[b]
Grzegorz Wojnarowski, WP SportoweFakty: Przed Bischofshofen powiedział pan, że jeśli Kamil Stoch wygra w tym roku Turniej Czterech Skoczni, to już oficjalnie trzeba będzie go nazywać "Królem Kamilem". No i stało się. [/b]
Sven Hannawald, były skoczek narciarski, pierwszy w historii skoczek, który triumfował w Turnieju Czterech Skoczni wygrywając wszystkie jego konkursy: Jeszcze przed konkursem powiedziałem, że nie jestem pewien, czy Kamil będzie w stanie oddać takie skoki, które są kluczowe w trakcie turnieju, i takie, jakie oddawał w sezonach, w których wygrywał turniej. Tę zimę zaczął normalnie, ale od pierwszego konkursu Pucharu Świata do startu turnieju cały czas się poprawiał. Przed startem TCS "baza" jego dobrych skoków nie była jeszcze taka, że mógłby je "odtwarzać z automatu". Było to raczej na zasadzie, że naprawdę super skoki mogą się pojawić, ale praca nad dojściem do automatyzmu wciąż trwa. W trakcie turnieju, który zaczął się przecież całą tą sprawą z niedopuszczeniem polskich skoczków do startu w Oberstdorfie, Kamil potrafił się od tego odciąć, skoncentrować się na skokach i na koniec znaleźć się na szczycie. To pokazuje mi po raz kolejny, że "król Kamil", choć sam pewnie nie chciałby tego słyszeć, powinien być nazywany właśnie tak. To, w jaki sposób potrafi sobie radzić w przeróżnych sytuacjach w porównaniu z innymi zawodnikami, to coś więcej niż talent.
Przewidywał pan, że Halvor Egner Granerud będzie w Bischofshofen groźny dla Stocha. Było inaczej. Dlaczego?
W pierwszej serii treningowej przed ostatnim konkursem Granerud skoczył tak, że gdyby to był konkurs, odrobiłby do Kamila jakieś 10, 11 punktów. Pomyślałem sobie wtedy: "oj, będzie się działo". Podejrzewam jednak, że ta cała sprawa z tym wywiadem, w którym tak dosadnie wypowiedział się na temat Kamila, zabrała mu luz, swobodę. Do momentu turnieju Granerud miał ten luz, wygrał pięć konkursów z rzędu, ale od Innsbrucka swoboda gdzieś się zapodziała. A Kamil nie dał zbić się z tropu, choć z pewnością usłyszał o wywiadzie Norwega.
Różnica pomiędzy Kamilem a resztą w Bischofshofen dowodzi, że Stoch w trakcie turnieju osiągnął swoją najlepszą formę i spowodował, że wszyscy inni nagle musieli zacząć bardziej się starać. A w skokach jest tak, że kiedy bardzo chcesz zrobić więcej, niż jesteś w stanie, to efekty nie są dobre.
ZOBACZ WIDEO: 69. Turniej Czterech Skoczni. Kamil Stoch pokazał klasę. "Nie wygrała decyzja przy zielonym stoliku"
Afera wokół wywiadu Graneruda po konkursie w Innsbrucku wytrąciła go z rytmu? Spowodowała, że nie był w stanie skupić się na skakaniu, bo zastanawiał się "Co ja najlepszego zrobiłem?".
Według mnie ta sprawa miała wpływ na jego postawę. Sądzę, że Granerud nie jest w rzeczywistości taki, jaki jego obraz dał ten wywiad, ale dla mnie to znak, że znajdował się pod bardzo dużą presją. Inni wiele od niego oczekiwali, on sam od siebie też. Kiedy wygrywasz pięć konkursów z rzędu, kiedy zdajesz sobie sprawę, jak dobrze coś funkcjonowało, a potem widzisz, że inni nagle cię przeskakują, zaczynasz kombinować. Wydaje mi się, że coś takiego działo się wtedy w głowie Graneruda. I pewnie stąd wzięła się decyzja o obniżeniu belki w pierwszej serii w Bischofshofen, co i tak by nie zadziałało, bo gdyby Norweg oddał lepszy skok, Kamil pewnie też skoczyłby z niższego rozbiegu. Belkę powinieneś obniżyć wtedy, kiedy twój rywal oddał już skok, żeby go trochę zaskoczyć.
