Żużel. Martin Buri: Už sa to nevráti - czyli historia słowackiego żużla od kuchni [WYWIAD]

Materiały prasowe / archiwum Martina Buriego / Na zdjęciu: Jan Danihel (fot. z 1979 roku)
Materiały prasowe / archiwum Martina Buriego / Na zdjęciu: Jan Danihel (fot. z 1979 roku)

W pierwszych dwóch częściach wywiadu z Martinem Burim, rozmawialiśmy o współczesnej kondycji słowackiego speedwaya. Dziś zapraszamy państwa na wycieczkę w przeszłość, często dość nieoczywistą, nieznaną, a w najlepszym razie zapomnianą.

W tym artykule dowiesz się o:

No bo jak zareagujecie, jeśli powiemy wam, że na Słowacji ścigano się w... 12 i 1/2 lokalizacjach? Że mieli już kiedyś talent na miarę Vaculika? Że były pewne zawody, które zakończyły się katastrofą epidemiczną na dużą skalę? Albo kim był tragicznie zmarły Ladislav Elias, którego memoriał rozgrywany jest corocznie? Jak Czesi kaperowali do siebie najzdolniejszych słowackich riderów? Jak pewien lokalny matador pomógł w zamknięciu stadionu, gdy zamiast na torze, urządził sobie trening na murawie piłkarskiej? Zainteresowani?

Oddajmy więc głos Martinowi Buriemu - historykowi z wykształcenia, prezesowi z zawodu, i gawędziarzowi z zamiłowania.

Martin Buri, prezes SC Żarnovica: Klubową polewaczkę wytańczyłem na własnym weselu! (CZĘŚĆ 1) -->>

Martin Buri, prezes SC Żarnovica: Gdyby nie Grand Prix, wygralibyśmy czeską ekstraligę! (CZĘŚĆ 2) -->>

Wiktor Balzarek: Jeśli zapytać polskiego kibica żużlowego o speedway na Słowacji, z pewnością rzuci hasłem: Martin Vaculik. Bardziej zorientowani dopowiedzą "Żarnowica", z pełnym przekonaniem, że w tym jedynym czynnym aktualnie słowackim torze, zamyka się cała historia żużla po południowej stronie Karpat. A tymczasem wszystko zaczęło się...

Martin Buri: W Koszycach. Pierwsze zawody zorganizowano już w 1931 roku, na torze trawiastym. Ale to nie był taki speedway, jaki znamy my. Tor był bardzo długi, miał ponad dwa kilometry. Jeżdżono na wiele okrążeń, wyścigi trwały nawet pół godziny. To były absolutne początki. Ścigano się nad jeziorem, na przedmieściach, dziś znajduje się w tym miejscu osiedle mieszkalne.

Rok 1932, Koszyce. Absolutne początki słowackiej plochej drahy.
Rok 1932, Koszyce. Absolutne początki słowackiej plochej drahy.

Ale klasyczny speedway, na krótkim torze, też w Koszycach zaistniał?

Tak, w latach 1936-1938. Udało się nawet rozegrać zawody o mistrzostwo Koszyc, uznawane za nieoficjalne mistrzostwa Słowacji.

Pan ze zdjęcia nazywał się Alois Nimrichter i był najlepszy pierwszego dnia zawodów. Koszyce, 1932.
Pan ze zdjęcia nazywał się Alois Nimrichter i był najlepszy pierwszego dnia zawodów. Koszyce, 1932.

Po II wojnie światowej żużel wrócił tam jeszcze, choć epizodycznie, prawda?

Niewiele relacji się zachowało. Wiemy, że w roku 1947 na stadionie Jednota odbyły się zawody, które wygrał Hugo Rosak z Pragi. W kolejnym sezonie ścigania nie było z prozaicznego powodu - w Czechosłowacji wprowadzono odgórny zakaz sportów motorowych z powodu... braku benzyny, którą reglamentowano. Chociaż impreza widnieje w kalendarzu, to wiemy, iż się nie odbyła. Prawdopodobnie więcej w Koszycach już się nie ścigano.

Stadion "Jednota" był pierwszym powojennym obiektem, na którym ścigano się w Koszycach. Nie ma pewności, co do tego ile zawodów rzeczywiście się odbyło, a ile tylko zostało wpisanych do kalendarza startowego...
Stadion "Jednota" był pierwszym powojennym obiektem, na którym ścigano się w Koszycach. Nie ma pewności, co do tego ile zawodów rzeczywiście się odbyło, a ile tylko zostało wpisanych do kalendarza startowego...
Hugo Rosak urodził się w 1916 roku w wiosce Konarovice, znajdującej się w połowie drogi między dwoma prężnymi przedwojennymi żużlowymi ośrodkami - Pardubicami i Pragą. Był skazany na żużel, choć na życie zarabiał jako mechanik.
Hugo Rosak urodził się w 1916 roku w wiosce Konarovice, znajdującej się w połowie drogi między dwoma prężnymi przedwojennymi żużlowymi ośrodkami - Pardubicami i Pragą. Był skazany na żużel, choć na życie zarabiał jako mechanik.
Rosak prezentował niezwykły styl jazdy, lewą nogą niemal dotykając przedniego koła przesuwał ciało wzdłuż motocykla, by złapać odpowiedni balans. Uczył się tego z fotografii przedstawiających żużlowców australijskich. Jego powojenne pojedynki z Miloslavem Spinką i Janem Lucakiem obrosły w legendy.
Rosak prezentował niezwykły styl jazdy, lewą nogą niemal dotykając przedniego koła przesuwał ciało wzdłuż motocykla, by złapać odpowiedni balans. Uczył się tego z fotografii przedstawiających żużlowców australijskich. Jego powojenne pojedynki z Miloslavem Spinką i Janem Lucakiem obrosły w legendy.

Później plocha draha przeniosła się z Koszyc do Bratysławy.

Tak, ale tam speedway nigdy nie miał szczęścia. Przez wiele lat problemem był brak typowo żużlowego stadionu. Pierwsze zawody organizowano w latach 1948 - 1951 na Slodobie. To był przede wszystkim teren wystawowy, gdzie hodowcy pokazywali bydło na sprzedaż, ale odbywały się też zawody parkuru no i pionierskie wyścigi żużlowe.

Prawdopodobnie jedyne zdjęcie z zawodów na torze Slodob zachowało się w archiwum Agencji Prasowej Republiki Słowackiej. Jest opatrzone datą 1948, więc z programu wynika, iż zawodnikiem powinien być Vaclav Kinzl na motocyklu JAP 350.
Prawdopodobnie jedyne zdjęcie z zawodów na torze Slodob zachowało się w archiwum Agencji Prasowej Republiki Słowackiej. Jest opatrzone datą 1948, więc z programu wynika, iż zawodnikiem powinien być Vaclav Kinzl na motocyklu JAP 350.

I to był pierwszy z obiektów na których jeżdżono w Bratysławie. Ale w sumie były trzy?

Nie licząc zawodów zimowych na zamarzniętym Dunaju - tak. Później przez jakiś czas ścigano się na stadionie Iskry Dimitrov, ale ja nigdy tam nie byłem. W ogóle o tym etapie w dziejach bratysławskiego żużla wiadomo niewiele.

