PŚ w skokach. Potężne wyzwanie przed Stefanem Horngacherem. Ambitne plany psują kontuzje

Newspix / Martyna Szydłowska / Na zdjęciu: Stefan Horngacher
Newspix / Martyna Szydłowska / Na zdjęciu: Stefan Horngacher

Wiosną spełniło się wielkie życzenie Stefana Horngachera. Został trenerem niemieckich skoczków, i stanął przed szansą stworzenia nowej potęgi. Zadanie trudne, ale do wykonania. Pod warunkiem, że limit kontuzji w drużynie został już wyczerpany.

Kiedy w styczniu Werner Schuster ogłosił, że koniec sezonu 2018/19 będzie również finałem jego 11-letniej współpracy z Niemieckim Związkiem Narciarskim, temat następcy szkoleniowca był wodą na młyn dla dziennikarzy i kibiców. Tajemnicą poliszynela stało się prędko, że najbardziej pożądanym kandydatem jest Stefan Horngacher. Lakoniczny, ale konkretny. No i ze świetnym CV. Jemu ta rola też pasowała.

- Praca dla DSV byłaby dla mnie zaszczytem - wyjawił niedługo później reporterce stacji ARD. Ale splendor to nie jedyny powód, dla którego 49-letni szkoleniowiec chciał wrócić do Niemiec: w Szwarcwaldzie ma rodzinę i dom, a szkoląc polskich skoczków, bywał w nim bardzo rzadkim gościem.

Choć działacze PZN-u długo starali się zatrzymać go w Polsce, na początku kwietnia Horngacher oficjalnie ogłosił, że w kolejnym sezonie znów będzie trenował zawodników z Niemiec. Znów, bo to właśnie u naszych zachodnich sąsiadów pracował zanim jeszcze zastąpił Łukasza Kruczka. Najpierw trenował kadrę B, później został prawą ręką Wernera Schustera.

ZOBACZ WIDEO: Mateusz Borek dla WP SportoweFakty: Lewandowski udowodnił, że Niemiec nie musi zarabiać najwięcej [cała rozmowa]

Czytaj także: PŚ w skokach. Maciej Kot realizuje nowy plan. Nauczył się tego od Stefana Horngachera

Po podpisaniu kontraktu pod skrzydła Austriaka trafił solidny i pełen młodzieńczej fantazji zespół, z którym jego poprzednik, no a niegdyś bliski współpracownik, wykonał katorżniczą, mozolną robotę. Co najważniejsze - owocną, bo za nazwiskami, takimi jak Freund, Wellinger, Eisenbichler czy Geiger idą złote medale mistrzostw świata (tylko w samym Seefeld Niemcy zdobyli ich trzy), złote krążki igrzysk olimpijskich, Kryształowa Kula, zwycięstwo oraz drugie lokaty w Pucharze Narodów.

Horngacher nie chce jednak odcinać kuponów od skutecznego działania Schustera. Chce je kontynuować w najlepszy z możliwych sposobów, a pierwszym celem, jaki sobie postawił, było stworzenie rzetelnego i kompetentnego sztabu. Współpracowników dobierał z rozwagą. Zdecydował się sięgnąć między innymi po legendarnego i doświadczonego Martina Schmitta, który ma pełnić funkcję skauta, ale także i po świeżo upieczonego "emeryta" Andreasa Wanka.

- On przyszedł prosto ze skoków, zna perspektywę zawodników, dzięki czemu może dać nam duże wsparcie - tłumaczył trener, który do Wanka może mieć sentyment z jeszcze jednego powodu: 31-latek przez długi czas był jego wychowankiem w punkcie szkoleniowym w Hinterzarten.

Pierwszym sprawdzianem skuteczności działań Horngachera był cykl Letniej Grand Prix. I tu zaczynają się schody. Z dobrej strony pokazał się jedynie Karl Geiger, który zdołał wygrać jeden konkurs, a w "generalce" ostatecznie zajął piąte miejsce. Po nim długa przerwa, bo drugim sklasyfikowanym Niemcem był dopiero 22. Richard Freitag. Ziarno niepewności zasiał też Markus Eisenbichler - z jednej strony solidnie trenował i dobrze przepracował lato, ale z drugiej - znów brak mu "chłodnej" głowy, a emocje w tym sporcie zgubiły już niejednego.

Czytaj także: Skoki narciarskie. Puchar Świata. Uczeń przerośnie mistrza? "Doleżal kontynuatorem pracy trenerskiej Horngachera"

Przeciętna dyspozycja w letnich miesiącach to nie jedyna bolączka w drużynie naszych sąsiadów. Niepokoić mogą kontuzje kolana, które wyłączyły z treningów i startów Davida Siegla oraz Andreasa Wellingera - mistrz olimpijski zerwał więzadło na początku czerwca i nie wystartuje w sezonie 2019/20. Pod znakiem zapytania stoi też obecna forma dawnego lidera, Severina Freunda, który długo pauzował po odnowieniu się urazu... kolana, i nie wystąpi w inauguracji sezonu.

Austriacki szkoleniowiec stara się jednak znaleźć pozytywy w każdej sytuacji. Niedyspozycja bardziej doświadczonych zawodników, może być przecież szansą dla młodych. To na nich chce postawić w zbliżającym się sezonie.

- W kadrze jest więcej miejsc, dzięki czemu znów możemy angażować w Pucharze Świata młodszych skoczków. To daje nam pole manewru i działa pozytywnie na juniorów - powiedział w rozmowie dla ARD Horngacher, któremu na sercu leży rozwój młodziutkich zawodników. Słusznie, bo kadra juniorska faktycznie prezentuje się obiecująco: na mistrzostwach świata juniorów w Lahti w 2019 roku wywalczyła złoto w drużynówce, brąz w konkursie mieszanym, a Luka Roth zdobył srebro indywidualnie.

Patrick Reichardt, dziennikarz Niemieckiej Agencji Prasowej zdradził nam, że choć początek pod wodzą nowego szkoleniowca jest dość trudny, sami zawodnicy są dalecy od negatywnych ocen. - Skoczkowie wyrażają się bardzo pozytywnie o Horngacharze. Wprowadził on zmiany w treningu siłowym, i wymienił prawie cały sztab trenerski - mówi Reichardt, dodając: - Nastroje w drużynie są równocześnie pozytywne i napięte. To przecież oczywiste, że powtórzenie osiągnięć z ubiegłych lat nie będzie łatwe.

Cierpliwy i daleki od nadmiernego optymizmu jest też sam Horngacher. - Sukcesy to już historia. Jeśli ktoś chce się utrzymać na fali, musi iść do przodu - wyjaśnił reporterom wspomnianej stacji. Pewne jest jednak, że Niemcy tanio skóry nie sprzedadzą. Tym bardziej już w przyszłym roku są organizatorami mistrzostw świata, w trakcie których będą bronić trzech złotych medali. Jeśli kontuzje przestaną nękać podopiecznych Austriaka, i na szalę rzucą wszystkie siły, mogą stworzyć piekielnie mocną drużynę: z mistrzem olimpijskim i mistrzem świata na czele.

Źródło artykułu: