Po raz pierwszy maski na policzkach skoczków Niemcy przetestowali podczas poprzedniej edycji Turnieju Czterech Skoczni. Nowinka chyba nie do końca jednak działała wtedy, bowiem w kolejnych konkursach sezonu 2018/2019 nasi zachodni sąsiedzi rzadko wracali do tego rozwiązania.
Niemcy, już pod wodza Stefana Horngachera, postanowili jednak jeszcze raz spróbować i właśnie w dodatkowym elemencie przy kasku poszukać przewagi nad rywalami. Na razie w czarnej ochronce na policzkach skaczą Karl Geiger i Richard Freitag. Jak wyglądają z tym elementem, można zobaczyć poniżej.
Okazuje się, że maska ma przynieść skoczkom dwie korzyści. - Taki rodzaj kasku ma mieć aerodynamiczna zaletę. Zwiększa przepływ powietrza, a dzięki temu powstaje mniejszy opór i skoczek wolniej wytraca prędkość - wytłumaczył na stronie internetowej niemieckiego Eurosportu ekspert tej stacji Sven Hannawald.
Mniejsze wytracenie prędkości w locie zwiększa szanse na daleki skok zawodnika. Maski na policzkach mają jednak dać przewagę nie tylko w metrach. Z założenia powinny również zwiększyć bezpieczeństwo skoczka podczas upadku (mniej otarć na twarzy). - Myślę, że w 30 procentach spełniają one funkcję bezpieczeństwa, a w 70 procentach aerodynamiczną - dodał Hannawald.
Z dwójki Geiger - Freitag, z nowinką sprzętową na razie zdecydowanie dalej skacze pierwszy z wymienionych. Wicemistrz świata z Innsbrucku w każdym konkursie sezonu 2019/2020 był w czołówce, a w sobotę w Niżnym Tagile zajął nawet 2. miejsce (relacja z konkursu TUTAJ). Z kolei Freitag na razie szuka dopiero formy. Tak samo jak mistrz świata z Innsbrucka Markus Eisenbichler.
Czytaj także: Michal Doleżal: Piotr Żyła mógł nawet wygrać
28-latek na razie nie jest pewny swojej dyspozycji, dlatego - jak czytamy na łamach niemieckiego Eurosportu - nie chce używać nowych kasków. Skoczek, żeby wprowadzić nowość sprzętową, powinien być w dobrej formie i nie mieć problemów w innych elementach - z takiego założenia wychodzi właśnie Eisenbichler.