczyć słynne wodospady Igauzu przy granicy z Argentyną, ja musiałam wtedy lecieć w inne miejsce z racji meczu. Dlatego rzadko kiedy udawało się coś wspólnie zwiedzić, ale udało się zobaczyć razem trochę Sao Paulo, zwiedziliśmy największą katedrę w mieście...
Do tego wybraliśmy się na Paulistę, jedną z najważniejszych ulic Sao Paulo, gdzie co niedzielę zamykany jest ruch uliczny i całe rodziny wychodzą pospacerować, posłuchać muzyki, potańczyć, czyli po prostu miło spędzić czas. Zobaczyliśmy na przykład miasteczko Embu das Artes, znane ze swojego rzemieślniczych wyrobów wyrabianych ręcznie, od przedmiotów codziennego użytku po rzeźby. Zawsze staram się ciekawie wykorzystać chwilę dla siebie i znaleźć coś interesującego w okolicy, a oni mi wtedy towarzyszyli.
W tak ogromnym i różnorodnym kraju jak Brazylia chyba nie można się nudzić i uznać, że widziało się już wszystko?
Brazylia nie przestaje mnie zaskakiwać, ciągle się jej uczę. Poznaję język, powiększam swoją znajomość lokalnej kuchni o kolejne przepisy. I przede wszystkim staram się żyć bezpiecznie, bo zdaję sobie sprawę, że w tym kraju rejony Sao Paulo i Rio są najbardziej niebezpieczne. Trzeba się pilnować i pamiętać, że nie każda pora jest właściwa na zwiedzanie. Dla mnie każdy kraj jest warty uważnego zwiedzenia nie tylko ze względu na historię, kulturę, architekturę czy przyrodę, ale przede wszystkim ludzi. I to, co dla mnie najpiękniejsze i najważniejsze w Brazylii, stanowią właśnie ludzie, którymi chcę się otaczać. Chcę czerpać od nich jak najwięcej radości, pozytywnego myślenia i serdeczności, której mają naprawdę dużo. I mam nadzieję, że dzięki temu wewnętrzna pogoda ducha zostanie mi na całe życie.
Brazylijscy siatkarze nie mają problemu z tym, żeby upominać się o swoje interesy w sporach z ligą lub federacją, zabierają głos w ważnych dyskusjach na tematy polityczne i często wstawiają się za potrzebującymi. Czy w tym środowisku odczuwa się wyjątkową empatię i chęć pomocy?
To bardziej wynika z kultury tego kraju, dotykamy szerokiego tematu. Czasem, gdy oglądam wiadomości albo przyglądam się temu, co dzieje się w Sao Paulo czy Rio de Janeiro, mam wrażenie, że życie ludzkie ma coraz mniejszą wartość. Złodziej potrafi strzelić komuś w głowę dla głupiego zegarka lub łańcuszka i może dopuścić się tak okropnego czynu nawet wtedy, jeżeli ktoś dobrowolnie odda wszystko, co ma przy sobie.
A z drugiej strony ludzie tutaj niesamowicie o siebie dbają i mają w sobie dużo współczucia i troski dla drugiego człowieka, niezależnie od tego, kim jest i skąd pochodzi. Widać tutaj ogromne kontrasty i trudno mi powiedzieć, z czego to przede wszystkim wynika. Widzi się ludzi żyjących w ogromnej biedzie i to, jak obszary biedy szybko się rozrastają, ale przy tym także walkę o poprawę sytuacji tych najbiedniejszych. Codziennie widzę, jak ludzie na ulicy pomagają sobie wzajemnie i taki widok zawsze krzepi.
W zeszłym sezonie długo dyskutowano o sprawie Tiffany Abreu, transseksualnej zawodniczki występującej w Volei Bauru. Pamięta pani opinie brazylijskiego świata siatkówki na temat jej występów w lidze kobiecej?
Nie ukrywam, dla mnie też to była kontrowersyjna sytuacja, a cała sprawa była szeroko komentowana w kraju i trudno się dziwić. Zresztą podobne sytuacje zdarzają się choćby w lekkoatletyce i też prowokują dyskusje. Nie do końca zgadzam się z poglądem, że Tiffany powinna występować w rozgrywkach kobiecych, bo mimo zmiany płci jej cały szkielet, układ mięśniowy i nerwowy pozostał męski i tego nie da się oszukać. Mam dużo tolerancji dla każdego człowieka, nie przeszkadza mi jakakolwiek rasa ani orientacja seksualna. Jeżeli ktoś zamierza się zmieniać, nawet radykalnie, nie mam z tym problemu.
