W poniedziałek świat motorsportu pogrążył się w żałobie, po tym jak w szpitalu w Cesenie zmarł Nicky Hayden. Oficjalny portal MotoGP przypomniał rozmowę przeprowadzoną z byłym mistrzem świata w 2016 roku. Doszło do niej po tym jak "Kentucky Kid" ogłosił zakończenie startów w królewskiej kategorii i przenosiny do World Superbike.
O dzieciństwie
Już jako dziecko, miałem jedno wielkie marzenie. Nigdy nie mówiłem "jak będę starszy, to chcę być astronautą albo prezydentem". Nie miałem takich szalonych pomysłów jako małe dziecko. Od początku chciałem być motocyklistą. Czasem ludzie pytali mojego ojca czy musi zmuszać mnie do treningów. On odpowiadał śmiechem i mówił, że jedyne do czego musi mnie zmuszać, to odrabianie pracy domowej i mycia zębów, ale nie do jazdy na motocyklu. To była moja miłość od pierwszego wejrzenia i nadal ją kocham.
O początkach kariery na dirt-tracku
Mój ojciec znał się najlepiej na dirt-tracku i od tego zacząłem karierę, ale w Stanach Zjednoczonych nie było zbyt wielu opcji dla uprawiających ten sport. Nie można było liczyć na wielkie pieniądze, tylko dwóch zawodników miało kontrakt z fabrycznymi zespołami. Bohaterem mojego ojca od zawsze był Kenny Roberts. On był tym, który przeszedł drogę od dirt-tracka do MotoGP. Widząc jakie opcje my mamy, postanowiliśmy pójść tą drogą. Uzyskaliśmy większe wsparcie i przyciągnęliśmy do siebie więcej ludzi, gdy postawiłem na wyścigi. Kocham dirt-track, ale kocham też wyścigi szosowe. W nich jest więcej zmiennych, są zmiany kierunków i wysokości. Do tego lubiłem deszcz. Zawody dirt-trackowe są odwoływane, gdy pada, więc nie cierpiałem deszczu. Byłem podekscytowany, a potem okazywało się, że z powodu deszczu nie jeździmy i taki powrót do domu przypominał tortury. W wyścigach drogowych tego problemu nie ma. Do tego lubię prędkość.
O świecie motorsportu
Motocykle i wyścigi to dla mnie sposób na życie. To jest coś, na czym się znam. To jest coś, co od zawsze robię. Do tego moja rodzina siedzi w tym sporcie, moi przyjaciele się ścigają. To jest coś więcej niż praca. To pasja. Motocykle są moim życiem.
ZOBACZ WIDEO: Michał Kwiatkowski: To był dla mnie szok. Długo nie będę mieć takiego przeżycia
O przejściu do MotoGP
Mój skok do MotoGP był ogromny. Przychodziłem z amerykańskiej serii Superbike i pochodziłem z dużej rodziny z Kentucky. Mieszkaliśmy w małym mieście. Dorastałem dzieląc pokój z bratem i jak patrzę wstecz, to było straszne. Byłem tylko dzieckiem, które miało dirt-track w sercu. Musiałem sporo się nauczyć. Jeśli mamy być szczery, krok przy przejściu do MotoGP był większy niż oczekiwałem. Musiałem nie tylko nauczyć się nowego motocykla, zespołu i wyścigów, ale musiałem zrozumieć kulturę MotoGP, podróże na wyścigi, itd. To było rzucenie na głęboką wodę. To nie było łatwe. Na szczęście od początku miałem do dyspozycji dobry motocykl, a to pomaga. W sezonie 2003 byłem Debiutantem Roku, pokonałem Troya Baylissa i Colina Edwardsa, którzy potem okazali się dobrymi zawodnikami. Musiałem szybko nauczyć się pływać w tej wodzie, aby przeżyć.
O mistrzowskim tytule w MotoGP
Wyścig na Laguna Seca w Stanach Zjednoczonych w 2006 roku był trudny. Wszystko w tamten weekend nie układało się po mojej myśli. Czułem presję, zakwalifikowałem się na szóstym miejscu. Do tego było naprawdę gorąco. Nie byłem w stanie jechać szybciej. W 2005 roku byłem w stanie pokonać ten dystans jakieś 3-5 sekund szybciej. Z 2006 roku zapamiętam jednak ostatni zakręt w Walencji. Wtedy zrealizowałem swoje marzenie o byciu mistrzem świata. Stanąłem na najwyższym stopniu podium. To było coś szczególnego.
O pokonaniu Valentino Rossiego w 2006 roku
Mam wielki szacunek do Valentino Rossiego. Wiem, że jest najlepszym motocyklistą w historii tego sportu. W mojej opinii, on jest tym, który zrobił tak wiele dla MotoGP, że umieścił wyścigi motocyklowe na innym poziomie. Dzięki niemu mamy to wszystko. Wtedy udało mi się go pokonać. To nie było łatwe. Miałem chwile słabości, ale się udało. To właśnie pokonanie Valentino sprawiło, że ten tytuł smakował specjalnie.