Karaś zdradza. "Zaczęła lecieć ropa, więc wezwaliśmy karetkę"
Robert Karaś prowadził z gigantyczną przewagą w 10-krotnym Iron Manie w Szwajcarii. Musiał jednak wycofać się z rywalizacji na 360 km przed metą. Dzień później opowiedział, co było tego przyczyną.
Z ogromną przewagą w zawodach prowadził Robert Karaś, który na trasę biegu ruszył już w czwartek rano (kolejny zawodnik rozpoczął ten etap w piątek o godz. 5:30).
Po przebiegnięciu 63 km musiał jednak wycofać się z rywalizacji. Zajęli się nim lekarze, a sam zawodnik trafił do szpitala.
ZOBACZ WIDEO: #dziejesiewsporcie: co za widoki! Polka zaszalała w USAKaraś wyjaśnił, że zaledwie trzy tygodnie temu przeszedł zabieg urologiczny usunięcia guza, który pojawił się u niego w listopadzie. Uniemożliwiał on trening na rowerze oraz biegowy. Wobec tego jego start w Szwajcarii do końca stał pod znakiem zapytania.
- Na rowerze ten guz się cały czas powiększał. W biegu rana operacyjna się rozerwała, zaczęła lecieć ropa, więc wezwaliśmy karetkę, żeby to zatamować, może zrobić krótki zabieg i wrócić na trasę. Lekarz powiedział, że to jest niemożliwe, że trzeba zrobić operację, bo może się zrobić infekcja - powiedział w nagraniu, które zamieścił na Facebooku.
- Była opcja, że dostanę zastrzyki, które są zakazane, więc i tak nie przeszedłbym testów antydopingowych, a drugie, że i tak nie ukończę tego wyścigu, bo jest jeszcze czterdzieści parę godzin biegu, a to wszystko puchło - dodał.
Zapewnił, że był dobrze przygotowany, a także czuł się świetnie psychicznie, jak i fizycznie. Odnotujmy, że obecnie o zwycięstwo walczy inny z Polaków - Adrian Kostera. W piątek o godz. 13:00 miał już za sobą ponad 40 km biegu i zajmował drugie miejsce.