Po pełnym emocji i dramaturgii meczu zielona-energia.com Włókniarz Częstochowa przegrał z Moje Bermudy Stalą Gorzów w rewanżowym meczu półfinałowym 42:48. Taki rezultat oznacza, że do finału PGE Ekstraligi awansowali gorzowianie.
Niestety w trakcie meczu nie obeszło się bez kontrowersji. Sędzia Piotr Lis w pierwszym z biegów nominowanych wykluczył z powtórki Patricka Hansena, a nie Kacpra Worynę, co było ogromnym błędem.
- Gdyby nie sędzia, który zepsuł to widowisko, to byłaby to najlepsza promocja dla tego sportu - mówi nam Władysław Komarnicki. - Żadne Grand Prix czy inne zawody nie są w stanie wyzwolić takiego napięcia u kibiców. Gdyby nie sędzia, to o tym meczu powinno mówić się latami - dodaje honorowy prezes Stali.
ZOBACZ WIDEO Jack Holder jest problemem Apatora? Termiński o formie Australijczyka
Szczęście w nieszczęściu sędziego Piotra Lisa, że mimo wykluczenia Patricka Hansena gorzowianie i tak zwyciężyli w meczu. - To już teraz jest skandal, a gdyby Stal przegrała, to byłby to poczwórny skandal. Nikogo nie posądzam, że ktoś coś "drukuje", ale początkujący sędzia nie popełniłby takiego błędu. To jest haniebne. Jak można tak piękny mecz zepsuć taką głupią decyzją - kontynuuje nasz rozmówca.
Z decyzją o wykluczeniu Hansena nie zgadzał się także Leszek Demski, szef polskich sędziów żużlowych. - Bardzo cenię pana Demskiego. Cieszę się, że nie "kręcił", tylko powiedział wprost. To powinno być pokazywane na wszystkich szkoleniach, by nie popełniać tak idiotycznych decyzji. Gdyby to było 30 czy 40 lat temu, to można by udawać wariata. Dzisiaj, w dobie telewizji, sędzia podjął tak haniebną decyzję, to jest niewytłumaczalne. Mówię to ku przestrodze. Zaangażowane są ogromne liczby ludzi przy tym sporcie, ogromne pieniądze. Jeden głupi, prymitywny błąd miałby to wszystko zburzyć? - mówi Komarnicki.
Po tym, jak arbiter dopuścił Kacpra Worynę do trzeciej odsłony 14. biegu, niewiele brakowało, a ponownie doszłoby do upadku. Na drugim łuku zawodnik Włókniarza chciał wjechać tam, gdzie nie było już miejsca. Na szczęście zarówno on, jak i Szymon Woźniak, utrzymali się na motocyklach.
- Parę centymetrów i byłby makabryczny wypadek. To się wzięło z tego, że sędzia nie ostudził Kacpra Woryny i to brało się z bezkarności. Dla mnie bohaterem jest Woźniak. Trzy razy startować tylko dlatego, że sędziemu coś się pomyliło. Odsunąłbym go bezpowrotnie. On sam się zdyskwalifikował - zakończył Władysław Komarnicki.
Zobacz także:
Oni zyskają na zmianach?