Gdy w czasie igrzysk olimpijskich w Tokio wynikiem 6,84 sekundy ustanowiła rekord świata we wspinaczce na czas, okrzyknięto ją mianem kobiety-pająka. Już tamten wynik był niesamowity, w końcu mowa o pokonaniu 15-metrowej pionowej ściany w ciągu kilku mgnień oka. Teraz Aleksandra Mirosław jeszcze poprawiła ten wynik, aż o 0,2 sekundy, i wygrała zawody Pucharu Świata w Seulu. Lepszego początku sezonu nie mogła sobie wymarzyć.
Grzegorz Wojnarowski, WP SportoweFakty: Twój poprzedni rekordowy wynik - 6,84 sekundy - najpierw pokazał ci się we śnie, a potem w rzeczywistości. Rezultat 6,64 też sobie wyśniłaś?
Aleksandra Mirosław, dwukrotna mistrzyni świata i rekordzistka świata we wspinaczce na czas: Nie, wyśniłam inny, ale na razie nie zdradzę jaki. Czas, który uzyskałam w Seulu, fizycznie był w moim zasięgu już od pewnego czasu. Jednak nasza dyscyplina to nie tylko przygotowanie fizyczne, ale też głowa. Możesz być gotowy na nowy rekord świata, ale potem musisz jeszcze to udźwignąć.
Tobie się udało. Jak?
Wspinając się po ten rekord nie czułam, że biegnę aż tak szybko. Poszło fajnie, płynnie, ale czas mnie zaskoczył. Rekordowy wynik w eliminacjach sprawił, że w późniejszych etapach odczuwałam dużo większą presję niż zazwyczaj, bo dla mnie to była pierwsza taka sytuacja. W 1/8 finału i w ćwierćfinale popełniałam błędy, ale przechodziłam dalej. W półfinale i w finale wróciłam na właściwe tory. Najpierw pobiegłam w czasie 6,83, potem 6,72.
ZOBACZ WIDEO: Milioner chwali się luksusową łodzią. Tak na niej szaleje
Teraz już regularnie uzyskujesz czasy lepsze od rekordu świata ustanowionego na igrzyskach w Tokio?
Zawody pokazują, że tak. Wcześniej miałam lepszy wynik jeszcze w Tarnowie na Pucharze Polski - 6,76. Wtedy w ogóle miałam aż pięć biegów poniżej siedmiu sekund.
Gdzie znalazłaś rezerwy, które pozwoliły ci jeszcze szybciej wspinać się na 15-metrową ścianę?
Myślę, że znaczenie miała zmiana patentu, czyli sposobu przejścia drogi. No i to, że z roku na rok rozwijam się jako zawodniczka i w poszczególnych aspektach jestem coraz lepsza. To dobrze świadczy o moim trenerze i jego metodach treningowych.
Ile jeszcze jesteś w stanie urwać z obecnego rekordu?
Trudno powiedzieć. Jesteśmy młodą dyscypliną, w której granice ludzkich możliwości nie są jeszcze dobrze zbadane. Rezerwy w kobiecej wspinaczce na czas na pewno są większe, niż w męskiej. Tam nowy rekord świata, zresztą też ustanowiony na zawodach w Seulu przez Kiromala Katibina z Indonezji, to 5,17 sekundy. W innych dyscyplinach szybkościowych, na przykład w biegu na 100 metrów, różnica pomiędzy męskim i kobiecym rekordem świata to około sekundy. Myślę, że u nas za jakiś czas będzie podobnie.
Od tego sezonu twoje występy w Pucharze Świata pokazuje telewizja Eurosport. Ty i twoja dyscyplina pewnie staną się w Polsce bardziej znane. Zwłaszcza, jeśli będziesz wygrywać w takim stylu, jak w Seulu.
Uważam, że umowa pomiędzy Eurosportem a federacją wspinaczkową to duża promocja naszego sportu. Da nam dostęp do szerokiej publiczności, bo nie każdemu chciało się wyszukiwać relację na YouTube, a poza tym mało kto wiedział, że ona w ogóle jest. Teraz telewizja dba o promocję naszych startów, a kibic wie, gdzie ich szukać. A że może pooglądać, jak Polki wygrywają i stają na podium - w Seulu ja byłam pierwsza, a Ola Kałucka trzecia - na pewno ogląda mu się przyjemnie.
Ile jeszcze będzie okazji w tym sezonie Pucharu Świata?
Sześć. Po Seulu będą dwa starty w Salt Lake City, po nich szwajcarskie Villars, francuskie Chamonix i powrót do Azji - do Dżakarty w Indonezji i Wujiang w Chinach. Moim głównym celem nie jest jednak Puchar Świata, w mistrzostwa Europy w Monachium, które odbędą się w połowie sierpnia.
Jest w tej chwili w stawce ktoś, kto może odebrać ci rekord świata?
W tym momencie nie. W Seulu pomiędzy mną a innymi zawodniczkami była przepaść. Jednak to dopiero początek sezonu, dużo się może zmienić. Od dawna w międzynarodowych zawodach nie startują Chinki, a wiem, że biegają szybko. Również Indonezyjki są mocne, choć akurat w Seulu popełniały dużo błędów. Zdyskwalifikowane z wiadomych powodów są zawodniczki z Rosji, a w światowej czołówce było sporo szybkich Rosjanek.
Zwycięstwo i rekord świata to dla ciebie duży zastrzyk motywacji?
Nie potrzebowałam go, bo motywacji mam w sobie bardzo dużo. Przyjechałam żeby wygrać, rekord to efekt uboczny. Moim celem w dłuższej perspektywie jest medal igrzysk olimpijskich w Paryżu. Do nich jeszcze ponad dwa lata, najpierw trzeba będzie się zakwalifikować, ale cały czas mam je w głowie. W Tokio szansę na medal miałam iluzoryczną, bo tam był tylko trójbój, połączenie trzech całkowicie różnych konkurencji. A we Francji wspinaczka na czas będzie już oddzielną dyscypliną.
Jesteś członkiem Centralnego Wojskowego Zespołu Sportowego. Przełożeni z wojska pogratulowali ci sukcesu?
Tak. Napisali, że świetna robota. Mamy bardzo mocną ekipę żołnierzy-sportowców. Lekkoatletów, pływaków, choć akurat wspinaczka jest tylko jedna. Wojsko jest dla mnie dużym wsparciem, daje mi poczucie bezpieczeństwa. Sponsorzy przychodzą i odchodzą, a wojsko jest zawsze. Żyję w cywilu, ale mam obowiązki zawodowego żołnierza. Musztra, szkolenie ze strzelania, okresowe testy sprawnościowe. Te ostatnie niedługo mnie czekają.
Rekord świata z nich nie zwalnia?
Nie. I medal olimpijski też nie. Ale na niego i tak jeszcze trochę muszę poczekać.
Czytaj także:
Dwie Polki na podium mistrzostw świata!
Tokio 2020. Nieprawdopodobne! Zobacz niesamowity rekord świata w wykonaniu Polki [WIDEO]