Jacek Kasprzyk: Ja dotrzymałem słowa. Prezes PZPS odpiera zarzuty siatkarek reprezentacji

- Nie ma takiej sytuacji na linii trener-drużyna, której nie dałoby się uratować. Jeśli obie strony taką rozmowę zaczną, to jestem w stu procentach pewien, że się dogadają - mówi o potężnym kryzysie w kadrze kobiet prezes PZPS Jacek Kasprzyk.

Grzegorz Wojnarowski
Grzegorz Wojnarowski
Jacek Kasprzyk, prezes Polskiego Związku Piłki Siatkowej Newspix / TEDI / Jacek Kasprzyk, prezes Polskiego Związku Piłki Siatkowej
Po najlepszym od lat sezonie żeńskiej reprezentacji mamy w niej jeden z największych od lat kryzysów. Jak pan zareagował, gdy po raz pierwszy usłyszał od zawodniczek, co nie podoba im się w pracy Jacka Nawrockiego? Jacek Kasprzyk, prezes Polskiego Związku Piłki Siatkowej: To było w Turcji, po meczu o trzecie miejsce. Przyszła do mnie Joanna Wołosz i przedstawiła swoje zarzuty, usłyszałem od niej nawet nazwisko kandydata na następcę trenera Nawrockiego. Dla mnie to był szok, jakbym dostał obuchem w głowę. Super wynik, super rok i nagle coś takiego, bez żadnego wcześniejszego ostrzeżenia. Kilku nocy przez to nie przespałem. Po oświadczeniu polskich siatkarek, w którym przedstawiono te zarzuty publicznie, o sen może być jeszcze trudniej. Oskarżenia pod adresem trenera Jacka Nawrockiego i pańskim są poważne.

Jeden z zarzutów wobec mnie jest taki, że informacje przekazane mi przez zespół przedostały się do mediów. Jednak ja dotrzymałem słowa i dochowałem tajemnicy. Jestem przy żeńskiej siatkówce od lat i dziewczyny zawsze wiedziały, że żadnych poufnych informacji nie wyniosę na zewnątrz. I nigdy tego nie zrobiłem, nie zmieniłem się. To co dzieje się w szatni, zostaje w szatni. Nie wiem kto wyniósł te informacje, o to trzeba zapytać dziennikarza "Gazety Wyborczej", który napisał o sprawie jako pierwszy.

ZOBACZ WIDEO: Peter Schmeichel: Mój syn chciał dostać się do płonącego helikoptera. Tego się nie robi

Czytaj także:
Jacek Nawrocki skomentował zarzuty reprezentantek Polski

Zawodniczki napisały też, że po otrzymaniu pisma, które wysłały do pana po mistrzostwach Europy, a które było swego rodzaju "votum nieufności" dla Nawrockiego, podważył pan wiarygodność listu i autentyczność podpisów siatkarek.

Dziewczyny z Chemika Police, z którymi spotkałem się 17 października w Legionowie, powiedziały mi, że owszem, zgodziły się na takie pismo. Nie było ono jednak podpisane własnoręcznie, znalazły się tam skany ich podpisów.

Z kolei wśród zarzutów wobec selekcjonera jest "totalny brak dialogu". "Kontakt pomiędzy sezonami kadrowymi zupełnie nie istnieje" - piszą reprezentantki.

Możemy sprawdzić, choćby w transmisjach telewizyjnych z poprzedniego sezonu, na ilu meczach Ligi Siatkówki Kobiet pojawił się selekcjoner. Na pewno nie był we Włoszech, ale tu powodem były problemy zdrowotne. Miał operację stawu i po prostu nie mógł pojechać. Mogę to potwierdzić, że na wielu spotkaniach polskiej ligi spotykałem Jacka. Nieprawdą jest też, że trener nie rozmawia z zawodniczkami. Przed każdym sezonem reprezentacyjnym, w jego trakcie takie rozmowy są prowadzone. Gdy jeździ na mecze ligowe, też rozmawia z kadrowiczkami. Ten zarzut jest mocno chybiony.

A kolejny zarzut - bagatelizowanie kontuzji, przedkładanie wyniku ponad zdrowie zawodniczek?

Nie wierzę, żeby pod tym względem dziewczyny były źle traktowane. Reagowaliśmy na każde ich wezwanie. Na zgrupowaniu w Szczyrku jeździliśmy do Bielska-Białej na rezonanse, gdy tylko o to poprosiły, a bywało tak, że te badania niczego nie wykazywały. Na ten temat więcej ode mnie mogą jednak powiedzieć lekarz kadry Marcin Domżalski i fizjoterapeuta Łukasz Witczak.