A zatem uważa pan, że ta decyzja trenera Norwegów Aleksandra Stoeckla była błędem?
Myślę, że to nie był błąd, ale Alex musiał coś zrobić, bo widział, że jeśli nie zrobi nic, Granerud przegra z Kamilem. A może było tak, jak w czasie mistrzostw świata w lotach, kiedy w norweskim teamie umówili się, jak będą działać w danej sytuacji. Wtedy mogli wybrać bezpieczną opcję i wziąć pewny medal, albo zaryzykować i pójść po złoto. Skoczkowie jednogłośnie zdecydowali, że chcą złota. Zapewne podobnie było w przededniu konkursu w Bischofshofen z Granerudem - przegadali ze Stoecklem różne warianty, omówili, co robią z rozbiegiem. Musieli zaryzykować, bo byli 20 punktów za Kamilem, a Stoch był bardzo mocny. To jedna z sytuacji, w których wiesz, że jeśli chcesz walczyć o zwycięstwo, musisz zrobić coś więcej.
Rozmiary zwycięstwa Stocha w ostatnim konkursie to dla pana zaskoczenie? Tak naprawdę po pierwszej serii było już "pozamiatane".
Ale w Bischofshofen często tak jest. Jedyne co mogło się wydarzyć, to błąd Kamila, a te nie zdarzają mu się prawie nigdy. Jest trochę jak robot, który nauczył się radzić sobie z oczekiwaniami nawet w sytuacjach w których mamy wokół niego duże zamieszanie. Potrafi nadal być sobą i po prostu odtwarza swoje skoki. Inni jeszcze się tego nie nauczyli. Przykładem jest Markus Eisenbichler - na początku sezonu było super, miał flow, a od momentu, w którym prawie upadł, wszystko zaczęło się psuć. Flow zniknął, wdarł się chaos.
W drugiej serii w Bischofshofen Stoch skoczył pięknie i bardzo daleko, dostał dwie noty 20-punktowe i trzy razy po 19,5. Co musi zrobić "król Kamil", żeby otrzymać kiedyś pięć dwudziestek?
Sam się nad tym zastanawiam. Kiedy zaczynałem komentować zawody dla telewizji, zauważyłem, w sumie i za naszych czasów tak było, że ocenia się wizualnie, że każdy sędzia ma swój własny sposób wystawiania not i rzadko kiedy oceniający są jednomyślni. Skoczkowie, którzy w trakcie lotu trzymają ramiona trochę dalej od ciała, dostają te same noty, co skoczkowie, których ręce w trakcie lotu są tuż przy ciele, a tak nie powinno być, i nie rozumiałem, czemu tak się dzieje. Zacząłem potem dostawać sporo wiadomości od sędziów, którzy starali mi się to wyjaśnić. Szkoda, że ci, którzy oceniali skoczków w finale TCS, nie nagrodzili go perfekcyjną notą. Kamil ma jedną z najpoprawniejszych sylwetek w locie, potrafi najlepiej podejść do telemarku i go wykonać. Sam nie wiem, dlaczego nie dostaje "20". Oczywiście cieszę się, że dostał "20" od dwóch sędziów, ale nie mam pojęcia, dlaczego pozostała trójka tego nie zrobiła.
Pod względem stylu Polaka można postawić na równi z Japończykiem Kazuyoshim Funakim, który w skokach narciarskich uchodzi za ikonę stylu?
Japończycy zawsze słynęli z tego, że utrzymują narty w jednej linii z ciałem. Wyglądało to spektakularnie, ale w tamtych czasach skoki były inne. Teraz narty w trakcie lotu nie są już tak blisko ciała. Przy tych ciasnych, przylegających do ciała kombinezonach tak się po prostu nie da. Wtedy mieliśmy też inne narty, powierzchnia nośna kombinezonów była inna, dzięki czemu mogliśmy inaczej zachowywać się w powietrzu. Mogę jednak z czystym sumieniem powiedzieć, że Kamil i Ryoyu Kobayashi, który też skacze bardzo czysto, są tak dobrymi stylistami, jak przed laty Kazuyoshi. Na ich loty patrzy się z przyjemnością.
