Patrząc na "popisy" polskich skoczków w Ruce, można było odnieść wrażenie, że tak źle w polskich skokach narciarskich jeszcze nie było. To nieprawda. Wielu już o tym zapomniało, ale z potężnym kryzysem Biało-Czerwoni mierzyli się także w 2012 roku, jeszcze przed erą wielkich sukcesów Stocha, Kubackiego i Żyły.
Tak jak teraz Polacy stanowili tło dla najlepszych. W Ruce skompromitowali się, zajmując przedostanie, 11. miejsce w konkursie drużynowym. Przegrali nawet z Francją, która w skokach narciarskich - delikatnie pisząc - nie należy do potęg.
Łukasz Kruczek, ówczesny trener polskiej kadry, nie patrzył na świat przez różowe okulary. Widział, co się dzieje i zareagował. Jeszcze w Finlandii zebrał drużynę i powiedział skoczkom: - Jeśli to ja jestem problemem, odejdę. Wstrząs podziałał, chociaż na efekty trzeba było poczekać.
ZOBACZ WIDEO: Co Polacy myślą o reprezentacji Polski i Michale Probierzu? "Oglądałem. Źle zrobiłem"
Skoczkowie stanęli murem za trenerem. Kamil Stoch i jego koledzy wyrazili się jasno: - To nie trener jest problemem. Jedziemy na tym samym wózku i wszyscy ponosimy odpowiedzialność za to, co stało się z zespołem na początku sezonu. I tak narodził się prawdziwy duch drużyny.
Efekty? W drugiej części tamtego sezonu, to świat patrzył z podziwem na polskich skoczków. Przede wszystkim klasą samą dla siebie był Stoch. Podczas mistrzostw świata na dużej skoczni skakał we własnej lidze. Indywidualnie wywalczył złoto w imponującym stylu, a kilka dni później poprowadził kolegów do pierwszego w historii polskich skoków medalu w drużynówce.
W niezwykłych okolicznościach Biało-Czerwoni zdobyli brąz, a Łukasz Kruczek z antybohatera stał się ulubieńcem kibiców. W kolejnych latach, za jego kadencji, Stoch został dwukrotnym mistrzem olimpijskim i wygrał klasyfikację generalną Pucharu Świata, a drużyna sięgnęła po kolejny brązowy medal na MŚ. Z ust Tajnera, ówczesnego prezesa PZN, padły nawet słowa: - Kruczek to jeden z najlepszych trenerów na świecie.
Po 11 latach polskie skoki narciarskie znów znalazły się na zakręcie. W ubiegłym sezonie Dawid Kubacki, Piotr Żyła i Kamil Stoch osiągnęli wiele świetnych rezultatów. Obecnie mają kłopoty, by zakwalifikować się do drugiej serii. Z doświadczeń z 2012 roku wynika, że w takiej sytuacji najważniejsze, by drużyna "trzymała się razem" i nie było w niej podziałów.
I tutaj, biorąc pod uwagę co Stoch i Kubacki mówili po pierwszych nieudanych skokach w Ruce, pojawił się kłopot. Mniej lub bardziej bezpośrednio wyrazili wątpliwość, co do planu naprawczego Thomasa Thurnbichlera, aktualnego trenera Polaków. W związku z tym o powtórkę scenariusza sprzed 11 lat i wyjścia z poważnego kryzysu może być trudniej.
Kibicom pozostaje wierzyć, że doświadczeni skoczkowie szybko znajdą jednak porozumienie z młodym trenerem i zaakceptują pomysł na naprawę swoich skoków. Na pierwsze efekty czekamy w sobotnim konkursie indywidualnym w Lillehammer. Transmisja w TVN, Eurosporcie 1 i na Pilot WP. Wynikowa relacja na żywo na WP SportoweFakty.
Szymon Łożyński, dziennikarz WP SportoweFakty
Plan rywalizacji w Lillehammer:
sobota (02.12.23)
15:10 - seria próbna
16:10 - konkurs indywidualny
niedziela (03.12.23)
14:30 - seria próbna
15:30 - kwalifikacje
17:00 - konkurs indywidualny
Czytaj także:
Niemiecki dziennikarz naprawdę to powiedział o polskich skoczkach. Klasa
Wojciech Fortuna dostał telefony ws. Thurnbichlera. Zareagował stanowczo