"Nikt mi nie przystawia pistoletu do głowy". Poruszające słowa polskiego skoczka
- Nie jeżdżę na zawody po to, żeby na wyjazdach opłacanych przez PZN zwiedzać świat. Chcę znów wygrywać - mówi nam Maciej Kot. Od czterech lat ambitny i utalentowany skoczek walczy o powrót na szczyt. I wciąż ma jedno, wielkie marzenie.
Maciej Kot: Sporo tego sezonu jeszcze zostało, więc nie wszystko stracone. Na pewno pierwsza część nie ułożyła się po naszej myśli, ale wraz z trenerem nie poddajemy się.
Ostatnio trener Maciej Maciusiak mówił nam, że nie jest łatwo u pana poskładać wszystkich puzzli. Gdy poprawicie jeden element, psuje się kolejny. Dlaczego?
Jestem zawodnikiem, który bardzo analitycznie podchodzi do sportu i jeśli mam konkretny plan na trening, to staram się w stu procentach go zrealizować. Czasami jednak przesadzam.
Co ma pan na myśli?
Jeśli pracujemy nad pozycją dojazdową i wyjściem z progu, to te dwa elementy wykonam dobrze, ale wtedy zupełnie nie funkcjonuje u mnie lot. Za mocno czasami skupiam się na jednej czy dwóch rzeczach, a reszta nie jest wykonywana naturalnie.
I to właśnie tutaj jest pana największy problem, który nie pozwala wrócić do formy sprzed kilku lat, gdy wygrywał pan konkursy Pucharu Świata, a z drużyną zdobywał złoty medal MŚ i brąz igrzysk olimpijskich?
Tak, brakuje mi naturalności. Kiedy skaczemy dobrze, są dobre wyniki, to skoki są swobodne, wykonywane z takim automatyzmem. Wystarczy wtedy dobra koncentracja i to naprawdę funkcjonuje. U mnie na razie tego nie ma. Brakuje mi stuprocentowej pewności, że wszystko funkcjonuje w moich skokach.
Kłopoty są zwłaszcza w fazie lotu, z którym mam problemy nie od dzisiaj. Nawet w ostatnim tygodniu na treningach te moje skoki z progu były dobre, ale mnóstwo traciłem w locie. Oczywiście mogę to skontrolować, ale jestem wtedy tak spięty, że tych metrów i tak brakuje. Pracuję jednak cały czas z psychologiem, by znaleźć złoty środek między koncentracją a kontrolą lotu, by nie być tak spiętym.
ZOBACZ WIDEO: #dziejesiewsporcie: Sprytnie to zrobili. Tak zdobyli bramkę z rzutu wolnegoGdy tych wyników brakuje i nie może pan wrócić do Pucharu Świata, nie zaczyna brakować motywacji do dalszej pracy?
Zawsze mówię to, co myślę. Nie zawsze dobrze na tym wychodziłem, ale nie żałuję. Motywacji wciąż mi nie brakuje. Nie jeżdżę na zawody po to, żeby na wyjazdach opłacanych przez PZN zwiedzać świat. Ciężko pracuję, bo chcę wrócić do formy, chcę wrócić na podium Pucharu Świata i wygrywać.
Tym bardziej, że zna już pan smak tych zwycięstw.
I to właśnie ciągle napędza mnie do pracy. Oczywiście po kolejnych nieudanych startach jest złość, frustracja, ale nie poddaję się. Nikt nie przystawia mi jednak pistoletu do głowy i mówi, że muszę skakać. Po prostu chcę to robić, bo wciąż wierzę, że mogę jeszcze wiele osiągnąć.
Oprócz pana, ze skoczków którzy indywidualnie stali na podium Pucharu Świata, także Andrzej Stękała nie może na razie odzyskać formy sprzed lat. Wspieracie się w próbach powrotu na szczyt?
Andrzej Stękała też tak jak ja poznał już smak świetnych startów w Pucharze Świata. Często rozmawiamy i naprawdę robimy wszystko, żeby wrócić do dobrego skakania. To nie jest jednak proste. Najważniejsze jednak, że wciąż mamy motywację. Bez tego nie miałoby to sensu.
A co z finansami? Nie zajmując wysokich miejsc w Pucharze Świata, tak naprawdę nie zarabia pan na skokach narciarskich.
Zwykle umowy, które podpisuje się ze sponsorami, obowiązują do końca danego sezonu. Aktualnie mam sponsorów, którym w tym miejscu chciałbym podziękować za wsparcie. Jestem zatem spokojny, że do końca sezonu zimowego mogę trenować. Wierzę, że z dotychczasowymi partnerami będę też współpracował w kolejnych latach.