Zawody na zamarzniętym Dunaju cieszyły się sporą popularnością. Tu, w 1950 roku, zgromadziło się osiem tysięcy widzów.
Zawody na zamarzniętym Dunaju cieszyły się sporą popularnością. Tu, w 1950 roku, zgromadziło się osiem tysięcy widzów.
Zawody na Dimitrovce to zapomniana karta w historii słowackiego speedwaya.
Zawody na Dimitrovce to zapomniana karta w historii słowackiego speedwaya.
Zachowało się dosłownie kilka zdjęć...
Zachowało się dosłownie kilka zdjęć...

A trzeci stadion?

Trzecim obiektem był stadion piłkarski drużyny Rapidu, który mieścił się w dzielnicy Ruzinov. Tam żużlowcy własnymi rękami wybudowali tor, dookoła boiska piłkarskiego. Prace zostały ukończone w 1966 roku, a ścigano się przez dwa lata. Stadion istnieje do dziś i - jeśli się dobrze przyjrzeć - wciąż widać zarys żużlowego owalu...

Trzeci stadion w Bratysławie nazywał się Prievoz. Zdjęcie wykonane w 1966 roku.
Trzeci stadion w Bratysławie nazywał się Prievoz. Zdjęcie wykonane w 1966 roku.
Podobny kadr, 50 lat później.
Podobny kadr, 50 lat później.

Speedway zniknął z Ruzinova po tym jak miejscowy zawodnik, Ladislav Molnar, zamiast na torze, zrobił sobie trening na murawie. Prawda to, czy legenda?

Ha, a któż to dzisiaj może wiedzieć? Mogło tak być. Ale fakty są takie, że kurz, pył i hałas nie pomagały w rozwoju żużla na obiektach piłkarskich. Nie tylko na tym.

Czytałem, że zawody na stadionie Rapidu ciągnęły się godzinami i obfitowały w upadki.

Bo ten tor był długi i bardzo wąski, on miał bodajże osiem metrów szerokości. Nie było innej opcji: z jednej strony murawa, z drugiej trybuny. To nie był obiekt typowo żużlowy. Rzeczywiście, był niebezpieczny, zwłaszcza że bandy były... betonowe. To też nie wróżyło mu dobrze.

Szerokość toru: 8 metrów. A bandy z betonu...
Szerokość toru: 8 metrów. A bandy z betonu...

Mimo kłopotów jakie miała Bratysława, plocha draha na Słowacji kwitła. Lata pięćdziesiąte i sześćdziesiąte to był wasz najlepszy czas?

Bez dwóch zdań. Ścigano się w Bratysławie, w Popradzie, w Bańskiej Bystrzycy, a w 1952 roku zawody odbyły się nawet na torze trawiastym w Pieszczanach, prawdopodobnie w miejscu, gdzie dziś jest miejskie kąpielisko. Rok później zainaugurowała działalność Żarnowica, choć nic nie wskazywało, że to właśnie ona zostanie mekką naszego speedwaya. Zawody odbywały się jeszcze w Partizańskich, całkiem niedaleko od Żarnowicy, gdzie w czynie społecznym zbudowano czterystumetrowy tor.

Poprad, sezon 1963 Od lewej: Vojtech Mihálik, Karol Kubela, Ivan Dedina.
Poprad, sezon 1963 Od lewej: Vojtech Mihálik, Karol Kubela, Ivan Dedina.
Vojtech Mihálik na torze w Poparadzie.
Vojtech Mihálik na torze w Poparadzie.

Czyn społeczny. Jak to dzisiaj brzmi...

Ale tak było! Wtedy w Żarnowicy mieliśmy krótką przerwę od żużla, a zapotrzebowanie było ogromne. Więc ludzie sami sobie zbudowali tor. Pierwsze zawody pojechały jesienią 1960, a rok później padł rekord frekwencji, bo przy okazji jednego z finałów indywidualnych mistrzostw Czechosłowacji przyszło 7000 ludzi. Przyszło to chyba właściwe słowo. To mała mieścina, komunikacja nie funkcjonowała jak dziś. Zebrać tylu ludzi naraz w jednym miejscu to było coś. Kibice z okolicznych miejscowości wychodzili już rano żeby dotrzeć na stadion. Nie każdy miał samochód, a kto miał, zabierał znajomych. Motocykle, furmanki - wszystko poszło w ruch. Żużel to było wydarzenie.

A jak powiem, że potem wszystko w Partizańskich odpłynęło w siną dal, to też będzie właściwe słowo, prawda?

Tak. Dosłownie tak było. Wiosną 1966 roku przyszła potężna powódź, która zalała całe miasteczko i stadion. To była prawdziwa katastrofa. Kiedy woda opadła, toru już... nie było. Zwyczajnie odpłynął. Nikt nie myślał o jego odbudowie, ludzie mieli poważniejsze problemy. Ale sam stadion, choć piłkarski, stoi w tym miejscu do dziś.

Parizańskie, początek lat '60. Publiczność zawsze liczyła kilka tysięcy.
Parizańskie, początek lat '60. Publiczność zawsze liczyła kilka tysięcy.

Niedługo później zamknięty zostaje prężny obiekt w Bańskiej Bystrzycy. Dlaczego?

Stadion został poddany przebudowie i modernizacji, w której nie uwzględniono budowy toru żużlowego.

Bańska Bystrzyca, pierwsza połowa lat '60.
Bańska Bystrzyca, pierwsza połowa lat '60.

To paradoksalnie był impuls do rozwoju klubu z Żarnowicy, prawda?

Z Bańskiej Bystrzycy, żeby móc kontynuować kariery, przeszli do nas świetni zawodnicy - Krc, Dedina, czy Mihalik. To dzięki nim wkrótce rozkwitły talenty miejscowych chłopców - Bartfaya, Cegledego. W ogóle w drugiej połowie lat '60 zaczynał się regres. Tory zamykano, zainteresowanie malało. Słowacki żużel zaczął koncentrować się wokół Żarnowicy.

Bańska Bystrzyca, Mistrzostwa Słowacji, początek lat '60.
Bańska Bystrzyca, Mistrzostwa Słowacji, początek lat '60.

Bo z wielu obiektów, tylko ten pozostawał czynny. Ale ludzie z Bratysławy nie ustawali w wysiłkach, żeby mieć swój stadion. Opowiesz o tym?

Widzisz, Bratysława nie miała toru, ale miała entuzjastów, miała zawodników. Tibor Klimits i Miroslav Rybansky - tych dwóch panów zbudowało tor na stadionie Rapidu o którym mówiliśmy, później się na nim ścigało, a kiedy ich stamtąd przegoniono, ani myśleli się poddać. Znaleźli nową lokalizację, w Brzecławiu.

Stadion w Brzecławiu znajdował się u stóp zamku. To zdjęcie wykonano z trybun, zza bandy.
Stadion w Brzecławiu znajdował się u stóp zamku. To zdjęcie wykonano z trybun, zza bandy.

I to jaką! Ten tor już istniał i był położony obłędnie, u stóp zamku. Z jednej strony średniowiecze, z drugiej speedway. Nie wiem, czy gdzieś jeszcze taka sytuacja miała miejsce. Ale sam tor podobno był mocno techniczny i... asfaltowy.

