Po bandzie: Wszystkie twarze Madsena [FELIETON]

- Chciałbym też przyznać nagrodę fair play temu żartownisiowi z Grudziądza, który domagał się ostrzeżenia dla Damiana Ratajczaka za dwukrotne dotknięcie taśmy daszkiem. To ta bardziej żałosna strona żużla - pisze w swoim felietonie Wojciech Koerber.

Wojciech Koerber
Wojciech Koerber
Leon Madsen WP SportoweFakty / Patryk Kowalski / Na zdjęciu: Leon Madsen
"Po bandzie" to cykl felietonów Wojciecha Koerbera, współautora książek "Pół wieku na czarno" i "Rozliczenie", laureata Złotego Pióra, odznaczonego brązowym medalem PKOl-u za zasługi dla Polskiego Ruchu Olimpijskiego.

***

Na początek muszę się wkupić w łaski Mateja Zagara i stanąć w obronie komandosa. Choć jako wojskowy potrafi bronić się sam, co zresztą udowodnił w minioną niedzielę. Otóż żółta kartka, którą obejrzał za gest nasłuchiwania gwizdów z bydgoskich trybun to coś w rodzaju zamachu na prawa człowieka. Chamstwa i środkowych palców nie toleruję, niemniej w naprawianiu świata zachowajmy zdrowy rozsądek. Sport to widowisko i emocje. To również relacja między aktorami i widzami. Mają oni prawo się prowokować i odpowiadać w pewnych ramach. Ba, nawet powinni.

Rozumiem, że to się działo w niedzielę, jednak już było po mszy świętej.

Być może arbiter Andrzej Kraskiewicz położył sobie na pulpicie, obok księgi regulaminowej i manualu pana Leszka, Biblię. A w niej stoi wyraźnie: "Jeśli cię kto uderzy w prawy policzek, nadstaw mu i drugi." Dlatego pozwolę sobie nadać panu sędziemu tytuł sprawiedliwego wśród żużlowych narodów świata. Ewidentnie chciał, by wygwizdywany Zagar spuścił głowę i pokornie się w ten świst wsłuchał.

ZOBACZ WIDEO: Co ze zdrowiem Fredrika Lindgrena? "To jest męczące dla mnie i innych ludzi"

Aha. Zauważyłem, że po jednym z biegowych zwycięstw Zagar obdarzył swojego mechanika uśmiechem. No ludzki pan. Albo mięknie na stare lata. Gdy zaś zaczął bić brawo widzom na trybunach, już po upomnieniu przez sędziego, wykazał się charakterem i inteligencją. Zatem weekend w wykonaniu Słoweńca należy tym razem zapisać na duży plus.

Nie mogę się też nacieszyć postawą Grzegorza Zengoty, który co kolejkę dopisuje sobie do rozkładu kolejnego mistrza świata. Najpierw strzelił Jasona Doyle'a, później we Wrocławiu Taia Woffindena, a ostatnio w Grudziądzu Nickiego Pedersena. Okazuje się, że Fogo Unia na ostatnią chwilę - w trybie awaryjnym - ściągnęła drugą strzelbę ekipy. I to taką, która nie zacina się w najbardziej stresujących momentach. Co prawda w minioną niedzielę karty zostały rozdane wcześniej, ale to znów Zengi wygrał pod taśmą pojedynek największych rewolwerowców.

Za to starcie w Lesznie z Wilkami ważyło się do ostatniego biegu i wtedy Grzegorz również wystrzelił jak należy. Dodam tylko, że jego playlista z tego typu zagraniami jest już całkiem długa, w pamięci mam choćby 2017 rok, gdy na Olimpijskim leszczynianie wyrwali gospodarzom złoto w finale play-off Drużynowych Mistrzostw Polski. Jednym z czterech bohaterów wyścigów nominowanych był właśnie Zengota.

Chciałbym też przyznać nagrodę fair play temu żartownisiowi z Grudziądza, który domagał się ostrzeżenia dla Damiana Ratajczaka za dwukrotne dotknięcie taśmy daszkiem. To ta bardziej żałosna strona żużla. Nawiasem mówiąc, jeszcze przed sezonem wysłałem do Tygodnika Żużlowego felieton, w którym sugerowałem, że obniżenie taśmy to zamach na Tobiasza Musielaka i innych podopiecznych zmarłego dr. Misiaka, którzy ustawią się na polach drugim lub trzecim. Tam, gdzie linki unoszą się nieco później niż na polach skrajnych, przy start maszynie. A tu się okazuje, że problem dotknął również, par excellence, Ratajczaka, a więc jednego z najwolniej ruszających uczestników najlepszej ligi świata. Nie pierwszy to przypadek w tym roku i nie ostatni, bo wcale nie o podmuchy wiatru tu chodzi. No ale żebyśmy tylko takie problemy mieli.

Mecz był efektowny, szkoda tylko, że młody Pludra nabroił na sam koniec. Zresztą zachowanie po wyścigu, gdy starszy kolega leżał i cierpiał, też warto przepracować z kimś rozsądnym. Mimo wszystko, staram się znaleźć odrobinę zrozumienia dla samej postawy na torze, tak bardzo agresywnej. Bo jednak mieliśmy do czynienia z sytuacją, o której często mówimy, lecz na którą trenerzy rzadko się decydują. By w kluczowym biegu nominowanym postawić na młodzieżowca, zamiast na bardziej doświadczonego kolegę. Młody człowiek, zdając sobie sprawę z powagi sytuacji, i mając na karku pełny stadion, starał się po prostu odwdzięczyć. Dać z siebie wszystko, nie zawieść. I dał zbyt wiele.

Szkoda, że Pludra dał się ponieść, bo warto zauważyć, że niewiele brakowało, by zameldował stuprocentowe wykonanie zadania. Szybko połknął Bartka Smektałę i równie błyskawicznie zbliżył się do wolnego Holdera. Gdyby tylko utrzymał konia w ryzach, bardzo możliwe, że niedługo później przeskoczyłby i Australijczyka. Wyszedł jednak z tego brutalny faul, choć zwłaszcza ujęcie kamery z tyłu pokazało, że i Holder swoje błędy popełnił. Dość mocno wykontrował w szczycie łuku motocykl, wytracił prędkość, której w niedzielę za wiele nie miał, a później próbował wrócić na właściwą ścieżkę. I zrobił się bałagan. Skutki bywają okropne, gdy ten wolniejszy znajdzie się z przodu, a szybszy próbuje załatwić sprawę od razu i w taki sposób, by nie było co zbierać.

I jeszcze słówko o Leonie Madsenie. Mianowicie uśmiechałem się ostatnio, gdy słuchałem eksperckiej dyskusji, w której przekonywano nas, że Duńczyk się zmienił i teraz to zwierzę mocno stadne. Tzn. drużynowe. Guzik prawda, Madsen to aktor, w związku z czym nakłada różne maski i pokazuje różne twarze. Ale prawdziwa jest jedna - ta egoistyczna i egocentryczna. Można ją zobaczyć w kuchni, ale i w salonie, gdy bez opamiętania strzela do swoich rywali. Efekt jest później taki, że na samym końcu zostają mu tylko ślepaki.

Wojciech Koerber

Zobacz także:
Negatywne komentarze poprawiały mu humor. Myśli o rozwinięciu własnego biznesu
- Józef Jarmuła oskarża PZM o zbyt małą pomoc finansową. Jest reakcja!

Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×