Artiom Łaguta to mistrz świata w jeździe na żużlu z sezonu 2021. Rosjanin w tym roku nie mógł walczyć o obronę tytułu, ani też rywalizować w PGE Ekstralidze. To konsekwencja decyzji FIM i PZM, które cofnęły zgodę na starty zawodnikom z Rosji w następstwie wojny w Ukrainie. Zawodnik robi wszystko, by wrócić do ścigania już w przyszłym roku. Decyzja w tej sprawie może zapaść już w najbliższych dniach.
O Łagucie, który posiada także polski paszport, zrobiło się jednak głośno z innego powodu. Kilka dni temu platforma Canal+ ruszyła z emisją serialu dokumentalnego "To jest żużel". 31-latek wziął w nim udział i został zapytany o to, dlaczego zainteresował się zdobyciem polskiej licencji dopiero w momencie wybuchu wojny i zakazu startów dla Rosjan.
Najwięcej kontrowersji wzbudziła jednak odpowiedź na pytanie, czy w Ukrainie toczy się wojna, czy może "specjalna operacja wojskowa", jak przedstawia to propaganda Władimira Putina. - Nie wiem, co tam jest - odpowiedział w wyemitowanym materiale Rosjanin, za co spadła na niego fala krytyki. W Internecie od razu pojawiły się komentarze, że ktoś taki nie powinien jeździć na żużlu z polską licencją.
Kilka dni po emisji odcinka Łaguta w rozmowie z WP SportoweFakty rzuca nowe światło na całą sprawę.
ZOBACZ WIDEO Martin Vaculik: To był najdroższy defekt w mojej karierze. Poczułem się znokautowany
Jarosław Galewski, WP SportoweFakty: Pana słowa na temat wojny w Ukrainie w serialu "To jest żużel" w Canal + wywołały lawinę komentarzy. Czy może pan to wszystko jakoś wyjaśnić?
Artiom Łaguta, mistrz świata z sezonu 2021: Tak, czas powiedzieć całą prawdę, bo ten materiał to kłamstwo. Zostałem oszukany.
Dlaczego?
Zacznijmy od tego, że wywiad ze mną został zrealizowany 18 września w Bydgoszczy. Zadzwonił do mnie redaktor Piotr Bugajny i zapytał, czy zgodzę się na udział w serialu, który właśnie nagrywają. W odpowiedzi ja zapytałem, o czym mielibyśmy rozmawiać. Usłyszałem, że pytania będą dotyczyć tylko żużla, a dokładniej czasów, kiedy zdobywałem tytuł mistrza świata. Zgodziłem się i pojechałem na spotkanie, do którego doszło w hotelu Focus Premium.
I jak przebiegała rozmowa? No i dlaczego mówi pan, że został oszukany?
Kilka pytań o mojej drodze do tytułu mistrza świata rzeczywiście się pojawiło. Później zaczęła się jednak seria pytań dotyczących Ukrainy i Rosji. Na nie także postanowiłem odpowiedzieć, ale po zakończeniu rozmowy skorzystałem ze swojego prawa i poprosiłem o autoryzację. Chciałem jeszcze raz zobaczyć przed publikacją, w jakim kontekście zostaną wykorzystane moje słowa. Zależało mi na tym, bo wprawdzie dość dobrze mówię po polsku i rozumiem ten język, ale do perfekcji mi trochę brakuje. A rozmawialiśmy o tematach ważnych, więc chciałem zostać dobrze zrozumiany.
To było dla mnie oczywiste, bo dyskutowaliśmy nie tylko o żużlu. O nim opowiadam bez przerwy, więc potrafię wszystko odpowiednio przekazać, ale na inne tematy już niekoniecznie. A czasami różnicę robi jedno słowo. Zostałem zapewniony, że otrzymam materiał do akceptacji, gdy zostanie zmontowany. Poza tym poinformowano mnie również, że rozmowa ze mną zostanie opublikowana dopiero, kiedy wrócę do jazdy na żużlu. Żaden z punktów naszej umowy nie został dotrzymany.
Emisja serialu była jednak zapowiadana od dawna. Czy w związku z tym próbował skontaktować się pan z telewizją?
Oczywiście, że tak. Kilka dni temu natrafiłem w Internecie na artykuł, który był zapowiedzią serialu żużlowego w Canal+. Głównie była tam rozmowa z Glebem Czugunowem, ale zobaczyłem też swoje słowa. W związku z tym od razu przypomniałem sobie o naszej umowie. Nie autoryzowałem wywiadu, więc wykonałem telefon do redaktora Piotra Bugajnego i zapytałem, co się dzieje, że przecież się umawialiśmy. Usłyszałem, że on nie bierze już udziału w tym projekcie. Zostałem zatem okłamany. Później nastąpiła publikacja materiału, po którym rozpętała się burza po moich słowach.
Odpowiedź platformy Canal+ na zarzuty Artioma Łaguty znajduje się TUTAJ.
Miał pan powiedzieć, że nie wie, co dzieje się w Ukrainie, czy to wojna czy specjalna operacja wojskowa.
Uważam, że w tym przypadku doszło do manipulacji. Byłem przekonany, że jestem pytany o to, w jaki sposób jest określana sytuacja w Ukrainie przez Rosjan. Odpowiedziałem zgodnie z prawdą, że nie wiem, co się dzieje, ale w Rosji. Nie byłem tam od czterech lat, poza obowiązkami żużlowymi na przykład w Togliatti, więc nie miałem pojęcia, co się mówi na ten temat. Poza tym takich sytuacji od początku się obawiałem i dlatego poprosiłem o swoje wypowiedzi do akceptacji. Chciałem się z tym na spokojnie zapoznać, żeby uniknąć takich historii. Miałem przecież do tego prawo.
Kontaktował się pan z kimś jeszcze poza Piotrem Bugajnym?
Przez Piotra Bugajnego zostałem skierowany do Macieja Glazika, a on przekazał mi, że nic nie wiedział o naszych ustaleniach. Tyle mieli mi do powiedzenia. To dla mnie nie do pojęcia. Jest mi przykro, że zostałem w ten sposób potraktowany. To dlatego nazywam to wszystko kłamstwem. Znowu coś zostało wykorzystane inaczej niż powinno. To już kolejna taka historia, bo kiedy zostałem mistrzem świata, to moja żona ustawiła w mediach społecznościowych status "psy szczekają, karawana jedzie dalej". Zrobiła to jeszcze przed wojną, a te słowa zostały później wykorzystane w zupełnie innym kontekście.
Całą nagonkę rozkręcił wtedy redaktor Canal+ Tomasz Dryła. To właśnie z tego powodu chciałem autoryzować swój wywiad. A tak w ogóle, to doszło do dziwnego zbiegu okoliczności. Serial został wyemitowany kilka dni przed ogłoszeniem decyzji w sprawie startów Rosjan w przyszłym roku. Dla mnie to nie jest przypadek.
Rozumiem pana podejrzliwość, ale data emisji odcinka była znana znacznie wcześniej. Chciałbym jednak zapytać, czy zgodziłby się pan na wywiad, gdyby wiedział, że pytania będą dotyczyć wojny w Ukrainie?
Nie zgodziłbym się i teraz też nie będę o tym rozmawiać.
Dlaczego?
Po pierwsze na ten temat powiedziałem już wszystko. Można do tego wrócić i sprawdzić.
Rzecz w tym, że pana wpisy zniknęły dość szybko z mediów społecznościowych.
Wpisy tak, bo miałem już dość hejtu, który zalewał mnie ze wszystkich stron. Tłumaczyłem już, że mam polski paszport, tutaj chcę mieszkać i tutaj będę mieszkać. Nie zamierzam jednak już więcej o tym gadać, bo musi pan wiedzieć, że w Rosji pojawił się jakiś czas temu specjalny komunikat, że poruszanie tych tematów może się bardzo źle skończyć. A ja mam tam rodziców i siostrę. Jeśli nie daj Boże komuś coś się stanie, to będę musiał tam pojechać. Gdy będę w kółko rozmawiać o Ukrainie, to zostanę zatrzymany na granicy i wsadzony do więzienia na 10 lat. Jeśli ktoś tego nie rozumie, to trudno, ale taka jest moja perspektywa. Zależy mi na rodzinie i nie zamierzam zrywać z nią kontaktu czy zamykać sobie do nich drogi. Nie zrezygnuję z tego i koniec kropka. Prosiłbym wszystkich, którzy mnie oceniają, żeby o tym pamiętali.
Od redakcji: Wywiad autoryzowany. Jego treść została zaakceptowana przez Artioma Łagutę. Otrzymaliśmy już także obszerne odpowiedzi platformy Canal+ na zarzuty zawodnika. Można się z nimi zapoznać TUTAJ.
Zobacz także:
Wiadomo kiedy rozstrzygnie się przyszłość Doyle'a