Mateusz Makuch, WP SportoweFakty: Z przebiegu meczu był to dla was zwycięski remis czy jednak odczuwacie niedosyt, że zabrakło punktu do wygranej?
Stanisław Chomski, trener ebut.pl Stali Gorzów: Nie można być pazernym. Przyjechaliśmy do drużyny, która jest typowana do walki o najwyższe cele. W sytuacji minus 10 wyciągnęliśmy remis, więc jestem dumny z moich zawodników. Bardzo dobrze funkcjonowała komunikacja w zespole, o którą wszyscy zabiegamy. To daje efekty, bo widzę, że zawodnicy nie skupiają się tylko na sobie, ale też są zainteresowani dlaczego koledze nie poszło. Mecz był bardzo trudny, bo w większości biegów nie błyszczeliśmy na starcie.
To był chyba kluczowy element do wygrywania tego dnia.
W ogóle w sporcie motorowym start odgrywa kluczową rolę. Było wiadomo, że na dystansie to my możemy popełnić więcej błędów niż gospodarze i tak się stało. Zrobiliśmy dwa błędy, które być może spowodowały, że osiągnęliśmy tylko remis. Z drugiej strony cieszymy się z tego, bo mogliśmy też to spotkanie przegrać.
ZOBACZ WIDEO: Miał być następcą Zmarzlika. Były prezes o zjeździe formy juniora. "Do tego się nie przyzna"
Po 12 biegach przegrywaliście dziesięcioma "oczkami". W tym momencie pan dalej wierzył, że możecie z Częstochowy wywieźć punkty do tabeli?
Impuls dał nam wyścig 13. Powiedziałem drużynie, że trzeba wszystko zrobić, bo jest jeszcze szansa. W 14. biegu startowaliśmy z mniej korzystnych pól, czyli drugiego i czwartego, a na dodatek ze strony przeciwnika jechali bardzo dobrzy startowcy w osobach Drabika i Miśkowiaka. W nas była jednak duża determinacja, by to rozegrać na pierwszym łuku i to się udało.
Ten bieg wygrał Szymon Woźniak, który nie błyszczał. Jak udało się go zbudować na tak istotny moment spotkania?
Szymon wie, jakiego konia odstawił, a do którego potem wrócił i co zrobił. Chwała mu za to. Biję się z myślami, że może gdyby nie to, to byłoby lepiej, ale kto to teraz wie. Fajnie, że na koniec zaskoczył tak jak trzeba. To pozytywne, gdy kończy się mecz i wie się, dlaczego się wygrywało bądź przegrywało.
Jak udało wam się zatrzymać rozpędzonego Mikkela Michelsena?
Był bardzo szybki, ale dało się zauważyć, że jak miał problem ze startem, to został pokonany. Kluczem do tego remisu był bieg 14. Moi zawodnicy udźwignęli jego ciężar. Nawet nie jestem rozczarowany punktem Oskara Fajfera, bo równie dobrze mógł przyjechać czwarty i zostalibyśmy bez remisu.
Anders Thomsen. Dużo się zastanawiano w jakiej formie będzie ten zawodnik na początku sezonu, wiadomo, że przeszedł ciężką kontuzję, a tymczasem dyspozycję ma fenomenalną...
Media są fajne, bo lubią dokładać sobie swoją ideologię. Rzekomo pierwszego meczu nie chcieliśmy jechać, bo Anders nie był zdrowy, bo to czy tamto. To tak jak tutaj w Częstochowie z Kacprem Woryną były od razu podejrzenia, że mu nie płacą, że wypadek samochodowy... Jak ja tego słucham, to mi się flaki wywracają. Nie wiem, kto wypisuje takie bzdury, dyrdymały. Trzeba się zastanowić. No chyba, że polega to na tym, że tym portalom zależy tylko na większej liczbie kliknięć. Tak mi się wydaje. Jeżeli ktoś pisze rzeczowo, to pisze o prawdzie. Można pisać o złych rzeczach, ale wyraźnie to podkreślę: rzeczowo.