Ale jeżeli ktoś stał się kobietą, to wciąż ma w sobie wiele cech typowo męskich i Tiffany zawsze będzie ode mnie silniejsza czy skoczniejsza, choć mam za sobą wiele lat treningu. Ja w piątym secie muszę odnaleźć w sobie naprawdę wiele siły, by dociągnąć spotkanie do końca na dobrym poziomie, a ona dzięki większej pojemności płuc jest w stanie grać dłużej. Gdzie tu sprawiedliwość?
PlusLiga: Trefl Gdańsk pokonany, kolejny krok Aluronu Virtu Warty Zawiercie w kierunku awansu do fazy play-off
Ale w ostatnim ligowym meczu pani klub pokonał zespół Tiffany Abreu 3:0,
co pokazuje, że nie jest ona nie do zatrzymania.
Pamiętam ją z poprzedniego sezonu i wtedy faktycznie była nie do zatrzymania, teraz jest z tym różnie i możemy tylko domniemywać, dlaczego Tiffany ma takie wahania formy. Zdaję sobie sprawę, że musi przyjmować spore dawki hormonów, by obniżać poziom testosteronu w ciele i spełniać w badaniach wymogi nałożone przez różne organizacje, stąd może wynikać jej gorsza dyspozycja. Ale nie zmieniam zdania, że nasza siatka jest dla niej za niska i nie jest to do końca sprawiedliwe.
W tym roku jej temat nie jest tak głośny, ale w poprzednim sezonie Tiffany wywołała sporo kontrowersji, a Ze Roberto poważnie zastanawiał się nad tym, czy powoływać ją do kadry i tworzyć precedens. Ja osobiście uważam, że to nie byłoby do końca zgodne z duchem fair play w siatkówce i nie chciałabym, żebyśmy szli w tym kierunku.
Na następnej stronie przeczytasz, co Katarzyna Skowrońska-Dolata chciałaby robić po zakończeniu kariery
[nextpage][b]
[/b][b]W Polsce było dość głośno o jednym z meczów Hinode Barueri, przerwanym przez ulewę, która uszkodziła dach hali i zalała boisko. Takie sytuacje z Brazylii zdarzają się częściej?
[/b]Zwykle w Brazylii jest ciepło i słonecznie, ale zdarzają się też nagłe zmiany temperatur i ogromne ulewy. Do dziś pamiętam, jak wracałam pewnego dnia z treningu i okazało się, że ulica, którą codziennie przejeżdżałam, po prostu zapadła się pod ciężarem nieustannego deszczu. Wody było tyle, że zarywały się studzienki kanalizacyjne, a na środku drogi powstała ogromna dziura, obok której trudno było przejechać. Całe szczęście, że nikomu wtedy się nic nie stało! Faktycznie, grałyśmy mecz z Osasco, podczas którego dach hali nie wytrzymał ciągłych opadów i zaczął przepuszczać wodę, przez co nie dokończyliśmy spotkania.
Z drugiej strony pamiętam trening na dzień przed spotkaniem w Bauru, którego nie dokończyliśmy przez awarię oświetlenie w obiekcie i zalane boisko. Albo spotkanie, podczas którego zepsuł się jakiś akumulator i co chwila przerywaliśmy grę, czekają na ponowne rozpalenie świateł w hali. Ale to nie jest tak, że przyczyną takich przypadków jest słaba infrastruktura w Brazylii. Po prostu czasem mimo starań przegrywamy z pogodą, wypada mieć tylko nadzieję, że to nie będzie się wyjątkowo często zdarzać.
Wiele razy pytano panią o trenera Jose Roberto Guimaresa, pomysłodawcę i twórcę klubu w Barueri. Po tylu latach znajomości może pani stwierdzić, w czym tkwi sekret jego sukcesu?
