Urodził się w Rosji. Teraz Ukraińcy nie pozwalają mu wyjechać z kraju

WP SportoweFakty / Anna Kłopocka / Na zdjęciu: Aleksandr Łoktajew
WP SportoweFakty / Anna Kłopocka / Na zdjęciu: Aleksandr Łoktajew

Większość ukraińskich sportowców dostała już zgodę na wyjazd ze swojego kraju i zagraniczne przygotowania do najbliższych startów. Tyle szczęścia nie miał jednak Aleksandr Łoktajew, który od trzech miesięcy nieskutecznie próbuje wyjechać z Ukrainy

Sytuacja żużlowca wygląda fatalnie, bo nie dość, że zawodnik nie może wywiązać się ze swojego kontraktu w SpecHouse PSŻ Poznań, to dodatkowo mimo połowy maja, wciąż nie może regularnie trenować i przygotowywać się do sezonu żużlowego.

Zawodnik robi co może, by jak najszybciej opuścić kraj, ale na razie jego starania nie dają skutku. Bezradni są także przedstawiciele polskiego klubu SpecHouse PSŻ Poznań, który od w lidze wciąż musi radzić sobie bez swojego lidera.

Co gorsze, okolicznością pozwalającą na wyjazd zawodnika z kraju nie była nawet nominacja na niedawne Grand Prix Polski w Warszawie. W przypadku zdecydowanej większości sportowców, możliwość rywalizacji w międzynarodowych zawodach była wystarczającym argumentem do otrzymania zgody.

ZOBACZ WIDEO To oni rządzą żużlem z tylnego siedzenia? Faworyzowanie niektórych zawodników i wyścig zbrojeń

W przypadku Ukraińca jest jednak inaczej, a coraz częściej zaczyna się spekulować, że powodem tak dużego oporu ze strony ukraińskiej administracji może być pochodzenie zawodnika. Aleksandr Łoktajew urodził się bowiem w rosyjskim Bałakowie, a jeszcze w 2014 roku reprezentował barwy Rosji na międzynarodowej arenie. W Rosji wciąż zresztą przebywa część jego najbliższej rodziny. Zapewne nie pomaga mu też fakt, że już po otrzymaniu ukraińskiego obywatelstwa na rok zrezygnował z jazdy jako Ukrainiec i przez rok (właśnie w 2014 roku) ścigał się jako Rosjanin. Łatwo się więc domyślić, że w momencie agresji Rosji na Ukrainę, zawodnik znalazł się w wyjątkowo trudnej sytuacji.

Od momentu wybuchu wojny żużlowiec konsekwentnie odmawia każdego wywiadu, ale wiadomo, że równocześnie cały czas bardzo mocno działa, by otrzymać zgodę na opuszczenie kraju i przyjazd do Polski. Największa szansa była tuż przed Grand Prix Polski w Warszawie, kiedy to polscy działacze wystosowali do ukraińskich działaczy propozycję, by to oni nominowali jednego z rezerwowych. Ten ruch miał oznaczać symboliczne wsparcie Polaków dla naszych sąsiadów, a jednocześnie pomóc jednemu z zawodników w powrocie do profesjonalnego uprawiania sportu.

Nasi działacze spodziewali się, że strona ukraińska nominuje kogoś z dwójki Łoktajew, Andriej Karpow, czyli zawodników, którzy mają podpisane w Polsce zawodowe kontrakty i mogliby od razu wzmocnić swojego kluby. Zdziwienie było spore, gdy Ukraińcy odpowiedzieli, że szansę występu na PGE Narodowym otrzyma zupełnie nieznany Witalij Łysak.

- Mistrzem Ukrainy jest Łoktajew i oczywiście, że to jemu jako pierwszemu zaproponowaliśmy start w tych zawodach. Aleksandr rozpoczął oficjalne starania o wyjazd, ale gdy stawił się w swojej jednostce wojskowej, nie dostał zgody nawet na krótki wyjazd - mówi nam Aleksander Latosiński, ukraiński sędzia, który jest także mocno zaangażowany w działania ukraińskiej federacji.

- Nie znamy powodów zakazu wyjazdu dla Łoktajewa, więc trudno powiedzieć, czy wpływ na to miało pochodzenie Aleksandra. Fakt jest jednak taki, że po raz kolejny dostał odmowę, a drugi w kolejce Łysak stawił się na komisji wojskowej i już drugi raz dostał zgodę na wyjazd. Warto dodać, że obaj starali się o pozwolenie na wyjazd w innych obwodach, więc może to miało znaczenie - mówi Latosiński.

Nadziei na odzyskanie swojego zawodnika nie tracą jednak przedstawiciele PSŻ Poznań, którzy wciąż będą podejmować próby ściągnięcia zawodnika do Polski. Jeśli jednak główną przeszkodą jest pochodzenie Łoktajewa, to należy się spodziewać, że także kolejne szanse skończą się niczym.  Wszyscy liczą jednak, że tym razem żużlowiec będzie miał więcej szczęścia.

Czytaj więcej:
Jedna wyraźna faworytka
W Sparcie zaczyna być nerwowo?