To w tamtych latach było zupełnie normalne. Na asfaltową nawierzchnię wysypywano żużel - tak wyglądała większość torów w Czechosłowacji. Bywało, że po kilku biegach tor się odsypywał a opony ślizgały się po asfalcie. Nie wiedziałeś o tym?

Asfalt niemal prześwituje spod kilku centymetrów klasycznego żużla.
Asfalt niemal prześwituje spod kilku centymetrów klasycznego żużla.

Nie... Skupiałem się na romantycznych aspektach (śmiech).

A praktyczne były takie, że ten tor pod zamkiem był mocnym handicapem gospodarzy. Ale nie był torem docelowym. Cały czas trwały poszukiwania obiektu w pobliżu Bratysławy, który będzie od początku do końca żużlowy.

Brzecław miał swój klimat! Park maszyn usytuowano na terenie kompleksu domków letniskowych, które znajdowały się... na stadionie.
Brzecław miał swój klimat! Park maszyn usytuowano na terenie kompleksu domków letniskowych, które znajdowały się... na stadionie.

I tak plocha draha trafiła do Zohoru, 30 kilometrów od centrum Bratysławy. Ale przeszczep się nie przyjął. Skąd pomysł, żeby spróbować akurat tam?

Nie wiem. Może dlatego, że tam udało się znaleźć obiekt i dostać pozwolenie na budowę?

Budowa toru w Zohor, 1973.
Budowa toru w Zohor, 1973.

Słaba lokalizacja. Przecież to było w centrum miejscowości. Więc może dlatego, że z Lozorno, w którym mieszkał lokalny entuzjasta i żużlowiec, Ladislav Elias, można było dojechać na stadion w pół godziny rowerem? On tak, zdaje się, jeździł.

Już się nie dowiemy. Ale tak, Laco był zwariowany na punkcie wyścigów. Był wielkim entuzjastą budowy toru właśnie w Zohorze i sam brał w niej czynny udział. Później był wyróżniającym się zawodnikiem. A na końcu, na tym swoim ukochanym, wymarzonym torze zginął.

Ladislav Elias buduje swój ukochany tor. Za dwa lata, dokładnie w tym miejscu, straci panowanie nad motocyklem i zginie w wyniku obrażeń...
Ladislav Elias buduje swój ukochany tor. Za dwa lata, dokładnie w tym miejscu, straci panowanie nad motocyklem i zginie w wyniku obrażeń...

Największa tragedia w dziejach słowackiego speedwaya, jedyny śmiertelny wypadek.

Tak... To było dwa lata po otwarciu stadionu. Piękny, majowy dzień 1975 roku. Zorganizowano otwarty, bezpłatny trening dla zawodników, którzy mieli przygotować się do rundy indywidualnych mistrzostw Czechosłowacji. Przyjechali chłopcy z Brezolup, Koprzywnicy, Brzecławia... I miejscowi, a wśród nich ten, za sprawą którego ów trening doszedł do skutku. Bo trzeba wiedzieć jedną rzecz - Laco to nie był tylko żużlowiec, to był propagator tego sportu, organizator, budowniczy. Gość od wszystkiego.

Wysoki, pełen życia brunet i nieodłączna chusta w grochy...
Wysoki, pełen życia brunet i nieodłączna chusta w grochy...


W biegu w którym zginął, był na prowadzeniu. Co się stało?

Wygrał start zdecydowanie, jechał daleko z przodu. Na drugim wirażu drugiego okrążenia nagle podniosło mu przednie koło. Nie opanował motocykla, upadł i po chwili uderzył głową w metalową barierkę okalającą tor. To był szybki obiekt, w momencie upadku jechał z prędkością ponad 100km/h. W wyniku uderzenia kask spadł mu z głowy, leżał cały we krwi... Widok był makabryczny.

Laco na trzecim stopniu podium mistrzostw Słowacji.
Laco na trzecim stopniu podium mistrzostw Słowacji.

Wszystko na oczach żony, prawda?

Tak. Janka zaraz po upadku była przy nim na torze, a potem w karetce, w drodze do szpitala w Bratysławie.

Trening przerwano, a pod szpitalem wkrótce znaleźli się także koledzy z toru, o czym wspominał uczestnik tych wydarzeń i przyjaciel Laca, Jozef Toth.

Nikogo nie wpuszczono do środka. Elias leżał na neurochirurgii, pod najlepszą możliwą opieką. Lekarze powiedzieli rodzinie wprost - obrażenia mózgu są gigantyczne, śmierć może być wybawieniem. I ona przyszła, trzy godziny po północy i 10 dni po 29 urodzinach Laca.

Ladislav Elias 15.05.1946 - 25.05.1975
Ladislav Elias 15.05.1946 - 25.05.1975

Głupio mi zadać to pytanie, ale... To był tylko jego błąd, prawda?

Zwykły błąd, jakaś chwila nieuwagi, dekoncentracji. Nikt go nie atakował, nie było żadnej dziury, nawierzchnia była przygotowana perfekcyjnie. Służby medyczne, karetka, lekarze - wszystko na miejscu, opieka w Bratysławie była najlepszą z możliwych.

Jaki był tak naprawdę? Na starych zdjęciach widać wysokiego, uśmiechniętego, przystojnego bruneta. We wspomnieniach został zapamiętany jako życzliwy, serdeczny chłopak. To legendy jakie narosły przez te wszystkie lata, czy rzeczywiście taki był?

Ja, z oczywistych względów, nie wiem. Ale każdy kogo pytałem, każdy, mówił to samo: dusza człowiek! Te zdjęcia na których się uśmiecha, to nie przypadek. Był pozytywny, charyzmatyczny, wszędzie go było pełno. I miał jeszcze jedną cechę, był cholernie pracowity. W tamtych czasach to nie było takie oczywiste. Szanowano go. Jeździł w charakterystycznej chustce w grochy, a ponieważ miał aż 185cm wzrostu, był nie do pomylenia. Szczery, normalny chłop, z dużym urokiem osobistym i poczuciem humoru.

A na torze?

Tak jak w życiu - pracowity ponad miarę. Zaczynał w 1970 roku w Brzecławiu jako zawodnik Bratysławy. Od 1973, czyli od momentu oddania do użytku toru, który sam budował, był zawodnikiem AMK Zohor. Trzykrotnie stał na najniższym podium w mistrzostwach Słowacji. Miał talent do majsterkowania, umiał pracować przy motocyklach, zawsze miał nienagannie przygotowany sprzęt. A ścigał się oczywiście na ESO i Jawie.

Jego brat też ścigał się na żużlu.

W tym nieszczęsnym roku 1975 został mistrzem Czechosłowacji juniorów, pokonując m.in. Vaculika... Karierę skończył pięć lat później.

Ostatnie zawody z cyklu Mistrzostw Czechosłowacji Juniorów, Koprzywnica, lipiec 1975. Stoją od lewej: Lubomir Volín, Zdeno Vaculík, Stefan Eliáš.
Ostatnie zawody z cyklu Mistrzostw Czechosłowacji Juniorów, Koprzywnica, lipiec 1975. Stoją od lewej: Lubomir Volín, Zdeno Vaculík, Stefan Eliáš.

