Żużel. To była droga i nieudana inwestycja Apatora

Kamil Marciniec jest jednym z kilkunastoosobowej grupy zawodników, którzy nie podpisali, bądź też nie ogłosili publicznie klubów, które będą reprezentować w przyszłym sezonie. Tarnowianin najpewniej rozstanie się z czarnym sportem.

Konrad Cinkowski
Konrad Cinkowski
Kamil Marciniec WP SportoweFakty / Julia Podlewska / Na zdjęciu: Kamil Marciniec
Kamil Marciniec swoją przygodę z żużlem rozpoczął w 2015 roku w Tarnowie. Jednak pierwsze kroki w czarnym sporcie stawiał nie w tamtejszej Unii, a w klubie UKS Jaskółki Tarnów.

Choć rodzice początkowo bali się o syna i nie byli zachwyceni pomysłem na uprawianie przez niego tak niebezpiecznego sportu, to ostatecznie dali mu zielone światło na żużel, a ten udowadniał, że drzemie w nim potencjał, który przy wsparciu takich mentorów może być kluczem do kolejnego zdolnego juniora w naszym kraju.

Z różnych przyczyn z czasem postanowił zmienić otoczenie i swoją pasję do czarnego sportu rozwijać dalej, ale już w akademii prowadzonej przez Janusza Kołodzieja. I to tam przygotowywał się do egzaminu na licencję żużlową przez niespełna dwa lata.

ZOBACZ WIDEO: Niespodziewany bohater Polaków na mundialu. "To przykład"
Licencja i debiut w lidze

I takowy zdał w maju 2017 roku, choć jako adept Speedway Wandy Kraków, co wynikało z umowy między Kołodziejem a krakowskim klubem. W lidze zadebiutował 30 lipca w... Tarnowie. W trzech biegach zdobył tylko punkt na swoim klubowym koledze, Piotrze Pióro. - "Jechał bardzo płynnie i na motocyklu wyglądał całkiem dobrze. Brakuje mu jeszcze jazdy w zawodach, ale jest dopiero u progu swojej kariery" - tak opisywał jego pierwszy występ nasz korespondent.

Długo na kolejną szansę nie musiał poczekać, bo niespełna tydzień później w Krakowie, kiedy Wanda gościła Orła Łódź, to młodzieżowiec dostał kolejną możliwość zaprezentowania się fanom. Zdobył dwa punkty, pokonując Jakuba Miśkowiaka i udowadniając, że ma papiery na jazdę. Miał nawet szansę dowieźć 5:1 w parze ze Mateuszem Szczepaniakiem, ale popełnił błąd i upadł.

Koniec sezonu spędził w Stali Rzeszów, gdzie trafił w ramach wypożyczenia. W 2017 roku znów zmienił otoczenie, bo związał się z KSM-em Krosno. I od początku wykazywał się dużymi możliwościami, co potwierdzało sześć punktów w meczu z ostrowską Ostrovią. Dobre wyniki zaowocowały ofertami z PGE Ekstraligi, a ostatecznie zdecydował się na Get Well Toruń.

- W przypadku tego transferu swoje trzy grosze wtrącili Janusz Kołodziej i Krzysztof Cegielski, do których mam pełne zaufanie. Oni rekomendowali rozwiązanie, na które się zdecydowaliśmy. Przyznam, że taka sugestia bardzo mi odpowiadała - powiedział wówczas menadżer Apatora, Jacek Frątczak w rozmowie z WP SportoweFakty.
Przygaszający talent

Kiełbasa, przychodząc do Apatora zdawał sobie sprawę, że od razu idzie na wypożyczenia, bo taka była ich umowa i tak też się stało. I wydaje się, że od tego momentu kariera zaczynała pikować w dół. W Toruniu chcieli na tych ruchach zyskać, by na PGE Ekstraligę mieć zawodnika doświadczonego i obytego z jazdą w lidze. Kluczowy miał być dla niego sezon 2020.

Ten rozpoczął niespodziewanie od zmiany nazwiska z Kiełbasa na Marciniec. I "nowe życie" sportowe było już dalekie od ideałów i tego, co było mu wróżone. Tym bardziej że spadek torunian do pierwszej ligi miał być dla zawodników do 21. roku życia atutem. Czternaście spotkań i występy w 38 biegach. W nich zaledwie 21 wyścigów i cztery bonusy, co dało średnią biegową 0,658 i... ostatnie miejsce w ligowych statystykach.

Jak na juniora, który miał być wyróżniającym się wśród rówieśników, to wynik daleki od zadowalających. Tylko raz minął linię mety na pierwszej pozycji, ale w Grodzie Kopernika dali mu drugą szansę.

Najlepsza żużlowa liga świata jednak jeszcze brutalniej zweryfikowała Marcińca. Słabe wyniki nie procentowały w okazałą liczbę biegów. Licznik zatrzymał się na dziewięciu biegach i... jednym punkcie z bonusem. Został wypożyczony do Cellfast Wilków Krosno na finałowy dwumecz eWinner 1. Ligi Żużlowej, ale i tam nie zainkasował żadnych punktów.

Sezon 2022 był dla niego ostatnim w gronie juniorów. Wrócił do pierwszej ligi, by w Zdunek Wybrzeżu Gdańsk zawalczyć o przyszłość. Nie udało się. Miewał lepsze wyścigi, ale tylko cztery takie, kiedy wygrywał. Średnia biegowa czwarta. Tylko że od końca.

Na kolejny rok nie znalazł nigdzie zatrudnienia, choć może się ścigać, zarówno w roli zawodnika U23, jak i U24. W teorii mógłby być wypełnieniem składów dla klubów z U24 Ekstraligi. Wszystko jednak wskazuje na to, że jego kariera dobiegła końca. Sam zainteresowany jednak na ten temat nie chce rozmawiać z mediami.

Czytaj także:
Mógł zostać gwiazdą UFC, ale rzucił sporty walki dla żużla
Piąty zawodnik świata dostał tylko jedną ofertę

KUP BILET NA 2024 ORLEN FIM Speedway Grand Prix of Poland - Warsaw -->>

Czy Kamil Marciniec powinien kontynuować karierę?

zagłosuj, jeśli chcesz zobaczyć wyniki

Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×
Sport na ×