Trener jest tutaj ogromną gwiazdą i trudno się temu dziwić, bo to w końcu zdobywca trzech złotych medali olimpijskich i oddawany jest mu wielki szacunek, podobnie zresztą jak Bernardo Rezende. Nie dziwią mnie pytania o niego, bo wielu ludzi chcę wiedzieć jak najwięcej o jednym z najlepszych szkoleniowców w historii, a ja mam go na co dzień, co bardzo sobie cenię. Jest doskonały w tym co robi i choć wygrał w swoim życiu tak wiele, a w życiu prywatnym jest spełniony w stu procentach, wciąż ma ogromną pasję do sportu, a do tego wysoką kulturę osobistą.
Kolejne zmiany w Azimucie Leo Shoes Modena. Andrea Gardini może zastąpić Julio Velasco
Potrafi oglądać jeden przegrany mecz po kilkadziesiąt razy, żeby zobaczyć, dlaczego przegrał i jak tego uniknąć w przyszłości. Ma w życiu wszystko, ale teraz oddaje owoce swojej pracy innym, dziękując im w ten sposób za lata wsparcia. Trudno mi powiedzieć, w czym tkwi jego tajemnica, ale widzę, że łączy w sobie ogromną mądrość i wiele cech, które świadczą o jego dużej klasie jako człowieka. Ktoś może być doskonałym zawodnikiem, ale z różnych powodów może coś niedostatecznie wypracować albo zaniedbać. A Ze Roberto niczego nie brakuje.
Trener podziękował swojemu rodzinnemu regionowi, tworząc w Barueri właściwie od podstaw struktury klubu, który teraz gra w najwyższej klasie rozgrywkowej. Czy ten projekt ma perspektywy na sukces?
Jeszcze trzy sezony temu ten klub występował w drugiej lidze, a poprzedni sezon był jego pierwszym w Superlidze. Tak naprawdę Hinode jako beniaminek dopiero raczkowało w siatkówce na najwyższym poziomie, a już w naszym debiutanckim sezonie dostaliśmy się do ćwierćfinału i o mały włos nie dostałyśmy się dalej. To pokazuje, że siatkarski projekt w Barueri jest dobrze realizowany. Niektóre kluby jak Praia Clube czy Minas mają zdecydowanie większe budżety i mogą sobie pozwolić na lepsze zawodniczki zza granicy lub z Brazylii, ale Ze Roberto dobrze przemyślał, na czym mu zależy. W tych obszarach, gdzie ktoś inny wygrywa pieniędzmi, my nadrabiamy codzienną, żmudną pracą na treningach.
Warto dodać, że trener nie ogranicza się do pierwszego zespołu, szkoli w Barueri także młodzież od dwunastego do osiemnastego roku życia i tworzy szeroki projekt z myślą o przyszłości. Miasto dało nam halę, a sam Ze Roberto stworzył duży ośrodek, w którym przygotowujemy się do rozgrywek. To nie jest tak, że trener nie ma żadnych trudności ani problemów związanych z funkcjonowaniem klubu, ale one go nie zniechęcają. W Barueri pracuje ogrom ludzi, którym zależy na tym miejscu i to widać na każdym kroku.
Podobno Agnieszka Kąkolewska w poprzednim sezonie była dość bliska transferu do Hinode Barueri, ale ostatecznie stanęło na Włoszech. Nie było żal pani, że klub nie wzbogacił się o rodaczkę?
Sprawy transferowe zostawiam mężowi, natomiast faktycznie, była taka możliwość w przypadku Agnieszki. Przetarłam niejeden szlak w różnych ligach całego świata dla innych Polek i zawsze będę powtarzać: wyjeżdżajcie i próbujcie czegoś innego, nie zostawajcie do końca kariery w Polsce! Warto jest uczyć się od innych, nabierać doświadczeń w środowisku różniącym się od tego ojczystego. To nie jest tak, że nie lubiłam grać w Polsce, po prostu lubię czerpać garściami z tego, co przeżywam. Tak samo jak inne dziewczyny mam wiele rzeczy, które trzymają mnie w Polsce i sprawiają, że czasem jest mi tęskno, ale życie jest zbyt piękne i krótkie, by spędzić je tylko w jednym miejscu.
Do Polski zawsze można wrócić, a doświadczenie życiowe nabyte w innym kraju jest bezcenne. Ja z niego korzystam i może niedługo zakończę zawodowe granie, ale to wszystko, co przeżyłam i zobaczyłam, zostanie ze mną do końca życia. Mam za sobą wielobarwne życie pełne znajomości z całego świata, które przyciągają mnie do różnych miejsc. Nie każdy ma możliwość tak żyć, dlatego trzeba korzystać z takich okazji, a przede wszystkim porzucić strach. I uwierzyć, że w każdym miejscu znajdą się ludzie, którzy będą nam chcieli pomóc, gdy na początku nowej drogi będzie ciężko.
