Żużel. GKM już wie, że nie ma Kasprzaka. Wilki wysłały jasny sygnał

WP SportoweFakty / Krzysztof Konieczny / Na zdjęciu: Krzysztof Kasprzak w czerwonym kasku
WP SportoweFakty / Krzysztof Konieczny / Na zdjęciu: Krzysztof Kasprzak w czerwonym kasku

Rano informowaliśmy, że Krzysztof Kasprzak może opuścić ZOOleszcz GKM. Teraz mamy już pewność, że 38-latek nie będzie jeździć w przyszłym roku w Grudziądzu. To pokazuje, jaką strategię obrały na rynku transferowym Cellfast Wilki Krosno.

Beniaminek PGE Ekstraligi najprawdopodobniej postanowił osłabić kluby, które uważa za bezpośrednich rywali w kontekście walki o utrzymanie w elicie. To właśnie z tego powodu na opuszczenie Fogo Unii zdecydował się Jason Doyle. Otoczenie zmieni także Krzysztof Kasprzak. Rano informowaliśmy, że krośnianie robią wszystko, by nakłonić go do odejścia z ZOOleszcz GKM-u. Teraz mamy już pewność, że Kasprzaka w Grudziądzu już nie ma. Władze klubu miały zostać poinformowane przez zawodnika, że ten zrywa wcześniejsze ustalenia i obiera inny kierunek.

- Ta strategia to tak naprawdę elementarz działań na rynku transferowym. Tak powinno się to robić. Agresywnie i bez litości dla rywala - mówi o działaniach Wilków Jacek Frątczak, ekspert WP SportoweFakty.

- Można pytać o kwestie związane z moralnością, ale to sport zawodowy i sentymentów nie ma. Każdy próbuje wybić dla siebie miejsce w murze i dlatego takie historie dzieją się na naszych oczach. To jednak całkowite przeciwieństwo ubiegłorocznego modelu, bo Arged Malesa Ostrów jako beniaminek przedstawiała romantyczną wizję, by o utrzymanie jechały te nazwiska, które wywalczyły awans. Za Wilkami stoją z kolei wielkie pieniądze i ogromna determinacja, by PGE Ekstraliga nie była przygodą na rok - dodaje były menedżer klubów z Torunia i Zielonej Góry.

ZOBACZ Waldemar Górski: Spadliśmy z hukiem i trzeba budować wszystko od nowa

Wszystko wskazuje zatem, że Cellfast Wilki mają Jasona Doyle'a i Krzysztofa Kasprzaka. Pojawia się jednak pytanie, czy to koniec prób wyrywania żużlowców z innych klubów. - Tego nie wie nikt. Na pewno krośnianie robią wszystko, żeby pomóc szczęściu. Wilki sięgają po rozwiązania konieczne, ale nie ma pewności, czy dotychczasowe ruchy okażą się wystarczające. Na końcu i tak trzeba wyjeździć wszystko na torze. Na razie widać, że Wilki nie żartują. To też ostrzeżenie dla konkurencji, żeby pilnować zawodników, z którymi zawarło się porozumienia. Wilki dały już sygnał, że interesują ich żużlowcy z doświadczeniem ekstraligowym - tłumaczy.

Mocne wejście Cellfast Wilków na rynek transferowy doprowadziło także do kolejnego wzrostu wynagrodzeń dla żużlowców. Zdaniem Jacka Frątczaka w polskim żużlu dzieje się właśnie coś przerażającego i władze PGE Ekstraligi będą musiały wkrótce zareagować.

- Zastanawiam się, gdzie jest granica w kwestii wynagrodzeń żużlowców. Przecież rozmawiamy już o kwotach, które były niewyobrażalne nawet w kontekście minionego sezonu. Budżety klubów trzy lata temu stanowiły połowę tego, co obecnie. Nie odbieram zawodnikom możliwości zarabiania, ale operujemy już na takich kwotach, że zasadne staje się pytanie, czy dyscyplina to wytrzyma - wyjaśnia.

- Podaż pieniądza w polskim żużlu jest widoczna od nowego kontraktu telewizyjnego. Ceny poszły w górę i za chwilę będziemy mówić, że obecna umowa z telewizją nie wystarcza, by obsłużyć kontrakty żużlowców. Czy zatem następna będzie musiała opiewać na 400 lub 500 milionów? Jestem przekonany, że prezes Wojciech Stępniewski to widzi i zaczyna myśleć, co dalej. Życzę mu, by pobił kolejny rekord przy następnych negocjacjach, ale na pewno nie chcę robić tego, żeby tylko zaspokajać potrzeby zarobkowe żużlowców jeżdżących w ośmiu klubach. To się staje przerażające - podsumowuje Frątczak.

Zobacz także:
Prezes ROW-u potwierdza transfer

Źródło artykułu: