Malezja zrezygnowała z Formuły 1. Teraz chce mieć zespół w MotoGP

W zeszłym roku Malezja zrezygnowała z wyścigu Formuły 1, by skupić się na MotoGP. Teraz Malezyjczycy idą o krok dalej i chcą mieć własny zespół w królewskiej kategorii. Aby to było możliwe, muszą wykupić jedną z istniejących ekip.

Łukasz Kuczera
Łukasz Kuczera
początek wyścigu MotoGP Materiały prasowe / Michelin / Na zdjęciu: początek wyścigu MotoGP
Przed rokiem władze Malezji podjęły zaskakującą decyzję. Malezyjczycy zrezygnowali z dalszej organizacji wyścigów Formuły 1 na torze Sepang i postanowili skupić się na MotoGP. Swoją decyzję tłumaczyli tym, że koszty organizacji F1 są znacznie wyższe, a nie przynosi ona profitów. Tymczasem popularność motocyklowych mistrzostw świata na całym świecie rośnie w zastraszającym tempie. Na dodatek w Azji lawinowo wzrasta sprzedaż motocykli.

Na tym pomysły Azjatów się jednak nie kończą. O ile w tym roku Malezja doczekała się pierwszego w historii reprezentanta w MotoGP, bo kontrakt z ekipą Monster Yamaha Tech3 podpisał Hafizh Syahrin, o tyle w kolejnej kampanii może już mieć swój zespół. Chcą tego zarządcy toru Sepang, którzy są wspierani przez giganta paliwowego, państwową firmę - Petronas.

Niełatwe zadanie przed Petronasem

Malezyjczycy mają jeden problem. Aby założyć swój własny zespół, muszą dogadać się z którąś z istniejących ekip. To efekt porozumienia, jakie zarządzająca mistrzostwami Dorna osiągnęła z teamami. Zgodnie z treścią umowy, w najbliższych latach stawka MotoGP nie przekroczy 24 motocykli. Dlatego szefowie Petronasa mają w tym momencie dwie opcje - zainwestować fundusze w Marc VDS albo Angel Nieto Team. Każdy z tych wariantów ma jednak plusy i minusy.

Marc VDS znalazł się w poważnym kryzysie, po tym jak sponsor zespołu Marc van der Straten oskarżył szefa ekipy Michaela Bartholemy'ego o malwersacje finansowe. Zakończyło się to odejściem Bartholemy'ego ze stanowiska, ale przyszłość Marc VDS stoi pod znakiem zapytania. Belgowie brali pod uwagę przesiadkę na motocykle Yamahy w przyszłym roku, ale rozmowy utknęły w martwym punkcie. Tymczasem Japończycy zapowiedzieli już, że do końca czerwca muszą znać stanowisko Marc VDS w sprawie ewentualnej współpracy.

Nieco inaczej prezentuje się sytuacja Angel Nieto Team. Jorge "Aspar" Martinez dogadał już warunki nowego kontraktu z Ducati i w kolejnym sezonie może korzystać z włoskich motocykli. Umowa nie została jednak oficjalnie podpisana, bo Hiszpan liczy na ruch ze strony Yamahy. Ma świadomość, że zyskując wsparcie japońskiego producenta i Petronasa może ugrać w MotoGP więcej, niż pozostając na obecnych maszynach z Bolonii.

Pedrosa kluczowym elementem układanki

Czasu jest coraz mniej. W efekcie Malezyjczykom ubywają zawodnicy z rynku. Pewne już jest, że w przyszłym roku w barwach ewentualnego zespołu Petronasa nie zobaczymy Syahrina. Menedżer 24-latka nie mógł czekać na to jak rozwinie się sytuacja i dogadał się z szefostwem Tech3 w sprawie przedłużenia kontraktu. Podpisano go na rok, aby Malezyjczyk miał szansę w sezonie 2020 wskoczyć do narodowej ekipy.

Jeszcze podczas ostatniego Grand Prix Włoch nie brakowało pogłosek, że na prywatnym motocyklu Yamahy ze wsparciem Petronasa startować będzie Jorge Lorenzo. Tymczasem wybrał on ofertę z Repsol Honda Team. W zespole z Japonii zastąpi Daniego Pedrosę. I to nagle Pedrosa wyrósł wśród dziennikarzy na idealnego kandydata do roli lidera nowej ekipy.

Pedrosa ma ogromne doświadczenie, bowiem startuje w MotoGP od roku 2006. Do tej pory był wierny barwom Hondy. 32-latek miał przekazać szefom Yamahy i Petronasa, że może rozważyć ich ofertę, ale oczekuje fabrycznego motocykla. Hiszpan chce bowiem mieć szanse na zwycięstwa i dysponować takim samym sprzętem jak Valentino Rossi i Maverick Vinales.

W czwartek w Barcelonie, w przeddzień Grand Prix Katalonii, zaplanowana jest konferencja prasowa Pedrosy. Na niej powinniśmy poznać decyzję Hiszpana odnośnie swojej przyszłości. Niewykluczone, że motocyklista, ze względu na brak konkretów ze strony Malezyjczyków, ogłosi zakończenie kariery po obecnym sezonie.

Jeśli nie Pedrosa, to kto? Gdyby Malezyjczycy dogadali się z Marc VDS, to wybór byłby prosty. W zespole pozostałby Franco Morbidelli, ponadto z Moto2 można by wtedy awansować do królewskiej kategorii Alexa Marqueza. Wolne miejsca w swojej ekipie ma też Jorge "Aspar" Martinez. Hiszpan mógłby wtedy pomyśleć o wciągnięciu do elity kolejnego z uczniów Valentino Rossiego - Lorenzo Baldassarriego.

ZOBACZ WIDEO Ekspert wróży Kubicy błyskawiczny powrót. "Jego wyniki są niewiarygodne!"
Czy chciałbyś zobaczyć malezyjski zespół w MotoGP w przyszłym roku?

zagłosuj, jeśli chcesz zobaczyć wyniki

Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×
Sport na ×