W niedzielę odbył się mecz ZOOleszcz GKM Grudziądz - Fogo Unia Leszno, który zakończył się fatalnie dla Nickiego Pedersena. Duńczyk uczestniczył w potwornie wyglądającym karambolu i został odwieziony do szpitala, gdzie stwierdzono u niego złamanie panewki kości biodrowej i miednicy w dwóch miejscach. Dodajmy, że dla 45-latka był to drugi poważny wypadek w ostatnim czasie.
- Bardzo mu współczuję. Nie chcę sobie nawet wyobrażać przez co teraz przechodzi. Ten wypadek wyglądał naprawdę koszmarnie. Zgadzam się jednak z sędzią, bo była to od A do Z wina Piotrka Pawlickiego, który ma skłonność do podejmowania ryzyka. Tym razem też to zrobił i niestety konsekwencje były fatalne - mówi nam Władysław Komarnicki.
Były prezes Stali Gorzów Nickiego Pedersena zna doskonale, bo ten przez dwa lata był jego zawodnikiem. Komarnicki nie ukrywa, że mocno martwi się o Duńczyka i dlatego ma dla niego radę. - Może narażę się kibicom GKM-u, ale mam nadzieję, że Nicki Pedersen zakończy właśnie teraz karierę. Ostatnio otrzymał od pana Boga sygnały, których nie można lekceważyć. To naprawdę zaczyna źle pachnieć. Ktoś wyraźnie próbuje mu powiedzieć, że to czas, by powiedzieć koniec. Jako prezes z pełną odpowiedzialnością doradzam mu, żeby już nie kusił już losu. Nie dlatego, że mu źle życzę, bo zapewniam, że jest wręcz odwrotnie. Chcę go widzieć sprawnego i cieszącego się tym, co wypracował przez te wszystkie lata na torze - podkreśla.
ZOBACZ WIDEO Żużel. Mirosław Jabłoński ma pomysł jak usprawnić sędziowanie
Komarnicki uważa, że kontynuowanie kariery przed Pedersena może się źle skończyć. - Teraz największym wrogiem Nickiego byłby jego charakter. Nicki to zawodnik szczególny. W odróżnieniu od wielu innych kalkulacja nie leży w jego naturze. On nie potrafi odpuścić nawet w pojedynczym biegu. Nigdy taki nie był i nie powinniśmy wierzyć, że zmieni się na końcu swojej kariery. Obecnie jest obciążany wieloma poważnymi wypadkami, a jego podejście do rywalizacji sportowej jest dla niego teraz szczególnym zagrożeniem - tłumaczy.
- Poza tym Nicki nie musi wcale odchodzić z żużla. Może przecież pójść drogą Grega Hancocka, który bardzo rozsądnie przedłużył sobie obecność w tej dyscyplinie. Duńczyk może robić to samo, jeśli nie ma na siebie innego pomysłu. To jednak teraz sprawa drugorzędna - dodaje działacz.
Komarnicki podkreśla, że znakomicie wspomina współpracę z Pedersenem, choć początkowo podchodził do niej z dużymi obawami. - Zanim podpisaliśmy kontrakt, to wszyscy mnie przed nim ostrzegali. Ludzie mówili mi, że jest skomplikowany, niesterowalny, a poza tym, że to indywidualista. Potwierdziło się tylko to ostatnie. Na torze faktycznie był indywidualistą, ale cała reszta okazała się bzdurą. Nicki miał na pewno wielki temperament, bo to cechuje mistrzów. Poza tym bił od niego na każdym kroku profesjonalizm. Jako zawodnik spełnił moje wszystkie oczekiwania. Zrobił dokładnie to, na co się umówiliśmy - podkreśla.
Jeśli Pedersen powie wkrótce pas, to zdaniem Komarnickiego będzie to ogromna strata dla światowego żużla. - Nicki w trakcie kariery wiele razy słyszał obelgi, bo niektórzy twierdzili, że jeździł na granicy. Inni często bili mu brawo. Budził ogromne emocje i nie mam wątpliwości, że ten sport potrzebuje takich postaci. Wielu kibiców doceni go właśnie, kiedy powie koniec, bo zrozumieją, ile kolorytu dodawał naszej dyscyplinie. Na pewno żużel bez Nickiego nie będzie taki sam, ale jeszcze raz powtarzam, że znam go, szanuję, więc wolę go oglądać jako sprawnego i uśmiechniętego człowieka. Z tego powodu twierdzę, że powinien powiedzieć koniec - podsumowuje Komarnicki.
Zobacz także:
Wypadek Pedersena i Pawlickiego wyglądał okropnie