Abramczyk Polonia przegrała w tym sezonie zaledwie cztery spotkania, w tym dwa w Zielonej Górze. Ostatnia porażka jest jednak najbardziej dotkliwa dla zespołu Krzysztofa Kanclerza i Jacka Woźniaka. A to nie tylko ze względu na jej rozmiary, ale także okoliczności. Bydgoszczanie zostali postawieni pod ścianą. Panuje powszechny pogląd, że potrzebują wręcz cudu, żeby odrobić dwadzieścia punktów straty z W69.
"To nie tak miało wyglądać"
Trener zespołu znad Brdy podkreślił, że Stelmet Falubaz był zdecydowanie lepszą drużyną i wygrał zasłużenie. Jacek Woźniak wskazał także, jakie były przyczyny porażki. Były zawodnik odniósł się również do dyspozycji Wiktora Przyjemskiego, który odjechał gorsze spotkanie od poprzednich, niespodziewanie dwukrotnie ulegając niedoświadczonemu Maksymowi Borowiakowi.
- Myślałem, że to będzie wyrównane spotkanie, a tak się jednak nie stało. Na początku mieliśmy problemy z dopasowaniem się do startu, co było absolutnie kluczowe tamtego dnia w Zielonej Górze. Prawie wszyscy nasi zawodnicy nie byli sobą. Poza Kennethem Bjerre, błądziliśmy. Duńczyk jako jedyny był szybki na trasie i dobrze startował. Trudno mi powiedzieć, dlaczego tak się wydarzyło, bo Falubaz nie zaskoczył nas przygotowaniem toru. Nie było niespodzianek. W żużlu wiele czynników ma wpływ na końcowy wynik. W piątek byliśmy słabsi, więc trzeba wziąć to na klatę i zrobić wszystko, żeby spróbować odrobić straty w rewanżu - mówił Jacek Woźniak.
ZOBACZ WIDEO To Lewicki wyniósł Worynę na wyższy poziom? Zawodnik opowiada o współpracy
- Wiktor Przyjemski poprzednimi występami przyzwyczaił kibiców do dwucyfrówek, a nawet kompletów. Trudno więc się dziwić, że fani zastanawiają się, skąd ten gorszy występ. To jest wciąż bardzo młody zawodnik i czasami tak się zdarza. Na początku zawodów Wiktor, jak na siebie, wychodził słabiej ze startu. Później to poprawił, ale koledzy z Falubazu wyprzedzali go na dystansie, bo brakowało mu szybkości. Nasz żużlowiec miał słabszy dzień, jak już mówiłem, nie jako jedyny. Gospodarze byli lepsi i nas pokonali. Ponadto jechali jak zespół kompletny. Ich juniorzy dołożyli wiele bardzo ważnych punktów - przyznał trener Polonii.
Nadzieja umiera ostatnia
Jacek Woźniak zauważył, że w sporcie dzieją się różne rzeczy. Szkoleniowiec przyznał, iż sytuacja jego drużyny jest nieciekawa, co wcale nie oznacza, że nie stać ją na awans do finału. Dodał także, że poza wysoką porażką na wyjeździe, utrudnieniem będzie bez wątpienia brak Adriana Miedzińskiego.
- Wszyscy trzymamy kciuki za powrót Adriana Miedzińskiego do zdrowia. Niestety, nie będziemy mogli z niego skorzystać w rewanżu, co na pewno jest kłopotliwe, bo ten zawodnik na domowym torze jeździł dobrze i przyczyniał się do naszych zwycięstw. Przykładem jest choćby spotkanie rundy zasadniczej, w którym zmierzyliśmy się właśnie z Falubazem. Na pewno nie jest kolorowo, ze względu na brak Adriana, a także rozmiary porażki w pierwszym meczu. Niemniej proszę mi wierzyć, że tanio skóry nie sprzedamy i będziemy walczyć. Zrobimy wszystko, co w naszej mocy, żeby zaprezentować się jak najlepiej przed bydgoską publicznością. Bez wiary w końcowy sukces można by w ogóle nie wyjeżdżać na tor. Jeszcze nie odpadliśmy. To jest sport, to jest żużel. Różne rzeczy się mogą wydarzyć - podsumował Jacek Woźniak.
Bogumił Burczyk, WP SportoweFakty
Zobacz także:
- Wiktor Przyjemski szczery po meczu w Zielonej Górze. "Pojechałem trochę gorzej, ale od robienia wyniku są inni"
- Menedżer Polonii grzmi. "Tak się nie zachowują ludzie, tylko zwierzęta"