Są tacy, którzy uważają, że w skokach nie powinno być not za styl. Pan się z nimi nie zgadza.
Tak, przede wszystkim dlatego, że jeśli liczyłaby się tylko odległość, często więcej niż jeden zawodnik znajdowałby się na pierwszym miejscu, a tak być nie może. Dlatego albo odległości musiałyby być mierzone z jeszcze większą dokładnością, ale z technicznego punktu jest to trudne ze względu na szybkość fotokomórki. Kiedyś rozważano też, czy nie powinno się podnieść not za osiągnięcie punktu K lub rozmiaru skoczni, ale jeżeli te wartości pozostałyby bez zmian, to bez not dość często konkursy miałyby dwóch lub więcej zwycięzców.
Po 69. Turnieju Czterech Skoczni wstawił pan zdjęcie, na którym klęcząc prosi pan Złotego Orła, by w 70. edycji cyklu trafił w ręce niemieckiego skoczka. Czekacie na niego od 2002 roku, to pan wygrał.
W międzyczasie orła zdobywali skoczkowie z różnych krajów: z Austrii, z Polski, z Japonii, ze Słowenii. Byłoby pięknie, gdyby Niemcy wreszcie dołączyli do tego grona. Tym bardziej, że szykuje się okrągła rocznica, 20 lat od mojej wygranej. Bardzo liczę na to, że za rok orzeł przybędzie do naszego kraju.
Musicie chyba poprosić Polaków, żeby nie byli zbyt chciwi. Cztery Złote Orły w pięć lat, trzy dla Stocha i jeden dla Dawida Kubackiego to niesamowite osiągnięcie.
Myślę, że takiej przysługi nie zrobiliby nam reprezentanci żadnego z krajów. Wygrana w turnieju jest zbyt wiele warta. W sporcie niczego nie daje się w prezencie. Trzeba sobie wszystko samemu wywalczyć, i dlatego mam po prostu nadzieję, że w kolejnym roku niemieccy skoczkowie będą w stanie wygrać turniej i że od Oberstdorfu do Bischofshofen nie będą musieli tyle kombinować. Przed turniejem mieli luz, swobodę, a od Oberstdorfu, od kwalifikacji znów zaczęło się to "boksowanie". Życzyłbym sobie, żeby w przyszłym roku mieli taki flow, jaki teraz złapał Kamil.
Kiedy w 2018 roku Stoch jako drugi w historii wygrał wszystkie cztery konkursy TCS, pogratulował mu pan jako jeden z pierwszych i powiedział "Witaj w ekskluzywnym klubie". Może teraz też ma pan dla niego jakieś osobiste przesłanie?
Trzy lata temu mówiłem, że zawsze miałem nadzieję, żeby tak długo jak to możliwe być tym jedynym w historii, który wygrał wszystkie 4 konkursy, bo to, w przeciwieństwie do rekordów skoczni, pozostaje na zawsze. Ale wiedziałem też, że dokonanie tego wymaga niesamowitego wysiłku i jeśli ktoś powtórzy moje osiągnięcie, będzie zasługiwał na najwyższe uznanie. Cieszyłem się, kiedy okazało się, że jako drugi w historii wszystkie konkursy TCS wygrał właśnie Kamil. Tak samo było potem z Ryoyu Kobayashim. Jeśli w przyszłości ktoś dołączy do naszego klubu, oczywiście nadal będzie mile widziany. A sam klub zawsze pozostanie ekskluzywnym. Nikt nam nie odbierze tego, czego dokonaliśmy. Rekord skoczni można stracić, Wielki Szlem już z nami zostanie. A jako pierwszy zdobywca tego szlema w naszym niewielkim klubie zawsze będę kimś w rodzaju prezydenta.
Współpraca: Barbara Toczek
Czytaj także:
69. Turniej Czterech Skoczni. Tego nie dokonał nawet Horngacher. Wielki sukces Michala Doleżala
69. Turniej Czterech Skoczni. Sandro Pertile ujawnia kulisy burzy ws. testu Klemensa Murańki