Śmierć Ladislava nie wyczerpała ogromu niefarta, jaki pisany był jego rodzinie. Na żużlowe owale wyjechał jego syn, Ladislav junior.

I w wieku 21 lat złamał kręgosłup. Do dziś porusza się na wózku inwalidzkim.

Niewiarygodne ile cierpienia spadło na jedną rodzinę. A jeszcze bardziej, że ta historia pozostała tak zapomniana. Gdyby nie memoriał, który organizuje Twój klub, nikt by już nic nie kojarzył.

Tak, corocznie w Żarnowicy organizujemy memoriał Ladislava Eliasa. Zwycięzcą zostaje ten, który zdobędzie najwięcej punktów w rundzie zasadniczej mistrzostw Słowacji. Często na stadionie zasiada jego rodzina. A jeszcze wcześniej, kiedy istniał tor w Zohorze, rok do roku organizowano specjalny turniej memoriałowy. Na Słowacji ta historia nie została zapomniana i nie pozwolimy, żeby tak się stało.

Ale wracając do Zohoru, tam żużel się nie przyjął. Nie było wyników, zainteresowanie malało z roku na rok. Entuzjazm Eliasa odszedł razem z nim?

W tym pamiętnym 1975 roku z pracy w klubie wycofali się panowie Rybansky i Klimts. Oni zaprojektowali i wybudowali tor od podstaw, byli mózgiem całego przedsięwzięcia. I oni przez pierwsze dwa lata odpowiadali za AMK Zohor od początku do końca. Pod ich nadzorem klub funkcjonował jak należy i miał dobre perspektywy. Niestety, nieporozumienia z lokalnymi władzami zmusiły obu do odejścia. To byli profesjonaliści, zaangażowani w pełni i oczekujący tego samego. A gdy trafili na bylejakość i podejście na zasadzie „jakoś to będzie”, powiedzieli, że będzie, ale bez nich.

Program meczu towarzyskiego Bratysława – Katowice z 1973 roku. Tak naprawdę pod nazwą "Bratysława" rozumiano reprezentację Słowacji.
Program meczu towarzyskiego Bratysława – Katowice z 1973 roku. Tak naprawdę pod nazwą "Bratysława" rozumiano reprezentację Słowacji.

Było przez dziesięć lat, bo żużel finalnie zniknął z Zohoru po sezonie 1985.

Z roku na rok było coraz gorzej. Nie było wyników, pieniądze na klub w jakiś dziwny sposób rozpływały się w powietrzu, nie było sprzętu, wdarło się ogólne zniechęcenie. Z każdym rokiem to lokalna drużyna piłkarska zyskiwała na znaczeniu, a okoliczni mieszkańcy, których przybywało, skarżyli się na hałas i godziny organizacji treningów. Gdy przyszło co do czego, o plochą drahę nie miał kto zawalczyć. Nasz sport w ciszy i bez większego poruszenia zniknął przed sezonem 1986.

Zohor w latach świetności.
Zohor w latach świetności.
Bliskość budynków mieszkalnych nie pomagała w rozwoju żużla.
Bliskość budynków mieszkalnych nie pomagała w rozwoju żużla.

Na obiekcie wciąż grali piłkarze, ale infrastruktura żużlowa pozostała i niszczała w najlepsze. Nikt nie mógł przypuszczać, że to jeszcze nie koniec.

No bo to nie był koniec. Last dance zatańczono w 1992 roku.

A dyrygowali bracia Visvader. Dlaczego właśnie wtedy i jak do tego doszło?

To były takie pokazowe zawody, jakie bracia Roman i Dusan Visvaderowie zorganizowali dla najmłodszego z klanu, Vladimira. On w tamtych latach zaczynał prawdziwe ściganie i odnosił pierwsze sukcesy. Chcieli mu pomóc zaistnieć, wypromować się. No i na pewno chcieli przypomnieć mieszkańcom, że był tu kiedyś taki sport...

Zohor, 1992. Vladimir i Roman Visvaderowie.
Zohor, 1992. Vladimir i Roman Visvaderowie.

Od początku było wiadomo, że to łabędzi śpiew? Nie było planów powrotu na stałe?

Raczej nie. Tor był nieregulaminowy, banda nie spełniała wymogów, a dookoła rosły chaszcze, które bracia skosili na dwa dni przed wyścigami. W trakcie zawodów rozsypała się maszyna startowa i chłopacy startowali na chorągiewkę... Ale wiesz, to był ostatni rok istnienia Czechosłowacji i wszyscy czuli, że idzie nowe. Wkrótce miały powstać dwa kraje, dwie federacje, więc póki co można było przymknąć oko na prowizorkę, z pełną świadomością braku konsekwencji.

Zohor - reaktywacja, rok 1992.
Zohor - reaktywacja, rok 1992.

Skład udało się skompletować, chociaż tego dnia jechała czeska ekstraliga.

Nie było kłopotów z zebraniem chętnych. Listę startową uzupełnili Austriacy i Niemiec. Wygrał nieuchwytny tego dnia Tony Svab, a Vlado był drugi. Potem z dumą chwalił się programem zawodów w koszarach...

To on pojechał w tych zawodach na przepustce z wojska?

Tak było. Wtedy jeszcze odbywał obowiązkową służbę wojskową. Trenował i startował na przepustkach.

Stara gwardia nie rdzewieje. Od lewej: Stefan Elias, Pavol Tonhauzer, Jozef Toth i Martin Buri.
Stara gwardia nie rdzewieje. Od lewej: Stefan Elias, Pavol Tonhauzer, Jozef Toth i Martin Buri.

Najmłodszy Visvader to w ogóle fascynująca postać. Kiedy był nastolatkiem ponoć... panicznie bał się motocykli.

On się w ogóle trochę spóźnił na własną karierę. Kiedy bracia się ścigali, wycinał artykuły z gazet i zbierał programy. Motocykli rzeczywiście się bał i tak naprawdę zaczął trenować, kiedy... zamknięto mu stadion pod nosem. Ale jak już złapał bakcyla, to na całego. Żeby móc jeździć, przeprowadził się z Zohor do Żarnowicy, do rodziny. Tam wcielono go do wojska, ale miał szczęście, bo trafił do jednostki w Pardubicach, gdzie pozwolono mu trenować. Tylko kiedy wyszedł z wojska, Czechosłowacji już nie było i ligi w Żarnowicy też nie.

Heh... To dlatego określał się mianem ostatniego czechosłowackiego żużlowca.

Słowak, uczący się rzemiosła w Czechosłowacji, jeżdżący dla czeskich klubów, raz ze słowacką, innym razem z czeską licencją. I mieszkający przez lata w Czechach. Taki tygiel. Strasznie odważny to był zawodnik, nie był technicznym wirtuozem, ale kochaliśmy go za ambicję i momentami przesadną brawurę.

Vladimir Visvader oficjalnie zjechał z żużlowych owali w 2012 roku.
Vladimir Visvader oficjalnie zjechał z żużlowych owali w 2012 roku.

Tymczasem blisko ćwierć wieku po ostatnich zawodach, obiekt w Zohor przebudowano i po tamtejszym eksperymencie nie ma śladu. No, prawie nie ma, bo zarys łuków i prostej startowej wciąż można wypatrzyć.

