Konrad Cinkowski, WP SportoweFakty: Po raz ostatni na żużlowych torach oglądaliśmy cię w 2015 roku. Co u ciebie słychać?
Rafał Malczewski, były zawodnik, wychowanek Włókniarza Częstochowa: A wszystko w porządku, dziękuję. Od dwóch lat przesiaduję na Wyspach.
Zdarza ci się odwiedzać brytyjskie stadiony, czy musisz się zadowolić transmisjami internetowymi i telewizyjnymi?
Niestety, ale jeszcze nie miałem okazji być na brytyjskim speedwayu. W tym roku zamierzam jednak kilka stadionów odwiedzić.
Nie kusiło cię nigdy, by wrócić na tor? W SGP Championship legitymowałbyś się niskim CMA, ale i tak czysto amatorsko, to wiele lat ścigał się tam np. Mirosław Daniszewski.
Szczerze? Mam chęć pojeździć, ale to tak sobie, rekreacyjnie. Nic więcej nawet się nie zagłębiałem w takie tematy.
ZOBACZ WIDEO: Magazyn PGE Ekstraligi. Dudek, Holder i Ferdinand gośćmi Musiała
Porozmawiajmy o tym, co było. Jak z perspektywy czasu oceniasz swoją karierę?
Zawsze mogłoby być lepiej. Jakieś puchary i medale są, więc będę miał co opowiadać dzieciom.
Miałeś smykałkę do żużla i to nie jest tylko moja opinia. Może nie uchodziłeś za następcę Golloba, ale drzemał w tobie jakiś potencjał. Co poszło twoim zdaniem nie tak, że tej kariery nie udało się zrobić nieco większej?
Na pewno brak funduszy na kontynuowanie kariery. Później sam się gdzieś pogubiłem, nie wiedziałem, co chcę dalej robić. Wyszło, jak wyszło. Ale czegoś ten epizod mnie w życiu na pewno nauczył.
A co mi odpowiesz kiedy powiem ci, że w parze z potencjałem nie poszła cięższa praca?
A co ja mam ci powiedzieć? Trenowałem i robiłem, co tylko mogłem. Jednak jak już wspomniałem, gdzieś się sam pogubiłem w tym wszystkim.
Z drugiej strony twój rówieśnik Artur Czaja uchodził za talent, ciężko pracował, a na żużlu pojeździł niewiele dłużej od ciebie...
Artur to trochę inna bajka.
Dlaczego?
Miał przede wszystkim na wszystko pieniążki. Nie wiem dokładnie, co u niego poszło nie tak, ale wydaje mi się, że podjął słuszną decyzję, by pomóc tacie w prowadzeniu firmy.
Kontuzje też cię nie oszczędzały, bo praktycznie każdy upadek przypłacałeś urazem i to nie takim "łatwym", który pozwoliłby ci wrócić na tor po kilku dniach.
Dokładnie tak jak mówisz. Każdy, nawet ten z pozoru "lekki" upadek kończył się dla mnie urazem. Nie mam pojęcia, czym to było spowodowane, ale na szczęście przy upadkach liczyć nie mogłem (śmiech).
Który upadek uważasz za najkonkretniejszy i najpoważniejszy?
Na pewno nie zapomnę pierwszego wypadku, który był jeszcze na mini torze w Rybniku-Chwałowicach, gdzie po raz pierwszy złamałem nogę. Później w Lublinie, ale to już na pięćsetce. To były dwa takie potężne dzwony.
Pamiętasz cokolwiek z Lublina?
Szczerze powiedziawszy, to to, co się stało, to wiem z filmiku, który kręciła moja mama.
Słyszałem taką historię, że po tym dzwonie byłeś tak oszołomiony, że byłeś pewien, że znajdujesz się w totalnie innym miejscu, a olej, który trzymał twój tata w ręce, uznałeś za zwykły napój (śmiech).
Tak! Jest dokładnie tak, jak mówisz, ale ja tego nie pamiętam. Obudziłem się dopiero na drugi dzień w szpitalu, kiedy już byłem po operacji. Wtedy był szok, że jestem w szpitalu i że nie mogę się ruszać (śmiech).
Takie sytuacje sprawiają, że gdzieś z tyłu głowy pojawia się taka myśl, że może warto dać sobie spokój z żużlem?
Nie. Ani przez chwilę mi to nie przeszło przez myśl. Inaczej moja rodzina do tego podchodziła, bo namawiali mnie, żeby skończyć, ale ja się nie poddałem i jechałem dalej.
