Skocznia w Bischofshofen jest bardzo specyficznym obiektem wśród tych, na których startują zawodnicy w Turnieju Czterech Skoczni. Po kwalifikacjach krótko scharakteryzował ją Kamil Stoch (WIĘCEJ). Chodzi przede wszystkim o jej długi rozbieg - zupełnie inny niż ten, z którym skoczkowie mieli do czynienia w Innsbrucku.
We wtorek przekonał się o tym Anze Lanisek, który wylądował na 108 metrze i nie zdołał wywalczyć awansu do środowych zawodów (zabrakło mu 2,5 punktu). To wielka sensacja - w Innsbrucku Słoweniec zajął drugie miejsce, a w klasyfikacji generalnej TCS sklasyfikowany był na szóstej lokacie. Już na pewno jej nie utrzyma - czeka go duży spadek.
Lanisek bardzo dobrze radził sobie na treningach poprzedzających kwalifikacje - w pierwszym był czwarty, a w drugim 11. Sam nie był jednak zadowolony ze swoich prób i to doprowadziło do błędu w kwalifikacjach.
- W obu skokach treningowych wybiłem się za wcześnie. Chciałem poczekać na odpowiedni moment w kwalifikacjach, ale wszystko się zawaliło. Nic nie mogę teraz zmienić, mogę to naprawić w przyszłości - powiedział Lanisek, cytowany przez portal vecer.com.
Słoweńcy w kwalifikacjach mieli podwójnego pecha. Nie tylko odpadł Lanisek, ale zdyskwalifikowany za nieprzepisowy kombinezon został Cene Prevc. On też miał szanse, by w 69. Turnieju Czterech Skoczni oddać osiem skoków. Tak się jednak nie stanie. W środę na skoczni w Bischofshofen zobaczymy czterech reprezentantów Słowenii.
Czytaj także: 69. Turniej Czterech Skoczni. Słabsze skoki Andrzeja Stękały. Ma problem ze sprzętem
ZOBACZ WIDEO: Skoki. Stoch rozkręca się z konkursu na konkurs. "On zawsze ma słabszy początek sezonu"