Czytaj także:
Oświadczenie siatkarek reprezentacji Polski ws. współpracy ze sztabem szkoleniowym

Rzekoma wybuchowość trenera, wulgarne słownictwo, złe traktowanie? Czy przy panu Nawrockiemu zdarzało się zachowywać w taki sposób?

Przy mnie nie, ale byłem tylko na kilku treningach drużyny. Według mnie Jacek prowadzi zespół raczej delikatnie. Stara się rozmawiać z zawodniczkami, a nie krzyczeć na nie. Jasne, każdemu zdarza się czasem huknąć, nawet przekląć , ale czasami jest to skuteczny sposób, by dotrzeć z przekazem.

Mamy też wątek obyczajowy - jeden z członków sztabu miał utrzymywać zażyłe, bliskie relacje z jedną z zawodniczek, na co trener nie reagował i dopuszczał do "niemoralnego" zachowania.

Trzeba zapytać Jacka, czy takie sytuacje faktycznie zaszły. Z tego co ja wiem, to pewne sytuacje męsko-damskie miały miejsce jeszcze w klubie, a nie w reprezentacji. Mnie przy tym jednak nie było, więc nie będę się wypowiadał. Powiem tak: Ten, kto nie ma nic za uszami, niech pierwszy rzuci kamieniem. Oczywiście nikogo o nic nie posądzam.

Siatkarki piszą, że 17 października rozmawiał pan z reprezentantkami Polski występującymi w Chemiku Police i powiedział, że Nawrocki zostanie selekcjonerem do styczniowych kwalifikacji olimpijskich. One uznały to za kompromis i zapowiedź dalszych rozmów po kwalifikacjach. Tymczasem w środę przedłużył pan kontrakt z Nawrockim do 2022 roku.

Nie ja przedłużyłem, tylko zrobił to zarząd PZPS, po pozytywnej ocenie Pionu Sportu i Szkolenia. W corocznym podsumowaniu sezonu w Ministerstwie Sportu też byliśmy chwaleni, nie było żadnych zarzutów co do funkcjonowania kadry i jej wyników. Drużyna prowadzona przez trenera Nawrockiego od pięciu lat robi postępy, jest coraz lepsza, w ostatnich mistrzostwach Europy osiągnęła najlepszy wynik od 10 lat. Dlaczego już teraz przedłużyliśmy z nim kontrakt? Może dlatego, żeby nikt go nam nie podebrał.

Co do spotkania w Legionowie o którym mowa w oświadczeniu, to zastanawiam się, dlaczego nie doszło do niego wcześniej w Łodzi, w czasie mistrzostw? Wtedy można było zebrać wszystkie strony i rozmowa wyglądałaby inaczej.

A tak byłem tylko ja i pięć zawodniczek reprezentacji. Sam jestem byłym siatkarzem i wiem, jak takie sprawy się załatwiało. Jeżeli był problem z trenerem, brało się go do szatni i w obecności całej drużyny wszystko się z nim wyjaśniało.

Czy rozmawiał pan o zarzutach zawodniczek z trenerem Nawrockim?

Oczywiście. Kilka dni po spotkaniu z siatkarkami z Polic. Jacek powiedział, że większość tych rzeczy jest daleka od stanu faktycznego.

Uważa pan, że jest jeszcze szansa na opanowanie sytuacji i pogodzenie się zbuntowanych siatkarek z trenerem? Czy jednak musimy się szykować na występ reprezentacji Polski w kwalifikacjach olimpijskich bez kilku uczestniczek mistrzostw Europy?

Według mnie powołania powinny otrzymać wszystkie najlepsze polskie zawodniczki. No chyba, że którejś z nich selekcjoner nie widzi w kadrze w perspektywie 2-3 lat. Uważam, że trener i zawodniczki powinni spróbować się dogadać. Wynik sportowy drużyny w ostatnim sezonie świadczy absolutnie na korzyść Nawrockiego.

Oświadczenie siatkarek nie wróży jednak dobrze. Nie widać chęci dalszej współpracy z trenerem, szansy na porozumienie.

Ja tak nie uważam. Nie ma takiej sytuacji na linii trener-drużyna, której nie dałoby się uratować. Wszystko jest kwestią dialogu. Myślę, że nie ma problemu z porozumieniem, tylko trzeba porozmawiać i wszystko sobie wyjaśnić. Jeśli obie strony taką rozmowę zaczną, to jestem w stu procentach pewien, że się dogadają. Niech zadadzą sobie jedno pytanie: Czy chcemy jechać na igrzyska olimpijskie. W tym miejscu jedno pytanie zadam też ja: Komu zależało na tym, żeby sprawa konfliktu w zespole wydostała się na zewnątrz? Jacek Nawrocki nie ma menadżera, od jednej z zawodniczek usłyszałem nazwisko kandydata na jego następcę, który nie jest Polakiem. Resztę sobie dopowiedzcie.