Uważasz, że dziś przy zapisach regulaminowych dających miejsce w składach zawodnikom u21, u23 i u24 udałoby ci się więcej osiągnąć?
Teraz to wiesz... możemy sobie gdybać. Wcześniej takich przepisów nie było i dużo chłopaków było zmuszonych zakończyć kariery po przejściu w wiek seniora. Być może byłoby lepiej, ale tego się już nie dowiemy.
A z żużlem jesteś rozliczony na zero? Pytam, bo kiedyś wspomniałeś, że był jeden klub, a konkretniej ŻKS Ostrovia, która nigdy zaległości nie uregulowała.
Kiedy klub ogłosił upadłość, to sobie możemy pomarzyć o jakiejkolwiek spłacie. Dla mnie to temat zamknięty.
Zapaść finansowa trafiła ci się również we Włókniarzu. To też miało jakiś wpływ na twoją stagnację rozwojową?
I tak i nie. Bo jednak zawsze mogłem liczyć na pomoc ze strony klubu.
W 2016 roku mogłeś podpisać nową umowę we Włókniarzu, ale do tego nie doszło. Michał Finfa powiedział wówczas, że postawiłeś warunki, których klub nie mógł zaakceptować. Możesz dziś zdradzić, o co chodziło?
Chciałem mieć pewność startów. Tego nie udało się osiągnąć i stąd też brak porozumienia.
Utrzymujesz jeszcze kontakt z kolegami z torów, czy to z Włókniarza, czy z innych klubów, czy odciąłeś się nieco od tego środowiska?
Oczywiście, że tak. Nie są to może takie relacje, jak te, kiedy spędzaliśmy czas od rana do wieczora na stadionie, ale rozmawiamy ze sobą.
Porozmawiajmy chwilę o klubie, który jest najbliższy twemu sercu. Jak oceniasz wymianę Fredrika Lindgrena i Bartosza Smektałę na Mikkela Michelsena i Maksyma Drabika?
Jak to się mówi - nazwiska nie jadą. Zobaczymy, co przyniesie sezon. Działacze wiedzieli, co robią i mam nadzieję, że w tym sezonie Włókniarz będzie w złotej koronie.
Myślisz, że Włókniarz jest w stanie po dwudziestu latach zdobyć mistrzostwo Polski, czy jednak Motor Lublin i Betard Sparta Wrocław między sobą rozstrzygną kwestię złotego medalu?
Ja jestem zdania, że już w ubiegłym sezonie byli w stanie zdobyć ten tytuł, ale zabrakło szczęścia. Za biało-zielonych trzymam mocno kciuki, jak co roku. Mam nadzieję, że w tym sezonie będziemy świętować mistrzostwo.
Nigdy nie ukrywałeś swojej miłości do klubu i udzielania się wśród największych fanatyków. Jak to się stało, że żużlowiec tak mocno zaangażował się w życie kibicowskie?
Od małolata z kolegami z osiedla chodziliśmy na mecze Włókniarza. Później wkręciłem się w szeregi grupy kibicowskiej i przyszła zajawka do "gry" na bębnie. Ja ci coś powiem. Warto, by każdy zawodnik dobrze żył z kibicami swojej drużyny.
Tu trzeba też zaznaczyć, że nigdy nie byłeś kibolem, bo tak nazwał cię dziennikarz pewnego medium. Co ty, jako jeden z przedstawicieli właśnie tej kibicowskiej społeczności uważasz o wrzucaniu wszystkich kibiców do jednego wora z napisem "Kibole"? Bo dziś tak na dobrą sprawę można tak nazwać każdego, choćby zwykłego fana, który rzuci jakimś wulgaryzmem…
Szczerze? Nie przeszkadza mi to i nie interesuje mnie zbytnio, kto i co na mój temat napisał. Ja uważam się za kibica, który ma biało-zielone serce. A to, że ktoś mnie nazwał kibolem... Teraz jest tak, jak mówisz, ktoś idzie całą rodziną na mecz, to jest wrzucany do jednego wora, bo przecież dla wielu każdy kibic to bandyta. Szkoda tylko, że nie napiszą takie osoby, ile dane grupy kibicowskie pomogły tym, którzy byli w bardzo dużej potrzebie.
Korzystając z okazji pozwolisz, że chciałbym pozdrowić całą moją rodzinę oraz znajomych ze Speedway Challenge, jak i całe Individual SpeedwayChallenge League.
Czytaj także:
To oni za kilka lat mogą stanowić o sile Stali Gorzów
Jeszcze nie zadebiutował, a kibice już zachwyceni. To będzie strzał w "10"?