Miało być zacięte i długie spotkanie, przypominające rywalizację o trzecie miejsce w poprzednim sezonie Tauron Ligi, a skończyło się szybkim i gładkim zwycięstwem E.Leclerc Moya Radomki Radom. Drużyna z województwa mazowieckiego zrewanżowała się ŁKS-owi Commercecon Łódź za porażkę w walce o brązowe medale sprzed kilku miesięcy, wygrywając w Hali MOSiR-u bez straty seta.
Same nie wiedziały, czego się po sobie spodziewać
Jak przyznała po zakończeniu zawodów Martyna Grajber, jej zespół przyjechał do Radomia niezgrany. - Same nie wiedziałyśmy, czego możemy się po sobie spodziewać. Nie chcę szukać wymówek, ale dopiero dwa dni temu pełnym składem przeprowadziłyśmy jakiś trening "szóstkowy" - zdradziła.
- Widać było to po rotacjach w tym meczu, że praktycznie na każdej pozycji były co chwilę zmiany. Dużo chaosu z naszej strony, niepoukładana gra, to się rzuca w oczy. Zupełnie po naszej stronie leży wina za tę porażkę, i to po nonszalanckiej grze i momentami nieładnej dla oka - nie ukrywała reprezentantka kraju.
ZOBACZ WIDEO: To jedna z najpiękniejszych WAGs świata. Tym wideo podbija internet
Godne zastępstwo na pozycji atakującej
W meczu z Radomką nie wystąpiła Ivna Colombo. Na pozycji atakującej zastąpiła ją Weronika Sobiczewska, która zdobyła najwięcej, bo 16 punktów, dla swojej drużyny. - Myślę, że nie było problemu z naszą atakującą. Brawa dla "Sobi", ponieważ zagrała dobre spotkanie i było to też dla niej pierwsze przetarcie na tauronligowych parkietach - podkreśliła Grajber.
- Nie ma co się doszukiwać, że gdyby Ivna była lub jej nie było. Na pewno jest nam potrzebna, jak każda zawodniczka, ale nie wydaje mi się, żeby problem leżał w naszej atakującej - powtórzyła przyjmująca. Sobiczewska zanotowała 52-procentową skuteczność w ataku, kończąc 15 z 29 posłanych do niej piłek. Ponadto raz zablokowała rywalki.
Szczęście im nie sprzyjało, bo były gorsze
Kilkukrotnie na finiszu bardzo zaciętego, trzeciego seta, który zakończył się po walce na przewagi (26:24), decydował challenge. W jednej z sytuacji drugi sędzia się pomylił, pokazując początkowo punkt dla miejscowych, jednak szybko się zreflektował i wskazał ręką w drugą stronę. Grajber zapewniła, że nie zdekoncentrowało to jej i koleżanek. - W żaden sposób to na nas nie wpłynęło, ponieważ zwyczajnie pan sędzia się pomylił. Wiedziałyśmy, że ta piłka jest wygrana przez nas i szybko została "wyczyszczona" ta sytuacja - zaznaczyła.
- Myślę, że to nie był powód naszego "rozbicia". Grając mocno średnią siatkówkę przez dwa sety, w trzecim przegrywając nieszczęśliwie, bo było otarcie bloku, to trzeba się liczyć z tym, że tego szczęścia może zabraknąć. Najpierw trzeba dać od siebie i pokazać dobrą grę, a nie tylko liczyć na szczęście - stwierdziła samokrytycznie.
Potrzebują czasu
Jak przyjmująca zwróciła uwagę na samym początku swojej wypowiedzi, ŁKS musi się zgrać. Potrzebuje cierpliwości, a czas powinien działać na jego korzyść. - Te błędy, które popełniłyśmy, nawet niewidoczne dla przeciętnego widza, a o których my wiemy, w komunikacji, w systemie gry, to potrzeba na to czasu. Musimy być cierpliwe w pracy, którą wykonujemy. Ta grupa na pewno wyjdzie z tego i będzie ciężko pracować - zapewniła.
Czytaj także:
>> Lubinianie i wrocławianki chcą obronić swoje twierdze. Poniedziałkowy rozkład jazdy w PlusLidze i Tauron Lidze
>> To już trwa 65 spotkań. Nieprawdopodobna seria Polki