Bodajże w 2015 roku rozpoczęto proces rewitalizacji stadionu i zlikwidowano nawierzchnię, bandy, trybuny... Powstało lodowisko, ale pozostało boisko do piłki. No i wspomnienia.

Zohor dziś...
Zohor dziś...
...i w czasach świetności.
...i w czasach świetności.

Dobra, zbierzmy to do kupy. Dwa tory w Koszycach, trzy w Bratysławie – to razem pięć. Poprad, Bańska Bystrzyca, Partizańskie, Pieszczany, Zohor no i oczywiście Żarnowica. Mieliście jedenaście żużlowych aren!

Jeszcze Spiska Nowa Wieś.

Nie ściemniasz coś czasem? Z tą lokalizacją nigdy się nie spotkałem.

Bo to ja robiłem magistrat z historii słowackiej plochej drahy (śmiech)! Poważnie, tam też były zawody, w 1938 roku. Jedne, jedyne, ale były. Kiedyś obiecałem sobie napisać książkę o tym wszystkim. Kiedy to było... dziesięć lat temu? Skończyło się na magisterce. Ale materiałów mam na encyklopedię, tylko czasu wieczny brak.

Perełki z archiwum Martina kryją się również na fotografiach. Tutaj zdjęcie chłopaków po zawodach w Brezolupach. Od lewej: Godava, Oravec, Bartfay Vojtech, Dedina.
Perełki z archiwum Martina kryją się również na fotografiach. Tutaj zdjęcie chłopaków po zawodach w Brezolupach. Od lewej: Godava, Oravec, Bartfay Vojtech, Dedina.

Jak znajdowałeś takie perełki?

Długa historia. Za dzieciaka uczyłem się na pamięć z pięknych programów, które pisał na zawody w Żarnowicy pan Trescak. Słuchałem jego opowieści. Sporo rozmawiałem z Antoninem Skachem, który prowadzi czeski portal żużlowy speedwaya-z. Dzięki nim, wiedziałem gdzie szukać informacji. No a potem studiowałem w Rużomberku na uniwersytecie. I jako student zjeździłem słowackie archiwa i biblioteki. Zabierałem pana Trescaka i kopaliśmy. Rok w rok spędzaliśmy całe dnie w bibliotece narodowej w Bratysławie. Ale na informacje o Popradzie i właśnie o Spiskiej Nowej Wsi natknęliśmy się w archiwach w Lewoczy.

1970. Ludovit Bartfay właśnie został mistrzem Słowacji. Mężczyzna odwrócony tyłem i trzymający kierownicę to pan Trescak, świadek najważniejszych wydarzeń słowackiej plochej drahy i mentor Martina. Z drugiej strony kierownicę trzyma ojciec zwycięzcy.
1970. Ludovit Bartfay właśnie został mistrzem Słowacji. Mężczyzna odwrócony tyłem i trzymający kierownicę to pan Trescak, świadek najważniejszych wydarzeń słowackiej plochej drahy i mentor Martina. Z drugiej strony kierownicę trzyma ojciec zwycięzcy.

I co wiadomo o tym epizodzie?

Z archiwów wynika, że wybudowano nowy stadion i odbyły się pokazowe zawody żużlowe. Później ścigano się na nim na rowerach, a potem przyszła wojna. Przekopałem archiwum filmowe z tego okresu, ale nic się nie zachowało, poza tą jedną informacją.

Czyli było dwanaście obiektów na których się ścigano w Słowacji! A my mamy w świadomości tylko Żarnowicę.

Brzecławia nie wymieniłeś.

Brzecław leży w Czechach.

Brzecław leży w południowych morawach!

Aktualnie na terytorium Republiki Czeskiej.

Ale kto wtedy mógł w ogóle myśleć o rozpadzie Czechosłowacji?! Przecież tam zawody organizował klub z Bratysławy, a to chyba jest na Słowacji, co?

Dobra. Zaliczam Ci to za pół punktu. To 12,5 lokalizacji!

Niech będzie. I tak sporo, prawda?

Brzecław, przed zawodami. Po lewej w jasnej koszulce Vladimir Cegledy, który opiera się o nogi Vojtecha Bartfaya (starszy z rodzeństwa), obok w skórach Zelina i Pavol Krc.
Brzecław, przed zawodami. Po lewej w jasnej koszulce Vladimir Cegledy, który opiera się o nogi Vojtecha Bartfaya (starszy z rodzeństwa), obok w skórach Zelina i Pavol Krc.

No to dochodzimy do tej najważniejszej dla Ciebie – Żarnowicy. W 1953 roku powstaje stadion żużlowy.

Stadion to jeszcze nie. Początkowo tylko tor. I nie było łatwo go zbudować, bo w tym miejscu były bagna i tereny podmokłe, które w zimie służyły za naturalne lodowisko. Ale wybudowano tor, który pierwotnie miał 427 metrów długości i mieścił wewnątrz bieżnię lekkoatletyczną i boisko do piłki.

1953 - budowa toru w Żarnowicy.
1953 - budowa toru w Żarnowicy.

Ostatni taki zachował się w Koprzywnicy, niedaleko.

Dokładnie tak wyglądał nasz pierwszy tor. Początkowo trybuna była drewniana i mogła pomieścić 400 widzów, znajdowała się na linii startu. Poza tym na pierwszym łuku był wał i za przeciwległą prostą prowizoryczny park maszyn. To wszystko.

Tak wyglądał pierwszy żarnowicki park maszyn.
Tak wyglądał pierwszy żarnowicki park maszyn.
Pierwsze zawody na torze w Żarnowicy. Start do biegu nr 9.
Pierwsze zawody na torze w Żarnowicy. Start do biegu nr 9.

Ile mieszkańców liczyło wtedy miasteczko?

Trzy tysiące.

A ile przyszło na pierwsze zawody?

Trzy tysiące. Chyba byli wszyscy (śmiech).

Od jakich zawodów ta historia zaczęła się pisać?

Od Srebrnego Kasku Powstania Słowackiego. Ale prawdziwe szaleństwo miało dopiero nadejść. W 1957 roku zorganizowano pierwsze zawody międzynarodowe. W tamtym sezonie to był chwilowo jedyny czynny słowacki tor. Przyjechały gwiazdy, z Danem Forsbergiem na czele.

To wtedy padł rekord frekwencji?

Tak, dwadzieścia tysięcy osób! Wyobrażasz to sobie? Trybuna na czterystu ludzi, a tu dwadzieścia tysięcy! Nigdy później nie mieliśmy już takiej widowni.

Maj 1957 - rekord frekwencji, 20.000 ludzi na stadionie z miejscami siedzącymi dla 400...
Maj 1957 - rekord frekwencji, 20.000 ludzi na stadionie z miejscami siedzącymi dla 400...

Więc jak to możliwe, że rok później stadion zostaje zamknięty na 3 lata?!

