Kanadyjka wprowadzi rzeszowianki do wielkiego finału? "Miałyśmy nóż na gardle"

WP SportoweFakty / Monika Pliś / Na zdjęciu: Kiera van Ryk
WP SportoweFakty / Monika Pliś / Na zdjęciu: Kiera van Ryk

Developres Skyres Rzeszów odpłacił się ŁKS-owi Commercecon Łódź pięknym za nadobne. Atakująca rzeszowianek urządziła sobie w drugim meczu półfinałowym prawdziwą kanonadę i punktowała 28 razy. - Miałyśmy nóż na gardle - mówi Kanadyjka, Kiera Van Ryk.

[b]

Piotr Woźniak, WP SportoweFakty: Wzorowo zareagowałyście na porażkę z łodziankami w pierwszym półfinałowym pojedynku. Wygrałyście 3:0 i zaprosiłyście rywalki na trzecie, decydujące starcie w Rzeszowie.  [/b]

Kiera van Ryk, atakująca Developres SkyRes Rzeszów: Myślę, że każda z nas po meczu w Rzeszowie zrozumiała, że nie możemy powtórzyć tych samych błędów. Wiedziałyśmy, że to będzie mecz, w którym to my będziemy miały nóż na gardle. Słowa uznania należą się każdej z zawodniczek, bo dzisiaj na boisku był ten "ogień". Wydaje mi się, że zabrałyśmy ze sobą po pierwszym spotkaniu te wszystkie pozytywne akcje, plus dołożyliśmy jeszcze coś od siebie.

Na początku spotkania w poczynaniach obu drużyn było widać dużo nerwowości, stąd m.in. decyzja o roszadach na pozycjach rozgrywających. Jak wytłumaczyć dużą liczbę błędów, która pojawiła się w pierwszym secie?

Czasami tak się zdarza. Początek spotkania to czas, kiedy oba zespoły muszą jeszcze odnaleźć ten rytm meczowy. Trener uczulał nas na to i mówił: "Jeżeli przydarzy się błąd, nie myślimy o tym, przechodzimy do kolejnej akcji". Fakt, że wygrałyśmy ten rewanż w trzech setach, pokazuje, iż udało nam się szybko wydobyć z każdego kryzysu.

ZOBACZ WIDEO: #dziejesiewsporcie: głośno o 12-latku. Zwróć uwagę na jego technikę

Wydawało się, że Developres może wskoczyć na poziom nieosiągalny dla innych drużyn, ale później podczas turnieju Ligi Mistrzyń w Scandicci przyszedł pierwszy kryzys, na który zbyt dużego wpływu jednak nie miałyście. Można już powiedzieć, że wraca ten dawny Developres?

Ten covid okazał się dla nas boleśniejszy w skutkach, niż przypuszczałyśmy. Cały czas jeszcze borykamy się z jego negatywnymi efektami. Nawet rano na treningu, przed meczem w Łodzi, kilka z nas odczuwało uczucie ciężkości w płucach. Stąd też cały czas zdarza się, że musimy się nachylić, czy zatrzymać po dłuższych akcjach. Natomiast jest już zdecydowanie lepiej niż przed kilkoma tygodniami. Myślę, że powoli zbliżamy się do tego momentu sprzed zachorowań.

Dla pani hala Łódź Sport Arena aż do piątkowego meczu była dość pechowa. To właśnie tutaj w meczu z Grot Budowlanymi  w ostatniej akcji meczu musiała pani opuścić boisko z powodu groźnie wyglądającej kontuzji.

To był zaledwie drugi mecz sezonu. Skręciłam kostkę spadając pod siatką na rywalkę. To nie jest sytuacja, którą jestem w stanie w pełni skontrolować. To truizm, ale nie jest to nic przyjemnego, a ja musiałam borykać się z podobną kontuzją kilkukrotnie. Drugie moje wspomnienie z tej hali to przegrany mecz z ŁKS-em Commercecon Łódź (2:3 - przyp. red.), rozgrywany zaraz po 13-godzinnej podróży z Schwerina. Cieszę się, że w końcu udało się nam pokazać tutaj nasze prawdziwe oblicze i przełamać negatywną passę spotkań w łódzkiej hali.

W drugim meczu półfinałowym zdobyła pani 28 punktów, co jest wynikiem imponującym. Zdaje się, że w najbliższych tygodniach liderka zespołu nie może liczyć na taryfę ulgową. Jak czuje się pani jeżeli chodzi o dyspozycję fizyczną?

To zależy od dnia. Teraz akurat mam drobne dolegliwości związane z mięśniem czworogłowym, ale nasi fizjoterapeuci stają na głowie przed najważniejszymi meczami. Wiemy, że zdrowie każdej zawodniczki w najbliższym czasie będzie na wagę złota.

Lepiej czuła się pani występując w elitarnej Serie A w barwach Zanetti Bergamo czy jednak pierwszoplanowa rola i walka o medale na Podkarpaciu bardziej pani odpowiada?

Trudne pytanie. To mój drugi rok gry za granicą, mogę więc jedynie porównać go do występów w Serie A. We Włoszech nie miałam okazji zagrać w play-off, bo sezon został przerwany z powodu pandemii. W zeszłym sezonie również nie w każdym meczu miałam okazję, by znaleźć się w podstawowym składzie, zdecydowanie częściej byłam na ławce. W Rzeszowie ciąży na mnie większa odpowiedzialność, ale taki jest sport. To ciągła rywalizacja.

Jak wiele myśli krąży w głowie przed ostatnim meczem półfinałowym. Wiecie już jak będą wyglądały wasze Święta Wielkanocne?

Cały czas czekamy na rozpiskę. Z tego co wiem zagramy we wtorek o 20:30, czyli nieco później niż zwykle. Zdecydowanie nie chcę zbyt dużo o tym myśleć. Myślę, że nasza drużyna gra najlepiej, kiedy bawimy się siatkówką.

Zobacz również:
Włoskie media: Vital Heynen mógł stracić pracę w ostatnim miesiącu sezonuMichał Kubiak zdobył kolejny medal. Ostatni mecz nie był przyjemny

Komentarze (0)