Zaczęło się. Piątkowe kwalifikacje otworzyły nowy sezon Pucharu Świata w skokach. W sobotę walka rozgorzeje już na całego. O 16:00 rozpocznie się pierwszy konkurs w Niżnym Tagile.
Na rosyjskim obiekcie Aist skoczkowie goszczą od kilku lat. Zwykle zawody są tutaj bardzo loteryjne. To, co działo się jednak na tym obiekcie dwa lata temu, przebiło wszystko, co do tej pory widzieli kibice.
To była grudniowa niedziela 2019 roku. Wiatr rozdawał karty. Podmuchy były silne i co najgorsze, zmieniały kierunek. Częściej dmuchało pod narty, dlatego jury bardzo nisko ustawiło rozbieg. Ci, którzy mieli mniej szczęścia i trafili na wiatr w plecy, byli bez szans. Lądowali krótko i o wysokim miejscu mogli zapomnieć.
ZOBACZ WIDEO: #dziejesiewsporcie: zobacz skok znanego dziennikarza telewizyjnego. Skok... narciarski!
Niektórzy oprócz korzystnych warunków mieli też jednak szczęście do przeliczników. W tym gronie znalazł się Ryoyu Kobayashi. W powietrzu doskonale było widać, jak Japończyk korzysta - zwłaszcza na dole skoczni - z mocnego wiatru pod narty. Dzięki temu wylądował aż na 133,5 metra. Wydawało się jednak, że nie będzie prowadził na półmetku, bowiem jeszcze dalej - aż na 140. metr - poleciał Stefan Kraft.
Nagle wszyscy, na czele z Japończykiem i Austriakiem, przecierali oczy ze zdumienia. To Kobayashi był liderem zawodów i to z przewagą prawie 10 punktów nad Kraftem! Jak to możliwe?! Zadecydowały kuriozalne przeliczniki, które pokazały przy skoku Azjaty wiatr w plecy.
Kibice byli wściekli! Nikt nie miał wątpliwości, że Japończyk skakał w korzystnych warunkach. Gdyby miał wiatr w plecy, tak jak inni skoczkowie z czołówki, wylądowałby krótko. Ze złym wiatrem, z tak niskiej belki, nie było szans odlecieć.
Wyniki na półmetku bardziej przypominały cyrk, a nie poważną sportową rywalizację. Finałowa seria przyniosła nieco zmian, ale i tak niesmak pozostał. Kobayashi, gdy już naprawdę miał wiatr w plecy, doleciał tylko do 113. metra. Mimo lądowania na buli i tak stanął na podium (3. miejsce). To zasługa pierwszego skoku.
Ostatecznie wygrał Kraft. FIS mógł mówić o dużym szczęściu, gdyby Austriak nie triumfował w tamtym konkursie, idea przeliczników w skokach zostałaby skompromitowana na całej linii. A tak kontrowersja była (miejsce na podium Kobayashiego), ale nieco wybieliło ją zwycięstwo skoczka, który skoczył najdalej.
Konkurs pokazał jednak, że przelicznikom za wiatr daleko do doskonałości. Po zawodach Jakub Kot, były skoczek, dokładniej wyjaśnił jak one funkcjonują i skąd wzięła się tak kuriozalna nota Kobayashiego.
- Na skoczni dużej, według przepisów, mamy rozstawionych siedem czujników za wiatr. Ten ostatni czujnik włącza pomiar wiatru, kiedy skoczek jest w środku fazy lotu i trwa to 5 sekund. Czyli jeszcze 2, 3 sekundy po wylądowaniu zawodnikowi sczytuje po prostu wiatr - podkreślił dla WP SportoweFakty ekspert Eurosportu.
- Nie mi to oceniać, czy jest to sprawiedliwe, natomiast ewidentnie u Kobayashiego musiało wystąpić, że miał naprawdę dobry wiatr i przy lądowaniu te korzystne podmuchy zaczęły mu słabnąć, a zaraz po wylądowaniu w ogóle ucichło. Przez te 2 sekundy po wylądowaniu sczytało mu już ten wiatr niekorzystny i stąd taka bonifikata - dodał.
Od tego konkursu minęły już dwa lata, a przeliczniki ciągle wzbudzają wiele emocji. Niewykluczone, że znów w Niżnym Tagile więcej niż o skokach będzie mówiło się o kontrowersyjnych pomiarach. Meteorolodzy prognozują bowiem dość silny wiatr na sobotnie popołudnie.
Początek pierwszej serii konkursu o 16:00. Transmisja w TVN, Eurosporcie 1 i na WP Pilot. Relacja na żywo na WP SportoweFakty.
Czytaj także:
Komentator krzyknął "aj" i zapadła cisza. Chwile grozy Dawida Kubackiego
Żyła zareagował na medialne publikacje. Stawia sprawę jasno