Dużo zależeć będzie też od wyników w drugiej części sezonu. Jeśli wyniki w Pucharze Kontynentalnym będą lepsze, to może pojawi się szansa wystartowania w Pucharze Świata, a to - dzięki transmisjom w telewizji - zwiększa zainteresowanie sponsorów i łatwiej później rozmawiać z nimi o ewentualnej dalszej współpracy.
Za trzy lata kolejne zimowe igrzyska olimpijskie, tym razem we Włoszech. Medal na nich to pana cel?
Od pewnego czasu skróciłem okresy, w których stawiam sobie konkretne cele. Po tym jak nie wystartowałem w igrzyskach olimpijskich w Pekinie, nie myślałem od razu o kolejnych igrzyskach, tylko skupiałem się na kolejnym sezonie, by w nim odzyskać formę.
Nie ma jednak co ukrywać, gdy pomyślę, co chciałbym jeszcze w skokach osiągnąć, to pierwsze na myśl przychodzą mi właśnie igrzyska olimpijskie we Włoszech i medal. Będę miał wtedy 35 lat.
Patrząc na to, jak w tym sezonie radzi sobie 36-letni Piotr Żyła, czy jeszcze dwa lata starszy Manuel Fettner, taki wiek na pewno pana nie dyskwalifikuje w walce o sukcesy.
Tak, granica wieku w skokach narciarskich mocno się przesunęła i wierzę, że będę w stanie zbudować formę na te zawody. Do tego jednak jeszcze daleka i bardzo trudna droga. Będzie ciężko, ale jestem gotowy na to. Najważniejsze, żeby wcześniej pojawiły się lepsze wyniki, żebym odzyskał radość i satysfakcję ze skoków. Wtedy łatwiej do tego wszystkiego podejść.
Rozmawiał Szymon Łożyński, dziennikarz WP SportoweFakty
Czytaj także:
To nie są dobre informacje ws. formy Dawida Kubackiego
Nie wszystko stracone dla Kamila Stocha. Pamiętasz tę sytuację?
Oglądaj skoki narciarskie w Pilot WP!
-
yes Zgłoś komentarz
Skacze teraz dla pieniędzy? Czy to się jednak opłaca płacącemu i biorącemu? -
Mercier Skuter Zgłoś komentarz
Jakże mi przykro, układziki nie wystarczyły ? -
Jan Lewandowski Zgłoś komentarz
Jeden o takim nazwisku był mądralą a dzisiaj został wielkim fachowcem komentatorem ??? -
Zimny Heniek Zgłoś komentarz
Każdy kocur spada zawsze na 4 łapy. -
Roman Grzybek Zgłoś komentarz
natychmiastowy. Więc od pierwszych klas wyłapuje się do takich szkółek wyłącznie tych wyrośniętych a na resztę nie zwraca się uwagi.No bo ten największy w klasie skoczył wzwyż 1 metr więc się łapie. A obok mizerak sięgający mu do ramion skoczył 95 centymetrów i jego kontakt ze sportem kończy się na lekcjach WFu. Potem na zawodach 14 latków startują same przedwcześnie dojrzałe muszące się golić draby . Reszta młokosów może się przyglądać. W wieku 18- 20 lat ci przedwcześnie wyrośnięci osiągają maksimum ich możliwości i zaczynają się jako sportowcy kończyć. Tymczasem ten mizerak co skoczył kiedyś trochę mniej od draba, dojrzał później od niego i przewyższył go warunkami fizycznymi i psychiką. Ale dla sportu był już skończony bo nigdy nic nie trenował. Przykład Lewandowskiego i Jończyka może być porównaniem. Mało który z tych reprezentujących Polskę juniorów łapie się potem do seniorów i robi tam furorę. Za to jak mizeraki dostaną szansę objawiają się potem takie Małysze. -
prorok 1 Zgłoś komentarz
Miał swoją szansę i jej nie wykorzystał od lat zyje na koszt podatnika , moze najwyzsza pora zając się pracą bo skoczkiem lepszym juz nie będzie . -
ALKOHOLIK Zgłoś komentarz
rodziny..Media zrobiłyz niego celebrytę.... -
starszy_1 Zgłoś komentarz
Skoro po tylu latach treningu nie potrafi skoordynować wszystkich czynności w czasie skoku to wniosek jest prosty, nie nadaje się do tego sportu. Od chcenia umiejętności nie przybędzie. -
Ires Zgłoś komentarz
Ach te sponsory :D sportowcy, mam do was takie pytanie, a czy życie na cycu sponsora nie jest takie mało męskie? -
Andrzej Cerazy Zgłoś komentarz
chcieć to nie jeden by chciał ale lat przybywa nie ubywa -
W0jtech Zgłoś komentarz
Nepotyzm nie wystarczył -
mały w Zgłoś komentarz
skoczków! Głową muru nie przebijesz, do tego trzeba młotka i przecinaka jak mawiał niejaki Hipokrates?!