Większość zawodników z obecnej stawki MotoGP przygodę z motocyklami rozpoczynała w wieku 3-5 lat. Początek zazwyczaj jest podobny - mała maszyna o pojemności 50 cm3 otrzymana w prezencie od ojca albo dziadka. Zaczyna się od niewinnej zabawy i jeździe na placach kartingowych, a w procencie przypadków kończy na poważnej rywalizacji.
Obecnie większość zawodników MotoGP nie jest powszechnie znana przeciętnemu zjadaczowi chleba i przegrywa walkę o popularność z kierowcami Formuły 1. Chociaż na początku XXI wieku dyscyplinę na wyższy poziom wyprowadził Valentino Rossi, to Włoch po nad wyraz udanej karierze zakończył karierę na dwóch kółkach po sezonie 2020. Dla wielu Rossi pozostaje jednak synonimem MotoGP.
Nie żałuje straconego dzieciństwa
W buty znanego rodaka poszedł Francesco Bagnaia. Zawodnik Ducati to aktualny mistrz świata MotoGP, zdobywca tytułów z sezonów 2022-2023. "Pecco" na razie musi zapomnieć o sławie na poziomie Rossiego. Ma też za sobą lata, które nie były usłane różami. Chociaż już na mini-motocyklach odnosił sukcesy i został mistrzem Europy w 2009 roku, to problemem często były finanse i brak motorsportowej wiedzy w rodzinie.
ZOBACZ WIDEO: Koniec kariery, spokój czy nowy impuls. Czego potrzebuje Tai Woffinden?
Punktem zwrotnym było przystąpienie do akademii talentów Valentino Rossiego. Bagnaia, który mieszkał w Turynie, postanowił wyprowadzić się z rodzinnego domu. Miał dość regularnego dojeżdżania pociągiem do okolic Rimini, gdzie znajduje się tor wyścigowy oraz ranczo Rossiego, na którym trenuje akademia. Obie okolice dzieli niemal 500 km. Po latach mówi wprost o tamtej decyzji: nie żałuję.
- Nigdy nie miałem poczucia, że poświęcam coś dla motocykli i treningów. To moja pasja. Kocham to robić - mówi Bagnaia w rozmowie z WP SportoweFakty pytany o to, czy żałuje, że stracił wiele z dzieciństwa na rzecz motocykli.
- Na pewno trudny był dla mnie rok 2015, gdy całkowicie zmieniłem moje życie i przeprowadziłem się do Pesaro. Moi przyjaciele i rodzina zostali daleko stąd, więc nie było łatwo - dodaje aktualny mistrz świata.
Daleko im do gwiazd F1
Chociaż MotoGP potrafi oferować znacznie ciekawsze wyścigi niż F1, z większą liczbą manewrów wyprzedzania, to przegrywa globalnie z królową motorsportu. Stało się to widoczne zwłaszcza w ostatnich latach, gdy Liberty Media zaczęło "amerykanizować" Formułę 1 i otwierać ją na mniej wymagających kibiców w Stanach Zjednoczonych.
Ma to też przełożenie na zarobki. Max Verstappen czy Lewis Hamilton mogą liczyć na co najmniej 50-55 mln dolarów rocznie, zaś najlepsi w MotoGP zarabiają ok. 6-10 mln dolarów. Wyjątek stanowi tu Marc Marquez, który do niedawna zgarniał w Hondzie ok. 16-18 mln dolarów za sezon. Najsłabsi inkasują ok. 1 mln dolarów. Często do ich kontraktów dopisane są bonusy za zwycięstwa albo wizyty na podium.
Są też plusy - obecnie próżno w MotoGP szukać zawodnika, który płaciłby za starty własnymi pieniędzmi albo miał zagwarantowane miejsce dzięki sponsorowi. W F1 to norma. Przykładem niech będzie Lance Stroll. Syn miliardera z Kanady utrzymuje fotel w Aston Martinie tylko dlatego, że ekipa należy do jego ojca.
Sytuacja może wydawać się o tyle dziwna, że motocykliści MotoGP bardziej ryzykują zdrowiem i życiem niż kierowcy F1. Na niektórych torach maszyny potrafią rozpędzić się do ponad 360 km/h. Wystarczy najmniejszy błąd, by upadek zakończył się poważną kontuzją albo nawet utratą życia. Po raz ostatni śmierć nawiedziła padok MotoGP w roku 2021, gdy na torze Mugello zginął 19-letni Jason Dupasquier z klasy Moto3.
Sam Bagnaia w zeszłym roku również miał groźny wypadek. Jeden z rywali przejechał po nim na torze w Barcelonie. Włoch przez dłuższy moment nie podnosił się z toru i wydawało się, że doznał poważnego urazu. Kibice byli w szoku, gdy okazało się, że zawodnik Ducati tylko poturbował sobie nogę i zamierza wystartować w kolejnej rundzie MotoGP.
Po tym wypadku zanosiło się, że 27-latek może stracić całą przewagę w mistrzostwach i tytuł. Ostatecznie Włoch pokonał o włos Jorge Martina. - Pokazaliśmy, że potrafimy dobrze pracować nad strefą mentalną. Nawet gdy zdarzały się gorsze momenty, jak po Barcelonie, gdy zacząłem tracić przewagę, to byliśmy w stanie tym wszystkim zarządzać - przyznaje Bagnaia w rozmowie z WP SportoweFakty.
- Kluczem do sukcesu było to, że znaliśmy swój potencjał. Wiedzieliśmy, na co nas stać. Po obronie tytułu ta pewność siebie jeszcze wzrosła - dodaje.
Kto mistrzem MotoGP w sezonie 2023?
Nowy sezon motocyklowych mistrzostw świata ruszy 10 marca w Katarze. Bagnaia ponownie będzie jednym z kandydatów do tytułu. W stawce dominują motocykle Ducati, więc najpewniej ponownie wyzwanie rzuci mu Martin. Kibice będą się też przyglądać Marquezowi, który porzucił rekordowy kontrakt w Hondzie, bo miał dość upadków i porażek. Wybrał zespół Gresiniego, bo ten... dysponuje motocyklem Ducati.
- Ciężko powiedzieć, kto będzie największym rywalem. Tak jak w zeszłym roku, prawie wszyscy zawodnicy Ducati - mówi Bagnaia.
- Może Honda wykona krok naprzód, może Yamaha. Aprilia i KTM też potrafią być szybcy. Dlatego tak ważne będzie unikanie błędów, regularne zdobywanie punktów. Na pewno nie będzie mi łatwo - kończy Włoch, któremu wciąż daleko do osiągnięć swojego idola. Rossi zostawał mistrzem świata MotoGP siedmiokrotnie.
Łukasz Kuczera, dziennikarz WP SportoweFakty
Czytaj także:
- Sponsoruje ich Orlen. Teraz spójrz, co znajduje się na rękawie Rosjanina
- Jest wart prawie 300 mln dolarów. Zastąpienie go jest niemożliwe