W maju 1958 roku odbył się drugi turniej w obsadzie międzynarodowej. Przyszło osiemnaście tysięcy widzów, był potworny upał. Szybko skończyła się butelkowana woda, więc ludzie pobiegli do pobliskiej studni, żeby gasić pragnienie. Szkopuł w tym, że woda ze studni była zatruta. Dzień później na stadionie mecz grali piłkarze i sytuacja się powtórzyła. W dwie doby tysiące ludzi zakaziło się tyfusem, ale wtedy nikt jeszcze nie miał pojęcia jak do tego doszło, przyczyn szukano wszędzie. To już nie były żarty, tylko poważna epidemia na skalę kraju. Stadion zamknięto do wyjaśnienia. To mógł być koniec żużlowej przygody.

Ktoś zmarł?

Nie ma na ten temat potwierdzonych informacji. Ale musiały minąć trzy lata, zanim władza zgodziła się na powrót sportu.

Żużel wrócił w 1962 roku, a wraz z nim wielkie nazwiska.

Samorodow, Trofimow, Plechanow – największe gwiazdy światowego formatu przyjeżdżały na zwody indywidualne.

A kiedy drużyna wystartowała w lidze?

Wkrótce po tym jak zlikwidowano żużel w Bańskiej Bystrzycy w 1967 roku i tamtejsi zawodnicy przenieśli się do nas. Przyszli Krc, Dedina, Mihalik, a od nich uczyli się młodzi lokalni chłopcy, bracia Bartfay, czy Vladimir Cegledy. Pierwszy mecz wprawdzie przegraliśmy jednym punktem z Bratysławą, ale później było już tylko lepiej. W tamtych latach nie było jeszcze toru w Zohor, a wszystkie pozostałe na Słowacji już zniknęły.

Rok 1963, wkrótce tor w Bańskiej Bystrzycy przejdzie do historii... A do Żarnowicy przejdą m.in. Ivan Dedina (9), Vojtech Mihálik (10). Z numerem 11 Miroslav Rybanský - zawodnik z Bratysławy i budowniczy torów Prievoz i Zohor.
Rok 1963, wkrótce tor w Bańskiej Bystrzycy przejdzie do historii... A do Żarnowicy przejdą m.in. Ivan Dedina (9), Vojtech Mihálik (10). Z numerem 11 Miroslav Rybanský - zawodnik z Bratysławy i budowniczy torów Prievoz i Zohor.

Lokalni zawodnicy zaczęli się wyróżniać na mapie Czechosłowacji. Tytuł mistrza Słowacji zdobył 19 letni Bartfay, potem na przemian triumfowali Jan Danihel i Jan Daniel. Ty wiesz, że ja do czasu jak zacząłem się przygotowywać do wywiadu z Tobą, myślałem że to chochlik drukarski, literówka? Dwóch zawodników skompresowałem sobie do jednego.

To zabawne, ale to dwóch różnych gości. Jan Danihel i Jan Daniel we dwójkę byli naszymi najlepszymi zawodnikami, w tym samym czasie. Obaj zgarnęli trochę pucharów, a ten bez „h” w nazwisku po podziale kraju przez lata był u nas człowiekiem od wszystkiego, aktualnie trenerem. Jakbyś go zapytał o największy sukces, to pewnie powiedziałby, że nie awans do eliminacji mistrzostw świata w 1973 roku, tylko zwycięstwo w zawodach oldboyów kilka lat temu. Bo dokopał wszystkim starym znajomkom naraz i to z brzuszkiem na ramie (śmiech).

Jan Daniel
Jan Daniel
Jan Danihel
Jan Danihel

W połowie lat '70 w nazwie klubu pojawia się tajemnicza „Preglejka”. Wraz z nią największe sukcesy. Czym była Preglejka?

Słowacja to niekończący się las, a Preglejka to była firma państwowa, zajmująca się wyrębem lasu i produkcją wszystkiego, co dało się z drewna wyprodukować. Wtedy prosperowała świetnie, rozbudowywała się, zatrudniała trzy tysiące ludzi, a cała Żarnowica miała cztery... W Preglejce pracowało dużo Polaków, kuszonych dobrymi warunkami - stąd mamy tu do dziś sporo mieszanych małżeństw. Jako ciekawostkę dodam, że zatrudniano też wielu Wietnamczyków, uciekających z ojczyzny z powodu wojny. Małe miasteczko zrobiło się prawdziwym kulturowym tyglem, na czym wszyscy skorzystaliśmy. No a dziś... Dziś możesz zobaczyć ruiny tej dawnej świetności na północy miasteczka. Smutny widok.

Preglejka Żarnowica, 1977: Jan Daniel, Jan Danihel, Jaroslav Danko, Jozef Lacko, Milan Cernek.
Preglejka Żarnowica, 1977: Jan Daniel, Jan Danihel, Jaroslav Danko, Jozef Lacko, Milan Cernek.

W jaki sposób udało się pozyskać takiego mecenasa w tamtych latach? Przecież to wszystko inaczej funkcjonowało...

Dyrektorem zrobiono człowieka z nadania, który nie był stąd. Nazywał się Milan Sovcik i do 1974 roku nie wiedział o istnieniu plochej drahy. Przypadkiem przydzielono mu szofera - fanatyka żużla. Kiedy panowie się polubili, kierowca zabrał szefa na stadion. Ten złapał przynętę i natychmiast został kibicem, a że dyrektorem był bardzo ogarniętym, zaczął snuć ambitne plany. Rok później stał już u sterów klubu, a niebawem został burmistrzem Żarnowicy.

Milan Sovcik, człowiek przywieziony w teczce przez władze, okazał się bardzo sprawnym managerem. To za jago kadencji, Preglejka Żarnowica odnosiła największe sukcesy. Był prezesem aż do 2001 roku!
Milan Sovcik, człowiek przywieziony w teczce przez władze, okazał się bardzo sprawnym managerem. To za jago kadencji, Preglejka Żarnowica odnosiła największe sukcesy. Był prezesem aż do 2001 roku!

Dzięki niemu, pod koniec lat '70, drużyna odnosiła sukcesy w drugiej lidze, a stadion zmienił się nie do poznania.

Tak, wtedy obiekt zaczął nabierać kształtu, jaki ma do dziś. Wszystko za sprawą rundy eliminacyjnej mistrzostw świata, której organizację przyznano nam na sezon 1979. Żeby do niej doszło, trzeba było przebudować tor. Skrócono go do maksymalnej przepisowej długości 400 metrów, jednocześnie znacznie poszerzając. Nawierzchnię wymieniono z klasycznego żużla na jasny dolomit, zamontowano nowoczesne bandy, dokończono budowę trybuny głównej na prostej startowej. Tak na marginesie - te bandy były tak porządne, że rozpadły się dopiero dziesięć lat temu, po zawodach autoslide.

A propos trybuny. Ta na przeciwległej prostej to też jakiś dziwoląg. Pojawia się jako szkielet na zdjęciach z '85 roku i straszy latami. Kiedy oddano ją do użytku?

Haha, słynny socjalistyczny szkielet! Miała być gotowa na nasz ekstraligowy sezon 1985, ale powstał tylko ów szkielet, który straszył dziesięć lat. Pierwsi kibice weszli tam dopiero w 1994 roku, chociaż wcale nie powinni, bo to była samowola budowlana według prawa. Myślisz, że w jakimś innym kraju byłoby to możliwe? Gdyby to się zawaliło... My oficjalnie uzyskaliśmy jej odbiór w 2019 roku, czyli przez 25 lat... Jakby to powiedzieć? Była, ale jej nie było (śmiech).

