- Gdy 24 lutego usłyszałem o tym, co się dzieje, byłem w szoku. Od razu wiedzieliśmy, że to nie jest dobra sytuacja dla nikogo. Niemal natychmiast pojawiły się plotki, że zostaniemy zawieszeni i nie będziemy mogli jeździć na żużlu. Decyzję poznaliśmy zanim została ona oficjalnie ogłoszona. To był dla nas przykry moment, ale rozumiałem powody takiej decyzji FIM - przyznaje Emil Sajfutdinow w rozmowie z magazynem Speedway Star.
Rosyjski żużlowiec miał pecha, bo przedstawiciele PZM jako jedyni działacze sportowi w Polsce aż tak mocno potępili wszystkich sportowców z kraju agresora i przez cały rok nie dali się namówić do złagodzenia swojej polityki, nawet wobec Rosjan z polskimi paszportami.
Sajfutdinow przyznaje, że od pierwszego dnia zawieszenia robił wszystko, by móc wrócić do rywalizacji sportowej i wierzył w szybkie zakończenie wojny. Codziennie włączał telewizor z myślą o przełomowej informacji, która pomoże mu w powrocie na tor.
- Zdaję sobie sprawę, że dla wielu innych osób ten czas był znacznie trudniejszy niż dla mnie, ale całą rodziną dość mocno przeżyliśmy to, co się działo wokół nas. W ciągu dwóch pierwszych dni dostałem tak wiele przykrych wiadomości w mediach społecznościowych, że zdecydowałem się zamknąć swoje kanały komunikacji z fanami. Liczba tych wiadomości była nieprawdopodobna. Przykro mi, że ludzie nie potrafią zrozumieć, że w nocy pomiędzy 23 a 24 lutego nie zmieniłem się i wciąż byłem tym samym człowiekiem. Ja nikomu nic złego nie zrobiłem. Jestem tylko sportowcem. To świat się zmienił, a nie ja - argumentuje 33-latek.
ZOBACZ WIDEO: Magazyn PGE Ekstraligi. Dudek, Holder i Ferdinand gośćmi Musiała
Tuż po wybuchu wojny zawodnik zamieścił na swoim Instagramie grafikę złączonych rąk w barwach Rosji i Ukrainy z podpisem „jesteśmy braćmi”. Potem jednak wykasował ten wpis i już więcej nie poruszał tego tematu.
Przez cały okres zawieszenia zawodnik trenował dwa razy w tygodniu. Starał się także regularnie jeździć na torach w całej Europie. Okazuje się, że nawet w najtrudniejszych momentach mógł liczyć na pomoc środowiska żużlowego.
- Skupiałem się na powrocie do żużla i zacząłem rozmawiać z odpowiednimi osobami. Nie mogę ujawnić wszystkiego, ale naprawdę wiele osób okazało się bardzo pomocnych. Chciałbym im bardzo podziękować - przyznaje tajemniczo. Wiadomo, że wśród osób, które najmocniej walczyły o powrót Rosjan, byli choćby przedstawiciele For Nature Solutions Apatora Toruń.
Ostatecznie udało się zmiękczyć stanowisko PZM, ale jednocześnie trudno sobie wyobrazić, by zawodnik był w stanie wkrótce wrócić do rywalizacji międzynarodowej. Zawodnik jest zresztą z tym pogodzony i w przyszłym roku zamierza skupić się na występach w PGE Ekstralidze i Premiership.
- Na ten moment moja kariera w mistrzostwach świata i mistrzostwach Europy jest prawdopodobnie zakończona. Obecnie nie ma szans, bym mógł wrócić do jazdy w tych zawodach. To oczywiście trudna sprawa, ale jednocześnie mam świadomość, że na świecie wiele osób ma teraz znacznie poważniejsze problemy niż mój powrót do Grand Prix. Tak staram się na to patrzeć
Sajfutdinow jednocześnie potwierdza, że gdyby w tym roku nie umożliwiono by mu powrotu do żużla, to był przygotowany na zakończenie kariery. - Nie mogłem czekać kolejnego roku. Musiałbym coś zrobić ze swoim życiem. Zresztą nie chodzi tylko o mnie, ale o cały team, mechaników. Oni w 2022 roku pracowali mniej, ale przecież nie mogliby w nieskończoność czekać na decyzję, czy będę mógł wrócić do ścigania - dodaje Rosjanin z polskim obywatelstwem.
Czytaj więcej:
Legenda ma propozycję dla PZM
GKM długo nie odda zawodnika?