W zawodach indywidualnych nie zajmował najwyższych miejsc. Nie posiada z takich imprez medali i innych nagród. Drużynowo za to osiągnął wiele. Ośmiokrotnie zdobywał krążek Drużynowych Mistrzostw Polski, w tym złoto w roku 1974. Gdy startował w Częstochowie, mówiło się, że idzie się na niego, a nie na żużel.
Artysta na torze
Józef Jarmuła, bo to o nim mowa, zasłynął ze swojego niezwykle widowiskowego stylu jazdy. Wiele osób, wspominając lata 70., opowiada, że specjalnie przegrywał starty, tylko po to, aby później na trasie mijać swoich rywali. Wykorzystywał całą szerokość toru, balansował na motocyklu oraz podnosił prawą nogę na łukach. W pewnym sensie wyprzedził swoje czasy, ponieważ wówczas takie zachowania nie były powszechne.
To powodowało, że kibice wręcz za nim szaleli. Fani zgromadzeni na trybunach uwielbiali oglądać jak Jarmuła "robi show" na torze. Często sędziowie wykluczali go za niebezpieczną jazdę. On sam się tym nie przejmował, a jak twierdził, nie robił tego dla popisów, a po to, aby wygrywać. Mimo wszystko kopanie motocykla, machanie rękoma i wiele innych zachowań można uznać za odgrywanie pewnego rodzaju roli (Więcej o tym można przeczytać TUTAJ).
ZOBACZ WIDEO: Jak wygląda walka o skład w GKM? Szczepaniak o powodach wypadnięcia ze składu
Życie po skończeniu kariery
Zdarza się, że w życiu sportowców, a zwłaszcza tych, którzy startowali jeszcze w ubiegłym wieku, po zakończeniu czynnej kariery przychodzi wiele kryzysów i pojawiają się różne problemy. Gdy żegnał się z kibicami, prosił ich, aby o nim nie zapomnieli. Wydaje się, że oni go posłuchali, ale to nie ustrzegło urodzonego na Węgrzech żużlowca od sytuacji, w jakiej się obecnie znajduje, o czym mówił w rozmowie z "Tygodnikiem Żużlowym”.
- W Raciborzu mieszkam. Mam 1400 złotych na czysto do przeżycia i to już po podwyżce. Żyję bez prądu, bo nie stać mnie na opłacenie rachunków. Żużel mnie kopnął i zapomniał o mnie. Człowiekowi zwyczajnie robi się przykro. Tyle serca oddałem dla żużla, tyle wysiłku. W duchu myślę, że dalej jestem popularny i w sercach wielu kibiców zajmuję ważne miejsce - przyznał były zawodnik Włókniarza Częstochowa.
Wspomniał on także o historii, która wydarzyła się przed jednym z meczów ROW-u, a zamieszany w nią był także Krzysztof Mrozek. Jarmuła wraz z kolegą pojechali do Rybnika, żeby obejrzeć spotkanie. Tam jednak nie chcieli go wpuścić na stadion. Sam prezes klubu, pomimo tego, że rozpoznał byłego żużlowca, nie wprowadził go na obiekt i przekazał, że ma pozyskać bilet tak jak inni.
- Poprosiłem przez szparę prezesa, wyjaśniłem, kim jestem, prosiłem ochroniarzy, ale nie chcieli wpuścić. Kibice nawet zaczęli krzyczeć do nich i prosić, bo mnie poznali. W końcu przyszedł ten prezes klubu, którego ja nawet nie chcę nazwiska wymieniać i powiedział mi na odczepnego "panie Jarmuła, ja sobie też muszę bilet kupić" - przekazał 81-latek.
Dodatkowo atakuje on także Polski Związek Motorowy, który, w jego opinii, nie pomaga wystarczająco zawodnikom na emeryturze, chociaż publicznie chwalą się wspieraniem takich osób. - Byłem w kadrze narodowej przez 21 lat i tego nikt mi nie odbierze. Polski Związek Motorowy chce mi tylko odebrać i uznali, że nie zasługuję na pomoc - powiedział.
- Opowiadają bajki o fundacji, o akcjach pomocy dla byłych zawodników, a widać jak to wygląda. Chciałem od nich 2,5 tysiąca złotych rocznie na przeżycie i na opłacenie rachunków. Mam 14 tysięcy długu, który narasta i nie jestem go w stanie spłacić, bo nie mam z czego. Napisałem do Warszawy z prośbą o pomoc, to Warszawa wysłał mi w tamtym roku 1700 zł. Odpisali, że nie ma pieniędzy i to wszystko - zakończył Józef Jarmuła.
Zapłata za wywiady
Kilka lat temu, gdy były żużlowiec już zmagał się z kłopotami finansowymi, dziennikarze zgłaszali się do niego, aby porozmawiać i przedstawić szerszemu gronu jego historię. Ten godził się na takie reportaże, ale tylko pod warunkiem wypłaty pieniędzy. - Nie chodziło o małe kwoty, bo mowa była o 500 czy 1000 złotych - wspomina dziennikarz WP SportoweFakty Mateusz Puka.
W przeszłości miał chwalić materiał o sobie, stworzony przez jedną z redakcji, ale jednocześnie czuł się oszukany, ponieważ oczekiwał za niego pieniędzy. Takie zachowanie może dziwić, tym bardziej że w Polsce nie ma zwyczaju płacenia za wywiady, nawet z najpopularniejszymi sportowcami. Nasza redakcja także próbowała skontaktować się z byłym żużlowcem, ale bezskutecznie.
Ostatecznie polskie władze żużlowe postanowiły nie przechodzić obok oskarżeń obojętnie i zareagowały na słowa wypowiedziane przez 81-latka.
- Pan Jarmuła otrzymywał bezpośrednią pomoc finansową od Polskiego Związku Motorowego od 2014 roku do 2022 roku, co za tym idzie zarzuty o braku pomocy ze strony PZM, są niezasadne. Podkreślam, że pomoc przyznawana jest w oparciu o Regulamin Zapomogowy Polskiego Związku Motorowego. Z kolei Fundacja Polskiego Związku Motorowego może przekazywać środki dla zawodników poszkodowanych w wypadkach. Z przykrością stwierdzić należy, że pomimo otrzymywanej pomocy pan Jarmuła, nadal szkaluje PZM oraz osoby z nim związane - przekazał naszej redakcji Piotr Szymański, przewodniczący GKSŻ.
Czytaj także:
- Negatywne komentarze poprawiały mu humor. Myśli o rozwinięciu własnego biznesu
- Żużel. Co z hitem PGE Ekstraligi? Menedżer Motoru przekazał nowe informacje na temat toru