Na tym zdjęciu znajduje się tylko Jan Daniel i młodziutki Janek Halabrin, prawdopodobnie jest rok 2005. Trybuny po lewej... nie ma. Przynajmniej oficjalnie, choć od 10 lat korzystają z niej kibice. Legalnie będzie za kolejne kilkanaście lat..
Na tym zdjęciu znajduje się tylko Jan Daniel i młodziutki Janek Halabrin, prawdopodobnie jest rok 2005. Trybuny po lewej... nie ma. Przynajmniej oficjalnie, choć od 10 lat korzystają z niej kibice. Legalnie będzie za kolejne kilkanaście lat..

Uwielbiam twoje anegdotki! Ale wróćmy do lat '70, bo wtedy zespół Preglejki zaczynał się liczyć w czechosłowackim żużlu.

Najpierw, w 1976 roku, wygraliśmy pierwszą ligę. Liderami byli Jan Daniel, nie mylić z Janem Danihelem i Jan Danihel, nie mylić z Janem Danielem. To był dobry czas, był Zohor, byliśmy my. Słowacja miała około dwudziestu zawodników. Na naszym torze organizowaliśmy blisko dziesięć imprez w sezonie. W tym te międzynarodowe.

Jan Daniel i Jan Danihel.
Jan Daniel i Jan Danihel.

Wisienką na torcie był awans do ekstraligi.

Historyczny sukces, wywalczony w sezonie 1984. Drużynę tworzyli lokalni chłopcy: Vaculik, Moravek, Tonhauser, Tomka, Jedek i obiecujący juniorzy - bracia Forgac. Chociaż romans z najwyższą ligą trwał tylko rok, to wstydu nie przynieśli. To w ogóle był słodko – gorzki sezon. Z jednej strony był awans i oddanie do użytku rozbudowanego parku maszyn, który niezmieniony stoi do dziś, z drugiej najgorszy wypadek w historii naszego toru. Podczas półfinału kontynentalnego Niemiec Gilgenreiner złamał kręgosłup i został przykuty do wózka inwalidzkiego.

W 1984 roku awans do ekstraklasy wywalczyli: Jan Daniel, Milan Sovcik (prezes) Zdeno Vaculik, Dusan Moravek, Jozef Belica, Pavol Kaliak, Pavol Tonhauzer, Milan Macko, Jozef Maruska.
W 1984 roku awans do ekstraklasy wywalczyli: Jan Daniel, Milan Sovcik (prezes) Zdeno Vaculik, Dusan Moravek, Jozef Belica, Pavol Kaliak, Pavol Tonhauzer, Milan Macko, Jozef Maruska.

Kolejny paradoks: najlepszy sezon w historii Preglejki, 1985, był jednocześnie ostatnim, w którym ścigano się w Zohorze.

I to był początek kryzysu słowackiego żużla. Skóry na kołek odwiesili prawie wszyscy tamtejsi zawodnicy, z braćmi Romanem i Dusanem Visvaderami na czele. Do nas przeniósł się tylko najmłodszy z nich - Vlado, a wraz z nim Anton Blusk i Ladislav Elias młodszy. Baza słowackich zawodników zaczęła się niepokojąco kurczyć. Udało się jeszcze wyszkolić braci Forgac i Jana Mesiarika – tego samego, który wznowił karierę w 2012 roku, będąc jednym z pierwszych moich zawodników. Ale piękny sen kończył się wraz z latami osiemdziesiątymi...

Gaspar Forgac miał charakterystyczną, dynamiczną sylwetkę.
Gaspar Forgac miał charakterystyczną, dynamiczną sylwetkę.

I to mi się właśnie nie zgadza. Czechosłowacja jeszcze była, na chłopski rozum powinno to wszystko rozpaść się kilka lat później, nie wiem, w 1993 roku?

Świat trząsł się już w posadach. Szło nowe, szły zmiany. Preglejka funkcjonowała jako przedsiębiorstwo socjalistyczne, coraz mniej rentownie, więc środki na żużel ograniczano. Zaczęło być biednie. Widząc brak perspektyw, kariery zakończyli starsi zawodnicy, autorzy największych klubowych sukcesów, z Vaculikiem na czele.

Zdeno Vaculik i Pavol Tonhauzer odwiesili kombinezony na kołek pod koniec lat '80. Zdjęcie robił właściciel motocykla, Dusan Moravek.
Zdeno Vaculik i Pavol Tonhauzer odwiesili kombinezony na kołek pod koniec lat '80. Zdjęcie robił właściciel motocykla, Dusan Moravek.

Chwila, przecież mieliście młode wilczki: Visvader, Forgac, Elias, Blusk, młody Tomka, młody Cegledy! I co się z nimi stało? Przecież z tych dzieciaków można było złożyć niezłą drużynę.

Życie. Jednych wyeliminowały kontuzję, inni poszli do wojska. A jak z niego wyszli, nie mieli do czego wracać. W Żarnowicy nic już na nich nie czekało. Wprawdzie w sezonie 1991 wystartowaliśmy jeszcze w lidze, ale to była drużyna łączona z Koprzywnicą, zawody rozgrywano na ich torze. Tylko Anton Blusk był Słowakiem w tej ekipie. Później liga zniknęła z naszego miasteczka na dwadzieścia lat i kto nie załapał się do czeskiego klubu, musiał dać sobie spokój z żużlem.

Lata '80, ekipa z Żarnowicy jedzie na zawody do Austrii. Wkrótce skończą się dobre czasy...
Lata '80, ekipa z Żarnowicy jedzie na zawody do Austrii. Wkrótce skończą się dobre czasy...

Jakimś dziwnym trafem do czeskich klubów łapali się najlepsi wasi zawodnicy, zaraz po odbyciu służby wojskowej. Jak to było z tą armią, to był sposób żeby kaperować wam najzdolniejszych wychowanków?

I tak i nie. Widzisz, w tamtych czasach każdy sportowiec musiał odbyć dwuletnią służbę. Skoro uprawiał sport, to był zdrowy, a skoro był zdrowy, musiał służyć. Proste. I teraz tak – jak był dobry, albo jak miał układy, to mógł trafić do jednostki w Pradze albo Pardubicach. Jak trafiał tam, to zwykle nie robiono przeszkód w treningach i zawodach. Były przepustki, urlopy, były sposoby żeby się rozwijać. Ale jak miał niefart, mógł trafić na dwa lata do koszarów w Koszycach i zapomnieć o sporcie.

Ale to przecież nie było jednoznaczne z tym, że nie mógł później wrócić do Żarnowicy?

Masz na myśli Forgaca i Visvadera? A do czego oni tu mieli wracać? Praga i Pardubice dawały im szansę na podtrzymanie kariery, u nas było już pozamiatane. Jeśli chcieli jeździć, to musieli tam.

Gaspar Forgac znany był także w Polsce, w sezonie 1990 miał podpisany kontrakt z Unią Tarnów. W 1987 roku odniósł swój największy sukces - 6 miejsce w finale IMŚJ.
Gaspar Forgac znany był także w Polsce, w sezonie 1990 miał podpisany kontrakt z Unią Tarnów. W 1987 roku odniósł swój największy sukces - 6 miejsce w finale IMŚJ.