W rozmowach z panią regularnie pojawia się, jak memento, temat nadchodzącego końca...
Co poradzę, że każdy o to pyta? Tak jakby wszyscy sugerowali mi: Kasia, jesteś stara, daj sobie już spokój!
Ja tego nie powiedziałem! Ale z drugiej strony dużo lepiej jest kończyć z siatkówką na szczycie, po udanym sezonie niż leżąc pod siatką z kontuzją.
I taki mam plan. Poprzedni sezon to jeszcze nie był ten właściwy czas, wtedy nie byłabym w stanie powiedzieć z pełną satysfakcją, że to było to i jestem w pełni sobą. A teraz jestem sobą, dlatego jestem coraz bliżej podjęcia takiej decyzji. Ale nie zamierzam teraz deklarować, kiedy to się stanie, na razie gram ligę i to mnie przede wszystkim zajmuje. Stwarzam sobie jak najlepsze warunki do tego, żeby ze spokojem zdecydować się na zakończenie kariery, ale ogłaszać już teraz, że to się stanie już po tym sezonie albo następnym? Według mnie to trochę nieładnie.
Cały czas odczuwam satysfakcję z tego, co robię, nie odstaję od młodszych koleżanek na treningach, a Ze poklepuje mnie po ramieniu i mówi: "Kasia, nawet nie myśl o tym, spokojnie pograsz jeszcze dwa lub trzy lata! Spo-koj-nie!". Ale wiem, że na wszystko przychodzi czas. Czuję presję kochanej rodziny, która bardzo chciałaby mieć mnie blisko i też muszę to brać pod uwagę.
Nie chcę być jedną z tych zawodniczek, które powoli gasną i stają się cieniami samych siebie sprzed lat. Nie chciałabym usłyszeć podczas meczu od jakiegoś kibica, że Skowrońska grała kiedyś fajnie, a teraz to nie jest już to samo. Mam przykłady swoich koleżanek z boiska, które musiały pożegnać się z graniem, bo już nie miały siły na trenowanie tyle co inne dziewczyny, nie mogły już dobrze skakać, mocno atakować albo co chwila walczyły z kontuzjami. Ciało daje nam sygnały, kiedy należy powiedzieć sobie dość, ale ja nie chcę się męczyć i powtarzać sobie: już teraz naprawdę kończę, bo nie daję rady. Chciałabym zejść ze sceny na własnych warunkach, w najlepszym możliwym momencie.
I co dalej? Część pani koleżanek z epoki Złotek poszła w fach trenerski, niektóre z nich zajmują się rzeczami zupełnie niezwiązanymi ze sportem.
Ja mam wiele pomysłów na siebie, tylko żebym miała czas je wszystkie zrealizować! Tak naprawdę nie wiem, od czego bym zaczęła, ale pewnie bym potrzebowała trochę czasu dla siebie. Zawsze byłam artystyczną duszą, dlatego może warto będzie zostać prawdopodobnie najstarszą studentką w historii ASP? To też mogłoby być fajne. Zawsze się śmiałam, że tak naprawdę zawsze chciałam iść na studia artystyczne, a zawsze coś stało na przeszkodzie i nie było na to czasu. Ale teraz utworzyło się tyle ciekawych kierunków, że nie wykluczam takiej drogi.
Mam to szczęście w życiu, że dzięki własnemu zapałowi nie będę musiała szukać sobie nowej pracy od razu po skończeniu z siatkówką, żeby zapłacić za rachunki. Na początek tego nowego rozdziału w życiu trochę odpocznę, a potem będę szukać tego, co da mi najwięcej satysfakcji i radości. Chcę być aktywna, podróżować po świecie i realizować się w tym, co mnie pasjonuje. A czy to będzie siatkówka? Bycie trenerem mnie nie pociąga, ale lubię pracować z dziećmi. Może będę z doskoku uczestniczyć w jakichś warsztatach z młodzieżą i pokazywać jej, czego się nauczyłam.
Polska siatkówka na targach ITB w Berlinie. "Mamy pełne prawo do twarzy sukcesu"
Tak na wszelki wypadek.