Goście z Lublina rywalizację w Częstochowie zaczęli od mocnego uderzenia. Po czterech biegach prowadzili już różnicą ośmiu punktów. Później Tauron Włókniarz starał się odrabiać straty, a trener Lech Kędziora ratował się rezerwami taktycznymi, ale finalnie nie przyniosło to pożądanego efektu, jakim byłoby odwrócenie losów spotkania.
Liderem Lwów w tej konfrontacji był Mikkel Michelsen, według którego to właśnie początek meczu zadecydował o końcowym rezultacie. - Trochę długo nam zajęło, żeby wejść w mecz. Motor mocno rozpoczął te zawody. Poza tym, tor trochę się różnił od tego, co zazwyczaj mamy na treningach. Miało na to wpływ pogoda, poza tym tor był przykryty plandeką, ale był on taki sam dla obu drużyn. Zawodnicy z Lublina dużo szybciej połapali się, jak obierać poprawne ścieżki na tym torze, a nam zajęło to nieco za długo - mówił Duńczyk po spotkaniu do dziennikarzy w Ekstraliga Media Center.
Mecz na pewno wyglądałby inaczej, gdyby częstochowianie mogli skorzystać z Kacpra Woryny. Ten jednak w dalszym ciągu nie jest w stanie ścigać się na najwyższym poziomie, bo odczuwa skutki upadku z finału MPPK w Rzeszowie.
ZOBACZ WIDEO: Grzegorz Zengota: Leszno jest moim domem, oby na lata
Michelsen trzyma kciuki za swojego klubowego kolegę. - Przegraliśmy ośmioma punktami bez Kacpra, więc może z nim byłoby inaczej. Jeśli o niego chodzi, to najlepsze informacje będzie można uzyskać od niego samego. Nie mam możliwości wypowiadać się za niego, bo to nie moja kontuzja. Nie wiem nic więcej, ale mam nadzieję, że Kacper jak najszybciej się wyleczy - skomentował zdobywca 14 punktów.
- Kiedy przegrywasz mecz, to uczucie zawsze jest takie samo - towarzyszy ci rozczarowanie. Walczyliśmy bardzo ciężko do samego końca, ale na ten moment Motor był silniejszy - kontynuował lider gospodarzy w niedzielnym meczu.
Mikkel Michelsen został ciepło przyjęty nie tylko przez miejscową publiczność, ale również przez sympatyków drużyny gości, którzy jak zwykle stawili się w sporej liczbie na meczu w Częstochowie. - To miłe. Naprawdę nie wiedziałem jakiej reakcji oczekiwać po tym, gdy odszedłem z drużyny po zakończeniu poprzedniego sezonu. Wsparcie ze strony kibiców z Lublina było niesamowite. To była dla mnie przyjemność i jestem im za to wdzięczny. Na pewno jednak mój humor byłby lepszy, gdybyśmy odnieśli zwycięstwo - przekazał Duńczyk.
Podobnie jak w naszym Magazynie PGE Ekstraligi, podkreślił, że rywalizacja przeciwko Platinum Motorowi Lublin nie była dla niego czymś nad wyraz szczególnym. - To był dla mnie mecz jak każdy inny. Chcieliśmy go wygrać, ale niestety nam się to nie udało. Oczywiście, to jest coś specjalnego ścigać się przeciwko swojej byłej drużynie, lecz gdy zakładam kask, rywalizacja staje się dla mnie taka sama jak w każdym innym starciu - podsumował.
Czytaj również:
- Świącik odniósł się do plotek na temat Woryny
- Niedopatrzenie Artioma Łaguty. Będzie się tłumaczył przed KOL?