Osobisty protest senatora w sprawie Rosjan. "Nie będę im klaskać"

Materiały prasowe / Materiały prasowe / Na zdjęciu: Władysław Komarnicki
Materiały prasowe / Materiały prasowe / Na zdjęciu: Władysław Komarnicki

Senator i były prezes Stali Gorzów Władysław Komarnicki opuści w przyszłym roku kilka meczów swojego ukochanego klubu. Doświadczony działacz nie zamierza brać udziału w wydarzeniach z udziałem Rosjan. - To mój osobisty protest - podkreśla.

Przypomnijmy, że Polski Związek Motorowy długo analizował sytuację przed podjęciem ostatecznej decyzji w sprawie Rosjan. W końcu postanowił, że w przyszłym roku do rozgrywek zostaną dopuszczeni ci, którzy mają także polskie paszporty. W tym gronie są Artiom Łaguta, Emil Sajfutdinow i Andriej Kudriaszow.

Nie wszyscy zgadzają się z takim stanowiskiem władz polskiego żużla. Wcześniej otwarcie skrytykował je były trener kadry Marek Cieślak. Podobne odczucia ma senator RP i były prezes klubu z Gorzowa Władysław Komarnicki, który kilka dni temu powiedział Przeglądowi Sportowemu, że nie zamierza chodzić na mecze z udziałem rosyjskich żużlowców. To oznacza, że nie pojawi się między innymi na stadionie im. Edwarda Jancarza, kiedy zespół Stanisława Chomskiego zmierzy się z For Nature Solutions Apatorem Toruń i Betard Spartą Wrocław. Senator nie wybierze się także na spotkania rewanżowe z udziałem tych zespołów.

- To mój osobisty protest. Moje emocje wynikają z kilku względów. Przede wszystkim urodziłem się na ziemi lwowskiej, która jest teraz częścią Ukrainy i miejscem napadu bandyty Putina. Mam tam wielu kuzynów i regularne relacje, co się tam dzieje. To przechodzi ludzkie pojęcie, żeby w XXI wieku mordować ludzi tak, jak robią to Rosjanie - mówi nam Komarnicki.

Były prezes dodaje, że każdy z Rosjan miał czas, by sprawie wojny w Ukrainie zachować się w odpowiedni sposób. - Wszyscy ci zawodnicy mieli wystarczająco dużo czasu, żeby wykonywać ruchy w kierunku Polski i by zerwać wszystkie związki ze swoją ojczyzną, która dopuszcza się teraz tych bandyckich aktów. Nie zrobili tego, a takie podejście nie pozwala im klaskać na stadionie. Uznaję ich starty za coś niemoralnego - tłumaczy.

ZOBACZ Żużel. Magazyn PGE Ekstraligi. Lindgren i Frątczak gośćmi Musiała

Czy Komarnicki nie obawia się, że jego śladem pójdą gorzowscy kibice? Jeśli wielu z nich zdecyduje się na podobny protest, to klub może mieć problemy z frekwencją. - To jakiś absurd. Nikogo nie namawiam, żeby robił to, co Komarnicki. Nikt nie musi powielać mojego zachowania. Nawet jeśli ktoś uzna, że mam rację, to z całą pewnością nie pójdą za mną tłumy - przekonuje.

Co ciekawe, Komarnicki nie krytykuje Polskiego Związku Motorowego za to, że uchylił furtkę dla Rosjan z polskimi paszportami. Jego zdaniem ta decyzja jest pod wieloma względami zrozumiała. - Rozumiem to podejście. Polski Związek Motorowy dość długo był przeciw, ale nie można z tego powodu iść na wojnę i ryzykować odszkodowań. To byłby absurd, gdybyśmy jeszcze płacili im za to, że u nas nie jeżdżą. Potrafię zatem to usprawiedliwić, ale mam swój rozum i z tego powodu nie muszę i nie będę chodzić na stadiony, kiedy oni będą jeździć - podsumowuje.

Zobacz także:
Polski żużlowiec oskarżony