Dlatego właśnie o tę prawdę dotyczącą Andersa chciałem pana zapytać. Jego forma jest...
Jak widać. Umie jechać, dojrzewał długo. Przyszedł do nas jako nieopierzony zawodnik z bardzo dużymi predyspozycjami. To podobny przypadek do Mikkela Michelsena, który trafił do Lublina, a Anders do nas. Ich kariery się bardzo fajnie rozwijają i wiedzą, na czym żużel polega. Potrafią się znaleźć w tym środowisku i nawet kontuzja, która się Andersowi przytrafiła, tego nie zachwiała. Trzeba jednak docenić, ile pracy on włożył w to, by być w takiej dyspozycji. On sam to wie najlepiej. Ja miałem od niego dużo sygnałów, jak ciężko pracuje i teraz są tego owoce.
On sam też mówił o tym, że po odejściu Bartosza Zmarzlika większa odpowiedzialność spadnie na niego, Martina Vaculika czy Szymona Woźniaka. Stal Gorzów od początku sezonu zaskakuje i zamyka usta ekspertom. Jak to się robi panie trenerze?
Bartek był u nas wybitnym liderem. Nie tylko pod względem punktów, ale był też kapitanem i to funkcjonowało doskonale, bo zawodnicy mogli od niego czerpać pewne wzorce, ale oczywiście nie było tak, że wszystko to, co pasowało Bartkowi, pasowało też reszcie. Po jego odejściu zwolniło się miejsce, które nie pozwalało pozostałym wyjść bardziej do przodu, bo gdy jechali we dwóch, to któryś z nich musiał wygrać. Z reguły wygrywał Bartek. Teraz go nie ma, a w pozostałych zrodziły się nowe pokłady energii. Widzą, że też mogą być liderami zespołu. Jak to się mawia, umarł król, niech żyje nowy król.
Oskar Fajfer pokazuje się z pozytywnej strony. Dojrzał do tego, by zadomowić się w PGE Ekstralidze czy za wcześnie na takie wnioski?
Myślę, że ma pełne predyspozycje. Poza tym, co tu ukrywać. Ekstraliga dysponuje większymi finansami niż niższe ligi, zawodnicy też mają swoje rodziny, które muszą utrzymać i być może nie zawsze ich stać na taką swobodę sprzętową. Sądzę, że to jest kluczowe, a jeżeli ktoś potrafi czerpać z doświadczenia bardziej obytych w tych rozgrywkach kolegów, to taki jest efekt jak w przypadku Oskara Fajfera.
Pewnie sprowokuję pana tym pytaniem. Czy Stal Gorzów zatrzyma Motor Lublin w następnej kolejce?
Bardzo byśmy chcieli, ale zdajemy sobie sprawę, kto do nas przyjeżdża. Motor ma wybitnych zawodników. Powalczymy. Nie powiem, że jestem optymistą, ale jesteśmy zdeterminowani, żeby ten mecz rozstrzygnąć na własną korzyść. Będzie to ciekawe spotkanie, aczkolwiek nie ma czasu, by w tym rytmie treningowo-startowym odpowiednio się przygotować. Prawdopodobnie zostanie nam jedna jednostka treningowa, która jeżeli nam wyda, to efekt będzie taki, że będziemy się cieszyć z wygranej.
Mówi pan, że nie jest optymistą, ale wasze trzy dotychczasowe mecze pozwalają ten optymizm zachowywać...
Może to źle zabrzmiało. Nie jestem hurraoptymistą, tylko realistą i wiem, że realnie możemy z nimi wygrać. Tonuję po prostu nastroje, że wygramy z Motorem, bo w Częstochowie zremisowaliśmy. To już jest historia. Wiemy, jakimi atutami dysponują zawodnicy z Lublina. Języczkiem u wagi będzie dyspozycja formacji juniorskich oraz U24. Jeżeli to zafunkcjonuje, to uważam, że może być dobrze.
Czytaj również:
- Cieślak: Włókniarz miał szczęście, że nie przegrał
- Madsen nie rozumie, co się stało