Przed spotkaniem minimalnym faworytem wydawali się gospodarze. Mieli zdecydowanego lidera w postaci Urosa Kovacevicia, a do tego mogli liczyć na wsparcie wypełnionej po brzegi hali. Ich głośny doping nie stawiał jednak GKS-u na straconej pozycji. Bowiem katowiczanie z Jakubem Jaroszem na czele, do rywalizacji podchodzili z niespodziewanie dobrym bilansem dwóch zwycięstw. Niespodziewanie, bo po odprawieniu Trefla Gdańsk i Asseco Resovii Rzeszów.
To właśnie wspomniany Jarosz już w pierwszej zagrywce otwierającej spotkanie postawił twarde warunki gospodarzom. W rezultacie przyjezdni szybko przejęli kontrolę nad przebieg pierwszego seta. Zdobyli dwupunktową przewagę (5:3), którą utrzymywali dzięki skutecznej grze w ofensywie Jarosza i Tomasa Rousseaux. Z kolei Aluronowi CMC Warcie brakowało uderzenia na skrzydłach, Dawid Konarski kończył co 3. piłkę, a Facundo Conte w setowym rozrachunku zaledwie 1 z 8. W efekcie zawiercianom udało się tylko dwukrotnie odrobić straty i wyrównać wynik, lecz nie przełamać rywala. Gdy do ich gry wdarły się błędy własne i przewaga sięgnęła 4 "oczek" (15:19), nie zdołali już odrobić strat.
Po zmianie stron boiska, gra gospodarzy wyglądała nawet gorzej, przy serwisie Piotra Haina GKS ekspresowo im "odjechał". Dopiero blok na Konarskim dający pięciopunktowe prowadzenie przyjezdnym (4:9) przelał czarę goryczy. Trener Igor Kolaković ściągnął grających na minusie Tavaresa, Conte i Konarskiego, a w ich miejsce wprowadził Mateusza Malinowskiego, Piotra Orczyka oraz Maximiliano Cavannę, czym odmienił obraz gry swojego zespołu. Od wspomnianego stanu 9:4, zawiercianie zdobyli pięć punktów przy jednym GKSu (9:10).
ZOBACZ WIDEO: #dziejesiewsporcie: spariodowała grę w tenisa. Padniesz ze śmiechu!
Zaostrzyło to rywalizację, w której dobrze spisujący się katowiczanie nie oddawali prymu. Dopiero zagrywka okazała się elementem, który zadecydował o końcowym rozrachunku seta. Najpierw Kovacević asem wyprowadził na prowadzenie Aluron (18:17), a później swoje dołożył Malinowski i zamknął wynik seta (od 19:20 do 25:20).
Przebieg drugiej partii odwrócił role w spotkaniu. Inicjatywę w meczu przejęli gospodarze, a GKS gorzej zaczął prezentować się w przyjęciu, co bezpośrednio rzutowało na ofensywę. Ataki po przekątnej Jarosza zaczęły lądować na aucie, a po tym jak został zablokowany (5:8), na pierwszy plan w katowickiej ofensywie wyszedł Jakub Szymański. Nie zdołał on jednak utrzymać przyjezdnych w grze. Ci, serwisem Micah Ma'a wyrównali wynik (10:10), jednak interwencje Kovacevicia zgasiły ich zapał do rywalizacji (16:12). Choć sami zawiercianie wyciągali pomocną rękę w postaci błędów własnych, katowiczanie nie wykorzystali tego (19:25).
Czwartego seta Aluron CMC otworzył z przytupem wynikiem 5:0, ale gdy już się wydawało, że GKS stracił całkowicie radość z gry, w pole serwisowe wszedł Tomas Rousseaux. Belg dopuścił się czterech dobrych zagrywek z rzędu czym doprowadził do remisu (8:8), a co ważniejsze pobudził swoją ekipę do walki.
W dalszym etapie seta gra obu drużyn falowała, a punkty zdobywane były seriami do momentu wejścia w decydującą fazę (17:17). Wówczas GKS pogrążył się błędami własnymi (17:20), a Miłosz Zniszczoł zgasił nadzieje gości zagrywką (25:21). Najlepszym zawodnikiem meczu został wybrany Piotr Orczyk, który dał świetną zmianę i odmienił losy spotkania na korzyść gospodarzy. Łącznie zdobył 19 punktów.
Kolejny mecz obie drużyny zagrają na wyjeździe. GKS rozpocznie 4. kolejkę starciem z LUK Lublin w piątek 22 października, a w niedzielę Aluron CMC Warta zagra z Indykpolem AZS Olsztyn.
3. kolejka PlusLigi:
Aluron CMC Warta Zawiercie - GKS Katowice 3:1 (21:25, 25:20, 25:19, 25:21)
Aluron CMC Warta: Conte, Zniszczoł, Tavares, Kovacević, Konarski, Niemiec, Żurek (libero) oraz Orczyk, Malinowski, Cavanna, Rajsner.
GKS: Hain, Jarosz, Rousseaux, Szymański, Kania, Ma'a, Mariański (libero) oraz Nowosielski, Kogut, Domagała.
MVP: Piotr Orczyk (Aluron CMC Warta Zawiercie)
Czytaj także: Wielkie emocje na starcie ligi japońskiej. Kurek i Kubiak liderami swoich drużyn