Uważa pan, że wszystkie trzynaście zawodniczek podpisanych pod pierwszym z pism, skierowanym tylko do pana, faktycznie nie chce już pracować z Jackiem Nawrockim? Czy może skoro list jest wyrazem jednomyślności z Wołosz i Smarzek-Godek, które rozmawiały z panem w Turcji, to część z nich tak naprawdę może nie do końca wiedzieć, co podpisały?

Myślę, że wszystkie podpisane chcą być w drużynie, a w grach zespołowych zawsze mocniejsi w grupie starają się narzucić swoje zdanie innym. Prochu nie wymyśliłem, tak było, jest i będzie.

A co jeśli któraś z siatkarek odmówi gry w reprezentacji?

W przeszłości były już takie przypadki, jak choćby wtedy gdy Anna Werblińska odmówiła Marco Bonitcie i zawieszono jej certyfikat. Jednak później wróciła do kadry i grała w niej jeszcze przez kilka lat. Gdy siatkarki się buntowały zwykle to związek się łamał i dochodziło do zmiany trenera. A potem nowy szkoleniowiec pracował rok, dwa lata i znów w kadrze było niezadowolenie.

Czy teraz opcja zawieszenia też wchodzi w grę?

Wychodzę z założenia, że z niewolnika nie ma pracownika. Jest mnóstwo dziewczyn chętnych do pracy w reprezentacji z Jackiem Nawrockim. Na pewno chcielibyśmy utrzymać jak najsilniejszą kadrę. Nie może być jednak tak, że treningi w drużynie narodowej stoją na wysokim poziomie, zespół robi postępy, a dziewczyny nagle mówią: "Słaby trener, trzeba go zmienić". Siatkówka lubi cierpliwość, konsekwencję. Im dłużej trenerzy pracują z drużyną w stabilnym składzie, tym lepsze osiągają wyniki.

Gdyby trener Nawrocki uznał, że nic już nie da się zrobić i złożył dymisję, przyjąłby ją pan?

W takiej sytuacji namawiałbym go, żeby nie rezygnował, ale ostateczna decyzja należałaby do niego. Powtórzę: z niewolnika nie ma pracownika. Nie będę zmuszał ani do gry w reprezentacji, ani do jej prowadzenia. Jestem przekonany, że stracilibyśmy bardzo dobrego szkoleniowca.

Kiedy ostatni raz pan z nim rozmawiał?

Jakieś trzy dni temu. Był poruszony. To wszystko bez wątpienia jest dla niego niezwykle trudne, bo to facet, który oddaje serce swojej pracy.

W oświadczeniu selekcjonera zamieszczonym na stronie PZPS nie ma żadnego odniesienia do zarzutów przedstawionych przez zawodniczki. Jest w nim za to dużo ogólników i okrągłych zdań. Można je streścić słowami: Nic wielkiego się nie stało, staramy się ciężko pracować, tylko ktoś próbuje nam przeszkadzać.

Jacek jest delikatną osobą. To on mógłby najwięcej o tym wszystkim powiedzieć, ale nie chce tego robić. Najlepiej byłoby, gdyby z jednej strony usiadł trener i jego sztab, z drugiej zawodniczki, a media by się tej dyskusji przysłuchiwały. Tylko nie wiem, czy obie strony by tego chciały.

Ma pan sobie coś do zarzucenia? Po ujawnieniu konfliktu w kadrze można było odnieść wrażenie, że zamiast łagodzić sytuację, dolewał pan oliwy do ognia.

Pewne rzeczy po prostu po ludzku mnie denerwują. Nie jestem politykiem, dyplomatą, a człowiekiem sportu, a sport jest pełen emocji. Jeżeli ktoś wywołuje mnie do tablicy, odpowiadam, zawsze zgodnie z prawdą. Proszę zapytać jakąkolwiek osobę z mojego otoczenia, czy kiedyś kogoś okłamałem.

Jak w tym momencie ocenia pan szanse reprezentacji Polski na wywalczenie w styczniu awansu na igrzyska olimpijskie?

Nawet jeśli są one niewielkie, warto podjąć walkę. Ja przed rokiem miałem 50 procent szans, że będę żył. Żyję, bo walczyłem. Mam nadzieję, że dziewczyny ochłoną, dostrzegą szansę na olimpijski awans i zapragną ją wykorzystać.

Rozmawiał i notował: Grzegorz Wojnarowski

Jak oceniasz dotychczasową pracę Jacka Nawrockiego z reprezentacją Polski?

zagłosuj, jeśli chcesz zobaczyć wyniki

Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×
Sport na ×