A był ktoś, komu wojsko złamało karierę?

Oj, tak! Nasz największy talent, Ludovit Bartfay. Miał papiery na zawodnika wielkiej klasy. Naoczni świadkowie mówią, że później tylko Martin Vaculik przejawiał taką smykałkę do jazdy w lewo. Zaczął treningi pod okiem uznanych żużlowców, którzy przyszli do nas z Bańskiej Bystrzycy w 1967 i natychmiast stał się od nich lepszy. W 1970 roku, w wieku 19 lat, został mistrzem Słowacji i z dziecinną łatwością wygrywał biegi z najlepszymi w Czechosłowacji. Ale nie miał farta, on akurat trafił do wojska do Koszyc. Po wyjściu z armii znalazł sobie lepiej płatne zajęcie i na tor nie wrócił. Zajął się kamieniarstwem i tak rozwinął swoją firmę, że dziś jest jednym z naszych sponsorów.

Ludovit Bartfay - mistrz Słowacji na sezon 1970.
Ludovit Bartfay - mistrz Słowacji na sezon 1970.

Chyba byś wolał, żeby jednak zrobił karierę na miarę swojego talentu, co? Ale wróćmy do Żarnowicy. Lata '90 to początek agonii.

Nie tylko w speedwayu. To był ciężki czas dla malutkiego kraju, który uwalniał się od komunizmu i oddzielił od większej i bogatszej siostry – Republiki Czeskiej. Ilość zawodów spadła do jednego lub dwóch w sezonie. To już wyglądało bardzo źle.

Kariery próbowało kontynuować tylko dwóch słowackich zawodników: Forgac i Visvader.

A wcale nie, bo był jeszcze Andrej Niederland!

Nie odrobiłem lekcji.

Pochodził z Partizańskich, czyli miasteczka, gdzie dawno temu był żużel. Pod koniec lat '90 uparł się, że spróbuje i dojeżdżał na treningi 40 kilometrów w jedną stronę. O ile były jakieś treningi, bo wtedy u nas w zasadzie nie działo się nic, jak nie zorganizowałeś tego samemu. Naprawdę trzeba było iść pod prąd, żeby właśnie wtedy próbować się ścigać. A on był równie uparty co nieutalentowany. Ale był, i za to szacunek!

W tamtych latach ze słowacką licencją zaczęli ścigać się Czesi, m.in. Topinka i Gavenda. A z czeską jeździł Słowak - Visvader. O co tu chodziło?

To proste - nie chcieli brać udziału w czeskich eliminacjach do zawodów międzynarodowych, bo konkurencja była duża i można było odpaść. U nas z miejsca dostawali nominację, bo myśmy zawodników nie mieli. A federacja była szczęśliwa, bo oficjalnie miała kogo wystawić w zawodach. Wszyscy zadowoleni. No a Visi mieszkał w Czechach i kariery międzynarodowej już nie planował, więc tak mu było prościej.

W 1994 roku odbyły się pierwsze eliminacje mistrzostw świata w niepodległej Słowacji. Wygrał je, uznawany wtedy za wielki talent, Tomas Topinka z Czech. Później startował z licencją słowacką, ale nigdy nie zrobił kariery na miarę swoich możliwości.
W 1994 roku odbyły się pierwsze eliminacje mistrzostw świata w niepodległej Słowacji. Wygrał je, uznawany wtedy za wielki talent, Tomas Topinka z Czech. Później startował z licencją słowacką, ale nigdy nie zrobił kariery na miarę swoich możliwości.

I tak to się toczyło, aż do czasu jak Martin Vaculik podrósł na tyle, by wdrapać się na motocykl, już w nowym tysiącleciu. To chyba była ostatnia szansa żeby żużel przetrwał w Żarnowicy?

To dało cień szansy na wyjście z marazmu. Przy Vaculiku treningi zaczął Janek Halabrin i Rastislav Bandzi, trochę później Tomas Kis, bo najpierw musiał zarobić własny na sprzęt. Ciekawostka – trenował też ostatni wychowanek Zohoru, Lubos Durica, który szykował się do zawodów weteranów.

Kumple z podwórka. Chłopak po lewej to Miroslav Obrtlik, nie miał odwagi trenować, ale przez 10 lat pełnił funkcję kierownika startu. Z numerem 17 Ján Halabrin i jego mechanik Juraj Kováč. Na motocyklu Rudy Baniari, dziś mechanik Martina Vaculika. Tak naprawdę Rudy ma na imię Rudolf, ale nawet w programach zawsze figurował jako Rudy.
Kumple z podwórka. Chłopak po lewej to Miroslav Obrtlik, nie miał odwagi trenować, ale przez 10 lat pełnił funkcję kierownika startu. Z numerem 17 Ján Halabrin i jego mechanik Juraj Kováč. Na motocyklu Rudy Baniari, dziś mechanik Martina Vaculika. Tak naprawdę Rudy ma na imię Rudolf, ale nawet w programach zawsze figurował jako Rudy.

Vaculik podał wam tlen, podłączył trupa do respiratora, wskazał drogę, ale choroby nie uleczył. Stary klub i stare spojrzenie na sport nie miało racji bytu. Potrzeba było kilku świrów, takich jak Ty, żeby zacząć pisać tą historię na nowo. Wasza zaczyna się zimą 2010 roku, tu w kręgielni za rogiem.

Trzeba przedstawiać tego szesnastoletniego jegomościa?
Trzeba przedstawiać tego szesnastoletniego jegomościa?

Nie wiem, co ja mam powiedzieć... To pytanie było? (śmiech)

A ja wiem, do cholery! Że jesteś dumny, że zrobiliście kawał dobrej roboty, że - w mojej opinii - uratowaliście to miejsce na żużlowej mapie Europy.

Dziękuję. Ale nasza działalność to tylko fragment tej historii. Tylko fragment...

Milan Sovcik i Martin Buri. Dwóch prezesów, dwie epoki. Jedna, wielka pasja.
Milan Sovcik i Martin Buri. Dwóch prezesów, dwie epoki. Jedna, wielka pasja.

Zdjęcia wykorzystane w wywiadzie pochodzą z prywatnych zbiorów Martina Buriego. Zdjęcie nr 6 (z zawodów w Slodob) zachowało się w zbiorach TASR. Zdjęcie nr 16 pochodzi z materiału "V Partizánskom sa jazdilo bez bŕzd" na YouTube, a zdjęcia 31-32 z materiału "VLADO VISVADER SPEEDWAY - ZOHOR 1992", też na YouTube.

Zobacz także:
Paolo Salvatelli: Żużel jest niepodrabialny! Nawet jeśli już go prawie nie ma...
Paolo Salvatelli: Miłość do żużla jest trudna. Zwłaszcza, gdy jesteś włoskim samoukiem w latach osiemdziesiątych

Komentarze (2)
avatar
Maks2019
4.12.2022
Zgłoś do moderacji
0
0
Odpowiedz
Super tekst także często byłem z synem Krzysztofem , który takze reprezentował ten klub pozdrawiam z Leszna 
avatar
Kaźmirz Bendke
4.12.2022
Zgłoś do moderacji
2
0
Odpowiedz
wspaniały materiał ..cudowne fotki...BRAVO..